Obostrzenia, które obowiązują od 1 grudnia, nie były przestrzegane, więc rząd postanowił wprowadzić kolejne. Jest jednak wątpliwe, by tym razem był to „game changer”, używając określenia ministra zdrowia. Decyzje są połowiczne, a zakładany przy ich podejmowaniu kompromis wypacza sens walki z pandemią.
![](https://adst.mp.pl/img/articles/www/covid19/covid19-aktualnosci/sk211207-0207218-procpoz.jpg)
Minister zdrowia Adam Niedzielski (online z Brukseli), p.o. GIS Krzysztof Saczka i wiceminister zdrowia Waldemar Kraska podczas konferencji prasowej dot. obostrzeń, 07 grudnia 2021 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
– Musimy podjąć decyzje nieco bardziej radykalne. Obostrzenia, które zostały zaanonsowane tydzień temu nie wywołują zauważalnego efektu – stwierdził minister zdrowia Adam Niedzielski, podsumowując podczas konferencji prasowej sytuację epidemiologiczną. – Jesteśmy na średnim poziomie zakażeń ok. 20 tys. Utrzymuje się to od tygodni. To jest bardzo niepokojące. Nie ma sygnałów, które mówiłyby o wyraźnej tendencji spadkowej. Scenariusz, w którym mamy do czynienia z utrzymaniem tak wysokiej liczby zakażeń oraz dodatkowe ryzyko pojawienia się wariantu Omikron wymagają stanowczych działań – podkreślił szef resortu zdrowia, który zaledwie tydzień temu mówił w mediach, że ma „bardzo dobrą wiadomość”, gdyż liczba nowych zakażeń przestała rosnąć.
Bardzo dobrych informacji już nie ma, bo w zasadzie wszyscy analitycy są zgodni, że liczba zakażeń ustabilizowała się na bardzo wysokim poziomie i grozi nam negatywny dla systemu ochrony zdrowia scenariusz – płaskiego, długiego szczytu na poziomie, który będzie testować wydolność szpitali i przede wszystkim ich pracowników. Bardzo wysoka liczba zgonów (we wtorek – znów ponad 500) i pewność, że te statystyki będą jeszcze wyższe, sprawiły, że rząd po tygodniach odwlekania jakichkolwiek decyzji postanowił podjąć jakieś działania.
Konkrety: od 15 grudnia zmieniają się limity osób, mogących przebywać w pomieszczeniach zamkniętych z 50 proc. na 30 proc. Do tych limitów nie będą wliczane osoby zaszczepione. Gdzie tkwi haczyk? Nadal to przedsiębiorcy czy organizatorzy wydarzeń (na przykład parafie) mają weryfikować status zaszczepienia – na nie wiadomo jakiej, nie do końca ujętej w przepisach, podstawie. Na 75 proc. zostanie obniżony limit zajętych miejsc w transporcie publicznym.