Rządu wina, rządu wina, rządu bardzo wielka wina

23.10.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Dziś premier ogłosił decyzję o nauce zdalnej lub hybrydowej dla starszych klas szkół podstawowych. To nie jest ani idealne ani nawet dobre wyjście, ale jedyne, które mamy. Dlatego, że przez kilka miesięcy – praktycznie od marca – rząd nie zrobił niczego, by przygotować system edukacji na jesienno-zimową falę zwiększonych zachorowań.


2020.10.17 Warszawa. Rządowy zespół zarządzania kryzysowego. Fot. Krystian Maj / KPRM

Naukę zdalną (lub hybrydową, decyzje będą zapadały na szczeblu lokalnym) zapowiedział już premier. Ale nie tylko, bo również nowy minister edukacji. - Nic nam nie zastąpi nauczania stacjonarnego, ale czas, w którym się znajdujemy, rodzi obawy, i my je rozumiemy. Dlatego będziemy komunikować kolejne rozwiązania, które z jednej strony będą dostrzegały tę niezastąpioną formę nauki stacjonarnej, a z drugiej strony wychodziły naprzeciw obawom o zdrowie i bezpieczeństwo uczniów i ich środowisk – mówił w środę wieczorem nowy minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek na antenie Radia Maryja.

Zaś minister zdrowia Adam Niedzielski w ostatnich dniach w mediach mówił tak: - Szkoły są bardzo ważnym elementem utrzymania ciągłości życia gospodarczego, ale one są rozsadnikiem epidemii. Dzieci przechodzą to bezobjawowo, przynoszą do domów. To nie jest tylko hipoteza.

To zwrot o 180 stopni w stosunku do polityki, prowadzonej od początku wakacji. Bo 24 czerwca premier Mateusz Morawiecki zapowiedział jednoznacznie: - Od początku września dzieci i młodzież wracają do szkoły. Na początku października studenci wracają na uczelnie. To jest pewna decyzja.

Powrót do nauczania stacjonarnego był jedynym rozsądnym wyjściem i koniecznością. Bo, po pierwsze, gospodarka: zdalne nauczanie w młodszych klasach oznacza setki milionów złotych na zasiłki dla rodziców, którzy nie mogą pracować. Po drugie, stabilizacja kadrowa w ochronie zdrowia: na wiosnę szpitale borykały się z ogromnymi problemami kadrowymi również dlatego, że część pracowników to rodzice dzieci, które same w domu być nie mogą. Po trzecie, edukacja: nie ma żadnych wątpliwości, że nauczanie zdalne nie jest tak efektywne, jak stacjonarne. Po czwarte, zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży: brak kontaktów z rówieśnikami i nauczycielami przekłada się na problemy emocjonalne i rozwojowe.

Na powrót nauczania stacjonarnego szykowały się wszystkie kraje, które wiosną zamknęły szkoły (czyli w Europie wszystkie, poza Szwecją). Rozpoczęto przygotowania: zmniejszano liczebność klas, przemeblowywano sale (jednoosobowe stoliki, Włochy), wynajmowano na potrzeby szkół i przedszkoli dodatkowe powierzchnie (sale kinowe, centra konferencyjne, Dania), wprowadzano nowe grafiki zajęć, gwarantujące jak najmniejszą liczbę niekontrolowanych kontaktów i przepisy, nakazujące uczniom zasłanianie nosa i ust – w niektórych krajach w częściach wspólnych, w niektórych – również na lekcjach. Prace zintensyfikowano, gdy w lipcu okazało się, do czego w Izraelu doprowadziło majowe – źle przygotowane – otwarcie szkół. Kraj, który niemal zdusił epidemię, został postawiony przed koniecznością wprowadzenia drugiego lockdownu.

A w Polsce? W Polsce, po pierwsze, minister zdrowia – dotąd niekwestionowany lider w walce z pandemią – praktycznie abdykował w zakresie przygotowań do otwarcia szkół. Misję przejęło Ministerstwo Edukacji Narodowej, posiłkując się konsultacjami GIS.

Jak do tego doszło?

30 lipca Główny Inspektor Sanitarny przyznaje: - Nauczyciele mogą czuć się zaniepokojeni. Sytuacja w szkole będzie dynamiczna. Możemy te decyzję zmieniać. Po 15 sierpnia powinny być konkretne decyzje. Jednak żaden ekspert na świecie nie powie, co będzie działo w kolejnych miesiącach, co w styczniu czy lutym.

GIS stwierdza równocześnie, że szkoły dostają i dostaną wytyczne, które pomogą utrzymać bezpieczeństwo. Pierwsze wytyczne GIS dotyczące powrotu uczniów do szkół we wrześniu nakazują m.in. częste mycie rąk, wietrzenie sal po każdych zajęciach oraz większą liczbę lekcji na świeżym powietrzu.

5 sierpnia minister edukacji Dariusz Piontkowski ogłasza, że w nowym roku szkolnym szkoły będą pracować „głównie stacjonarnie”. I nie będzie obowiązku noszenia maseczek. - Przytłaczająca większość szkół może wrócić do stacjonarnej nauki, a praca zdalna będzie dotyczyć tylko niewielkiej liczby placówek – stwierdza. – Same budynki nie zarażają.

19 sierpnia naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego przedstawiają analizę, z której wynika, że jeżeli otworzymy wszystkie placówki, liczba dziennych zachorowań może wzrosnąć do kilku tysięcy przypadków na dobę. Pojawiają się sugestie, by szkoły otwierać „falami” i testować, czy ich funkcjonowanie zwiększa liczbę zakażeń na danym terenie. Rząd nie reaguje.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!