Wyjazdy do pomiarów?

08.11.2020
Jerzy Dziekoński
Kurier MP

Po tym, jak Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało uruchomienie dla pacjentów covidowych opieki domowej z zastosowaniem pulsoksymetrów (oraz po emisji programów telewizyjnych zachęcających do stosowania tego urządzenia), pojawiły się obawy, że zespoły ratunkowe będą wzywane do interpretacji pomiarów. Zdaniem ekspertów, pulsoksymetry mogą zdać w covidowej rzeczywistości egzamin, ale tylko jeśli spełnione zostaną pewne warunki.

Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił w zeszłym tygodniu, że obok systemu izolatoriów, wprowadzony zostanie pilotaż opieki domowej, który będzie opierał się na zastosowaniu pulsoksymetrów. Według ministerialnych zapowiedzi 1500 urządzeń najpierw trafi do pacjentów w Małopolsce. Pulsoksymetry mają być sprzężone z aplikacją w smartfonach. Aplikacja zaś będzie przesyłać dane do centrali, gdzie obsługa składająca się z lekarza i dodatkowych pracowników medycznych po kontakcie z pacjentem zdecyduje, czy pacjent wymaga hospitalizacji.

Wraz z ogłoszeniem pilotażu stacje telewizyjne wyemitowały dziennikarskie materiały na temat przydatności pulsoksymetrów w leczeniu COVID-19. Efekt jest taki, że z aptek w całym kraju wykupiono wszystkie tego typu urządzenia. Ratownicy medyczni w swoich wpisach w mediach społecznościowych stwierdzili wówczas, że teraz będą wyjeżdżać do pomiarów, nie do pacjentów.

Zabawa w pomiary

Dr n. o zdr. Jarosław Madowicz, prezes Polskiego Towarzystwa Ratowników Medycznych uważa, że jeśli chodzi o ministerialny pomysł, zastosowanie pulsoksymetru w połączeniu z aplikacją i wsparciem lekarskim w znaczący sposób może pomóc w monitorowaniu chorych. Kłopot z nadinterpretacją pomiarów może pojawić się wówczas, kiedy pacjenci sami zaczną używać urządzeń zakupionych w internecie.

– Pomiar saturacji możemy porównać do pomiaru stężenia glukozy czy ciśnienia tętniczego. Każdy może samodzielnie takie pomiary wykonać. Pozostaje kwestia interpretacji – wskazuje dr Madowicz. – Może zdarzyć się tak, że pacjent z różnych innych przyczyn będzie miał wynik zafałszowany. Pamiętam czasy, kiedy po raz pierwszy na rynku pojawiły się dostępne dla każdego elektroniczne aparaty do pomiaru ciśnienia. Rodziny za kilkadziesiąt złotych kupowały te aparaty seniorom, którzy wieczorami dokonywali po kilka pomiarów pod rząd. Wielokrotnie wówczas wyjeżdżaliśmy nocą do zgłoszeń dotyczących niebezpiecznie niskiego ciśnienia. Po przyjeździe i pomiarach naszym aparatem okazywało się, że ciśnienie mieści się w normie, a wyjazd był zbyteczny.

W przypadku pulsoksymetrów, żeby wynik był zafałszowany, wystarczą czasem zimne dłonie, problemy z krążeniem lub lakier na paznokciach. To może uruchomić lawinę niepotrzebnych wyjazdów, na które zespoły ratownicze nie mogą sobie dzisiaj pozwolić.

Dr Piotr Dąbrowiecki, prezes Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP uważa, że należy zwrócić uwagę na to, jaki sprzęt stosowany jest do pomiaru.

– Sprzęt medyczny, który wykorzystujemy w opiece nad pacjentami i który posiada wszystkie niezbędne certyfikaty i badania, kosztuje ponad tysiąc złotych. Normalne pulsoksymetry, które mają certyfikat techniczny pozwalający nam traktować pomiar saturacji jako wiarygodne źródło informacji o stanie pacjenta, można kupić za 300-400 zł – mówi dr Dąbrowiecki. – Natomiast te urządzenia, które kosztują 30-40 zł traktowałbym jak tzw. wyroby czekoladopodobne. Nie musimy inwestować w bardzo zaawansowane pulsoksymetry, ale też wystrzegajmy się przed kupnem tzw. badziewia.

Etapy COVID-19

Dr Dąbrowiecki podkreśla, że pomysł ministerstwa opiera się o wiedzę medyczną i jest zgodny z wytycznymi towarzystwa chorób zakaźnych w zakresie leczenia COVID-19 i czterech etapów tej choroby.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!