Nawet „eksplozja epidemii” nie musi przyspieszyć takich decyzji – minister Adam Niedzielski przed posiedzeniem Rady Medycznej ograniczył się do zapowiedzi polityki „zero tolerancji”, z jaką policja ma egzekwować noszenie maseczek w środkach transportu publicznego. Minister poinformował również, że niezależnie od tego, jakie środki zostaną wdrożone, rząd nie podejmie decyzji o zamknięciu cmentarzy.
Problemem jest nieadekwatnie – do liczby przypadków – mała liczba wykonywanych testów. W środę po raz pierwszy od końca czerwca ich liczba przekroczyła 50 tys., zaś udział pozytywnych wyników w ogólnej liczbie przeprowadzonych testów (średnia siedmiodniowa na 18 października, według Ourworldindata.org) to 6,8 proc. (5 proc. to według WHO graniczna wartość dla utrzymywania epidemii pod kontrolą). O sytuacji Polski w tym zakresie świadczy nawet nie tyle setne miejsce w świecie pod względem intensywności testowania od początku pandemii, co dane aktualne: w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców wykonujemy jeden (!) test dziennie. Najlepiej w Europie (i niemal na świecie) wyszczepiona Portugalia – niemal 5 testów, Wielka Brytania – 13,5, zmagająca się z dużą liczbą przypadków Litwa – blisko 9, a Łotwa – nawet ponad 10. Według deklaracji Ministerstwa Zdrowia przepustowość polskich laboratoriów już kilka tygodni temu osiągnęła przekroczyła 180 tys. testów na dobę. Jednak brakuje systemu, który skłaniałby – lub nawet obligował – obywateli do testów. Lekarze w ostatnich dniach zwracali uwagę nie tylko na karczemne awantury, jakie duża część pacjentów w poradniach POZ wszczyna, gdy dowiadują się, że lekarz wystawił skierowanie na test, ale też na fakt, że część osób z objawami udaje się wcale nie do poradni, tylko prosto do aptek.
