Pandemia w oknie Noblistki

05.06.2020
prof. dr hab. n. med. Jan Duława, Klinika Chorób Wewnętrznych i Metabolicznych, Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach

Jak cytować: Duława J.: Pandemia w oknie Noblistki. Med. Prakt., 2020; 5: 170–173

Na naszych oczach rozwiewa się paradygmat cywilizacyjny...
Olga Tokarczuk

O wzajemnych powiązaniach i przenikaniu się medycyny z gospodarką i literaturą powstało wiele tysięcy tekstów, zarówno naukowych, jak i beletrystycznych. Nigdy jednak we współczesnej historii jeden czynnik nie wywarł tak wielkiego wpływu na trzy wymienione, jakże istotne filary naszej cywilizacji, jak dzisiaj. Kawałek RNA nazwany koronawirusem SARS-CoV-2 rujnuje światową gospodarkę, zmienia myślenie o medycynie i całym systemie ochrony zdrowia, staje się bohaterem wielu figur retorycznych w literaturze. W obliczu konkretnego zagrożenia zapanowała (prawie) powszechna zgoda co do zmiany hierarchii podstawowych wartości, stanowiących o kształcie i przyszłości naszej cywilizacji.

Medycyna, do tej pory gorsza siostra gospodarki, staje się nadzieją dla świata. Niektórzy ze zdumieniem zauważają, że praca lekarza i pielęgniarki, a także innych pracowników ochrony zdrowia może być bardziej wartościowa (niestety ciągle jednak nie dosłownie) niż na przykład współczesnych „gladiatorów” występujących na różnych światowych arenach. Patrząc wstecz, dostrzegamy, jak zadziwiająca była powszechna niemal zgoda polityków różnych opcji, którzy od wielu lat zgodnie odmawiali rzetelnego finansowania służby zdrowia i opieki społecznej. Różnili się tylko sposobami uzasadniania swoich decyzji. Jedni uważali, że środki finansowe wydane na ochronę zdrowia zostaną zmarnowane, inni powoływali się na ważniejsze, często dość osobliwe potrzeby. W warunkach prawdziwego zagrożenia i jedni, i drudzy stają się, mimo podejmowanych obecnie mniej lub bardziej racjonalnych wysiłków, bezbronni jak dzieci. Ze szpitali, a szczególnie z domów opieki dochodzą alarmujące sygnały, wskazujące na skalę zaniedbań w zakresie infrastruktury. Trzeba było ogólnoświatowego lęku egzystencjalnego na niespotykaną dotychczas skalę, żeby świadomość lekceważenia potrzeb systemu ochrony zdrowia i opieki społecznej dotarła do środowisk, które nie były nimi bezpośrednio zainteresowane. Lekarze zastanawiają się, czego jeszcze trzeba, aby ta świadomość stała się powszechna i znalazła przełożenie na racjonalne decyzje polityków, którym na razie najlepiej wychodzi zagadywanie i zastraszanie.
Niezależnie od poglądów politycznych, statusu społecznego, religii czy miejsca zamieszkania oczy większości ludzi zwracają się z nadzieją ku lekarzom, pielęgniarkom, opiekunom oraz pracownikom nauki, upatrując w ich pracy szansy na pomoc chorym, a przede wszystkim na ochronę przed zachorowaniem. Skala zagrożenia oraz brak skutecznego leczenia przyczynowego chorych na COVID-19 ułatwiają zrozumienie podstawowej dla medycyny prawdy, że najskuteczniejszym sposobem ratowania zdrowia jest profilaktyka. Pozostaje pytanie, czy obecna dramatyczna sytuacja może spowodować, że to zrozumienie stanie się powszechne.
Wszechobecny lęk ułatwia znoszenie restrykcji narzucanych przez coraz to nowe zapisy prawa lub przyjmowanych dobrowolnie przez obywateli, nie niweluje jednak różnic w radzeniu sobie z ograniczeniami życia codziennego. Wydaje się, że warunki izolacji najlepiej znoszą osoby charakteryzujące się tzw. bogatym życiem wewnętrznym, w tym twórcy, którzy w trudnej sytuacji są w stanie odkryć jej pozytywy, a nawet potraktować ją jako punkt wyjścia do głębokich i cennych przemyśleń. Do osób, które w narzuconych ograniczeniach potrafią znaleźć szansę dla siebie, a nawet pretekst do rozważań o naprawie świata, należy niewątpliwie polska noblistka – Olga Tokarczuk. Jej felieton, który ukazał się w rubryce „Moje okno na świat” prowadzonej przez „Frankfurter Allgemeine Zeitung”,1 a w polskim przekładzie w „Gazecie Wyborczej”,2 jest z jednej strony porywającą perełką literatury, z drugiej zaś – manifestem wiary intelektualistki w możliwości człowieka jako gatunku zdolnego do samonaprawy. Zapewne każdy ma prawo odczytać ten tekst po swojemu. Ważne jest jego całościowe przesłanie, choć lekarzowi trudno się oprzeć pokusie wskazania w nim miejsc, które odnoszą się w sposób bezpośredni do medycyny. „Wirus przypomniał nam przecież to, co tak namiętnie wypieraliśmy – że jesteśmy kruchymi istotami (...). Że umieramy, że jesteśmy śmiertelni (...). Uświadomił nam, że bez względu na to, jak bardzo czujemy się słabi i bezbronni wobec zagrożenia, są wokół nas ludzie, którzy są jeszcze słabsi i potrzebują pomocy (...). Na naszych oczach rozwiewa się jak dym paradygmat cywilizacyjny (...), że możemy wszystko i świat należy do nas”.

