W tej chwili w Polsce działają 802 punkty pobrań wymazów na obecność SARS-CoV-2, które realizują testy PCR – pod koniec stycznia uruchomiono ponad 150 nowych, zaś, według informacji przekazywanych przez NFZ, w tej chwili planowanych jest uruchomienie kolejnych 80, w tym punktów całodobowych.
Brak przygotowania infrastruktury przed falą, dokładnie tak jak przewidywaliśmy dwa, trzy tygodnie temu, doprowadzi do sztucznego wypłaszczenia danych o nowych zakażeniach, czy raczej wręcz do ich zafałszowania, a fala zakażeń będzie się rozwijać w dużym stopniu poza kontrolą. Wydaje się, że ponownie wskaźniki, jakie będą oddawać skalę fali COVID-19 w Polsce, choć z wielodniowym, a nawet wielotygodniowym, opóźnieniem, to liczba hospitalizacji, liczba pacjentów na oddziałach intensywnej opieki i liczba zgonów (te jednak zobaczymy dopiero za 2-4 tygodnie). Jednak decyzje – choćby o powrocie do nauki stacjonarnej – zapadać będą wkrótce i mogą opierać się głównie na nie oddających rzeczywistości danych o samych zakażeniach.
Można się również spodziewać, że kulejące dane, nie odzwierciedlające wzrostów infekcji, będą używane do nacisku, by Polska poszła w ślady takich krajów jak Wielka Brytania czy Dania i zrezygnowała z obostrzeń sanitarnych, a już na pewno nawet z myślenia o większych rygorach. Środowiska i osoby, które wysuwają takie oczekiwania i żądania (np. część posłów Zjednoczonej Prawicy) „zapominają”, że w Danii zaszczepiono ponad 80 proc. społeczeństwa, w tym niemal wszystkie osoby (99,7 proc.) powyżej 60. roku życia. Ponad 60 proc. Duńczyków przyjęło boostera. W Polsce niezaszczepionych nawet jedną dawką jest jedna czwarta osób powyżej 60. roku życia, kolejne 25 proc. nie przyjęło boostera, więc ich ochrona może nie być wystarczająca, by zapobiec ciężkiemu przebiegowi COVID-19 i jego konsekwencjom. W pełni zaszczepionych jest nieco ponad 57 proc. Polaków.
