Problemem staje się miejsce i sposób leczenia pacjentów z różnymi – ostrymi i przewlekłymi – chorobami, którzy są równocześnie zakażeni wirusem SARS-CoV-2. Obserwujemy głęboki kryzys dotychczasowych systemów ochrony zdrowia. Czy jednak można mieć nadzieję, że wśród istotnych zmian w medycynie po pandemii znajdzie się powrót do holistycznego podejścia i leczenia chorego jako osoby, a nie poszczególnych chorób? Powrót do wysiłku lekarza, który „z uporem zbiera wszystkie okruchy, próbując z nich na nowo skleić uniwersum całości”. Dotychczasowe głosy sprzed obecnej pandemii, w tym autora tej wypowiedzi,4,5 nie spotykały się ze zrozumieniem decydentów. Olga Tokarczuk pisze: „Podział na gatunki jest wynikiem skomercjalizowania całej literatury i efektem traktowania jej jako produktu do sprzedaży z całą filozofią brandu, targetu i tym podobnych wynalazków współczesnego kapitalizmu”. Jeżeli się zastąpi słowo „gatunki” słowem „specjalizacje”, można ujrzeć niepokojący obraz skomercjalizowanej medycyny.
Dynamiczny rozwój medycyny w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie byłby możliwy bez jej podziału na wąskie specjalizacje. Ilość wiedzy niemożliwa do opanowania dla jednego człowieka wymusza ciągły proces wyodrębniania się nowych dziedzin. Postęp wymaga żmudnego sięgania w głąb wiedzy, a niezwykle szybki rozwój skomplikowanych i kosztownych technologii przekłada się na to, że w praktyce klinicznej uzyskanie w nich biegłości staje się możliwe tylko dla wąskiego grona specjalistów. Chodzi jednak o to, aby nie dobierać pacjenta do najnowszych i najbardziej nawet wyrafinowanych technologii, ale aby dla każdego chorego znaleźć rozwiązanie dla niego optymalne, uwzględniające jego stan kliniczny, choroby współistniejące, rokowanie, niepożądane działania leków oraz ich interakcje w przebiegu polifarmakoterapii, a także – jak uczy nas doświadczenie pandemii – możliwości systemu ochrony zdrowia. Brakuje wytycznych, w których wzięto by pod uwagę wszystkie te elementy. Łatwo zrozumieć Autorkę, kiedy pisze: „lekarze leczą nas według specjalności”, ale można się tylko domyślać, co ma na myśli, kojarząc to zdanie ze stwierdzeniem: „podatki nie mają związku z odśnieżaniem drogi, którą jedziemy do pracy”. Noblistka zauważa, że „dostajemy numery, identyfikatory (...), które próbują nas zredukować do użytkowania jakiejś jednej cząstki tej całości, którą przestaliśmy już dostrzegać”.
To zdanie niepokojąco trafnie opisuje sytuację
spotykaną w systemach ochrony zdrowia, w której
redukuje się pacjenta do roli świadczeniobiorcy, lekarza
zaś do roli świadczeniodawcy, co upodabnia
ich wzajemne zależności do operacji handlowych. W medycynie nie da się jednak zastąpić autotelicznej
relacji chorego z lekarzem transakcjami, a zaufania – kontraktami. Lekarze z nadzieją czekają
na czas, kiedy tę prawdę zrozumieją i uznają
organizatorzy systemu ochrony zdrowia.
Istotną różnicą między literaturą a medycyną
jest natomiast sposób podejścia do odbiorcy. Pisarce
wystarcza stwierdzenie, że: „Czytanie jest
dość skomplikowanym psychologicznym procesem
percepcji (...). Wymaga (...) pewnej kompetencji intelektualnej
(...), uwagi i skupienia, umiejętności
coraz rzadszych w dzisiejszym skrajnie rozpraszającym
świecie”. Dlatego może Jej nie przeszkadzać
brak zrozumienia, nawet ze strony ministra lub
innego dygnitarza. Mogłaby sobie pozwolić nawet
na luksus niezrozumienia przez współczesnych i trwać w norwidowskiej nadziei na zrozumienie
przez potomnych. Lekarz ma prawny, a przede wszystkim moralny obowiązek starać się dotrzeć
ze swoim przekazem „tu i teraz” zarówno do wybitnego
intelektualisty, wrażliwego artysty, zadufanego
dostojnika, jak i do każdej osoby z najbardziej
nawet ograniczonymi możliwościami percepcji.
Inna sprawa, że szacunek dla autonomii chorego
może to utrudniać, a wręcz uniemożliwiać.
