Tajwański czar pryska
Ale czar prysł w ubiegłym tygodniu, kiedy nagle osób zakażonych koronawirusem zaczęło gwałtownie przybywać. Tylko od 15 maja wykryto aż 970 nowych infekcji SARS-CoV-2, czyli niemal tyle samo ile wcześniej przez… półtora roku. A ponadto, tym razem zakażeni są ludzie, którzy nigdzie nie wyjeżdżali.
Oczywiście obecne liczby zakażeń dalej są – biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców Tajwanu – relatywnie niskie. Zwłaszcza, jeśli porównać je z danymi z Europy, Ameryki Łacińskiej czy Azji Południowej. Ale szybki wzrost wskaźnika nowych infekcji bardzo zaniepokoił tajwańskie władze.
Największe ognisko epidemiczne jest obecnie w stolicy Tajwanu – Tajpej. Dlatego w tym mieście już pod koniec ubiegłego tygodnia wprowadzono – na razie do 28 maja – restrykcje polegające na zamknięciu wielu miejsc publicznych (kin, teatrów, obiektów sportowych czy muzeów), odwołaniu masowych imprez i rozpoczęciu zdalnej edukacji na uczelniach wyższych.
Zakazano również większych spotkań rodzinnych we wnętrzach. Maksymalnie może się spotkać pięć osób. Nakazano również noszenie zakrywających usta i nos maseczek w miejscach publicznych.
Restrykcje objęły nie tylko Tajpej, ale także okalające stolicę większe miasto – Nowe Tajpej. Wspólnie tworzą one niemal siedmiomilionową gęsto zaludnioną metropolię. Władze obu miast nie czekały bowiem na decyzję władz krajowych. „Zostańcie w domu, jeśli nie musicie wychodzić” – zaapelował mer Tajpej Ko Wen-je, który z wykształcenia jest lekarzem.
Obostrzenia już w całym kraju
Ale dziś (18 maja) część restrykcji rozciągnięto już na cały kraj. Do 28 maja na zdalne nauczanie przechodzą już wszystkie szkoły, także podstawowe, a do pozostania w domu namawia Tajwańczyków także minister zdrowia Chen Shih-chung, który na Facebooka wrzucił zdjęcie swojego leżącego na kanapie psa o imieniu Zongchai. – Weźcie przykład z Zongchai i zostańcie w domu – napisał minister.
Przykład postanowiła dać także prezydent Tsai Ing-wen, która ogłosiła rezygnację z większości spotkań i nie pojawi się na kilku wydarzeniach publicznych, których miała być gościem.
Tajwańczyków nie trzeba było jednak namawiać do założenia maseczek i rezygnacji ze spotkań z przyjaciółmi. Świadomość zagrożenia na wyspie jest duża. Ponownie jednak, mimo zapewnień rządu, że to absolutnie niepotrzebne, ludzie rzucili się do sklepów, aby wykupywać podstawowe produkty, a przede wszystkim papier toaletowy i chiński makaron instant.
Towary te zaczęły masowo znikać z półek sklepowych, więc francuska sieć supermarketów Carrefour wprowadziła ograniczenia w liczbie niektórych towarów, gdy kupuje je jedna osoba, aby zapobiec późniejszej spekulacji deficytowym towarem.
Rząd natomiast opublikował zdjęcia magazynów pełnych żywności i środków higienicznych, zapewniając, że towarów tych nie zabraknie, a jedyna rzecz, która może zakłócić dostawy to właśnie panika. O spokój apelował m.in. premier Su Tseng-chang.
Opóźnione szczepienia
Na razie nie wiadomo, co jest przyczyną nagłego skoku zakażeń koronawirusem, ale być może na Tajwan dotarła któraś z bardziej zakaźnych, zmutowanych odmian koronawirusa. Ale wiele wskazuje na to, że po ponad roku spokoju, za bardzo się na wyspie rozluźniono, a przede wszystkim… ociągano ze szczepieniami przeciw SARS-CoV-2. Dotąd podano tylko… 220 tys. dawek.
Najpierw wynikało to po prostu z braku szczepionek i opóźnień w ich dostawach – głównie ze strony brytyjsko-szwedzkiej spółki AstraZeneca. Ale obecnie w tajwańskich magazynach leżą już miliony dawek tego preparatu oraz szczepionki wyprodukowanej przez amerykańską Modernę.
Tyle, że na Tajwanie dalej nie szczepiono szybko i masowo, a sami Tajwańczycy też się do tego nie kwapili. Wynikało to głównie z niskiego poczucia zagrożenia pandemią, którą na wyspie szybko i skutecznie udało się opanować. Teraz jednak rząd Tajwanu zapowiada natychmiastowe przyspieszenie szczepienia obywateli. (EURACTIV.pl)