W ostatniej części swojej przemowy noblowskiej Olga Tokarczuk udziela nam (lekarzom) niezwykłej lekcji. Pisze zachwycająco o czułości, która „[p]ojawia się tam, gdzie z uwagą i skupieniem zaglądamy w drugi byt, w to, co nie jest «ja»”. Czyż to zdanie nie jest olśniewającą alegorią medycyny? Trudno wybrać najbardziej reprezentatywne zdania mówiące o czułości. Nie można jednak pominąć tego, że: „Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu”. Chciałoby się powiedzieć, że podobnie do literatury – a może jeszcze bardziej niż literatura – medycyna „jest (...) zbudowana na czułości wobec każdego innego od nas bytu”. Tak uprawiana nigdy nie zostanie odhumanizowana. Trzeba było Noblistki i wielkiej literatury, żeby nam to uświadomić.
W tym miejscu kolejny raz nasuwa się zuchwałe porównanie lekarza/lekarki do Pisarki, która stwierdza: „Fascynuje mnie kojarzenie faktów, szukanie porządków. W gruncie rzeczy – jestem o tym przekonana – pisarski umysł jest umysłem syntetycznym, który z uporem zbiera wszystkie okruchy, próbując z nich na nowo skleić uniwersum całości”. Jeśli w cytowanym zdaniu zastąpić słowo „pisarski” słowem „lekarski”, otrzymamy syntetyczny, a zarazem precyzyjny opis pracy lekarza. Nie pięknoducha, jak uważają niektórzy, ale lekarza mocno stąpającego po ziemi, który zna dobrze możliwości i ograniczenia medycyny, który nie twierdzi, że cierpienie uszlachetnia, i który wie, co zrobić, aby skalę tego cierpienia ograniczyć, choć wie także, iż nie da się go całkowicie wyeliminować.
Konstatacja Noblistki: „Coś jest ze światem nie
tak” przypomniała mi zdarzenie sprzed lat, kiedy
przyjmowałem na oddział chorego z lakonicznym
rozpoznaniem: „Coś w brzuchu”. W pierwszej chwili
byłem, eufemistycznie rzecz ujmując, zdziwiony. W miarę upływu czasu coraz bardziej rozumiałem jednak nieznanego mi do dzisiaj lekarza pogotowia ratunkowego. Proces diagnostyczny i decyzje o sposobie leczenia były bardzo trudne, a prawidłowość
decyzji można było zweryfikować dopiero
po wielu tygodniach.
Patrząc ze zdziwieniem i smutkiem na to, co
dzieje się wokół nas, czuję się bezsilny jak wspomniany
lekarz pogotowia i stawiam diagnozę,
na jaką mnie stać: wiele „jest ze światem nie tak”.
Choroba jest poważna, a pandemia ją zdekompensowała.
Pytania o jej rozpoznanie, sposób leczenia i rokowanie pozostają otwarte.
Noblistka kończy swoją przemowę zdaniem:
„Dlatego wierzę, że muszę opowiadać tak, jakby
świat był żywą, nieustannie stawającą się na naszych
oczach jednością, a my jego – jednocześnie
małą i potężną – częścią”. Podzielam to hemingwayowskie
przekonanie o nieustannym stawaniu
się świata i jego jedności. Dlatego konsekwentnie
muszę sobie zadać pytanie: co ze mną jest nie tak?
Sądzę, że Olga Tokarczuk zasługuje na naszą
wdzięczność nie tylko za uniwersalne, ogólnoludzkie
przesłanie, ale także – a może nawet przede
wszystkim – za porywającą lekcję udzieloną lekarzowi.
Tę lekcję dedykuję wszystkim osobom odpowiedzialnym
za stan medycyny i systemu ochrony
zdrowia (to nie są synonimy!) w Polsce.
Piśmiennictwo:
1. Tokarczuk O.: Jetzt kommen neue Zeiten!, Reihe “Mein Fenster zur Welt”. Frankfurter Allgemeine Zeitung, 1.04.20202. Tokarczuk O.: Okno. Gazeta Wyborcza, 4–5.04.2020
3. Tokarczuk O.: Czuły narrator. Przemowa noblowska. The Nobel Foundation, 7.12.2019
4. Duława J.: Who needs general internal medicine? Pol. Arch. Med. Wewn., 2016, 126: 921–924
5. Duława J.: Czym jest, a czym nie jest medycyna – rozważania na temat profesjonalizmu z aktualną sytuacją w tle. Med. Prakt., 2013; 12: 120–124