To właśnie potrzeba pomocy słabym i bezbronnym chorym legła u podstaw istnienia i rozwoju medycyny. Choć przecież nikt bardziej niż lekarz nie zdaje sobie sprawy z kruchości ludzkiego życia, z tak powszechnie dotychczas lekceważonej prawdy, że człowieka nie można wyleczyć ze śmierci. Zaiste „rozwiewa się paradygmat cywilizacyjny”, pęka też paradygmat medycyny. Zaczynamy sobie zdawać sprawę, że nie jesteśmy panami stworzenia. Wszystko to dzięki wyjątkowemu naturalnemu eksperymentowi, w którym jako ludzkość jesteśmy jednocześnie uczestnikami i obserwatorami. Jego okoliczności i warunki są dość niezwykłe, a próby manipulacji raczej chaotyczne. Autor tego eksperymentu pozostaje anonimowy, a projekt nie uzyskał akceptacji żadnej komisji bioetycznej. Mimo to wydaje się, że jego wyniki będą miały bezprecedensowy wpływ na losy całego świata. Dotyczyć będą teorii i praktyki, medycyny i ekonomii, etyki i pedagogiki, psychologii i socjologii. Wydaje się, że nic już nie będzie takie samo – ani gospodarka, ani polityka, ani nawet religia. W tym kontekście w jeszcze bardziej niezwykły sposób jawi się wcześniejszy tekst Olgi Tokarczuk – jej przemowa noblowska z 7 grudnia 2019 roku, a więc sprzed pandemii COVID-19.

Autorka nadała jej tytuł „Czuły narrator”.3 Wtrącanie się do narracji Noblistki byłoby nie tylko uzurpacją, ale też zwykłą bezczelnością, jednak czytając ten olśniewający utwór po 5 miesiącach od jego ukazania się, chciałoby się dodać podtytuł, zawarty zresztą i wytłuszczony w tekście: „Coś jest ze światem nie tak”. Ta konstatacja nie jest wprawdzie nowa – wiele osób myślało i myśli podobnie, lecz sposób przedstawienia problemu, a także wynikający z nadzwyczajnych okoliczności zasięg oddziaływania czynią z tego tekstu zjawisko całkowicie wyjątkowe. Autorka przemawiająca z katedry w gmachu Akademii Szwedzkiej zwraca się do całego świata, a cały świat (no, prawie cały) wysłuchuje z zapartym tchem jej przemyśleń na temat literatury, lecz lekarzowi trudno się oprzeć pokusie zinterpretowania tego tekstu przez pryzmat swojego zawodu. Dlatego pozwalam sobie zwrócić uwagę na kilka wyimków, na których podstawie można dostrzec podobieństwa i różnice między literaturą a medycyną.

Trudno nie zgodzić się z Autorką, że „[to], jak myślimy o świecie i (...) jak o nim opowiadamy, ma (...) olbrzymie znaczenie”, i że „nie mamy jeszcze gotowych narracji nie tylko na przyszłość, ale nawet na konkretne «teraz»”. Mimo że większość informacji trafia do naszego mózgu jako obraz, a mózg przetwarza obrazy wielokrotnie szybciej niż słowa, „świat jest stworzony ze słów”. Przecież „Na początku było Słowo” [J 1,1].

Wspólnym problemem literatury i medycyny jest to, że „brakuje nam nowych sposobów opowiadania o świecie”. Nie da się zapobiec dehumanizacji medycyny, używając języka sprzedawcy reglamentowanych procedur i strażnika społecznych lub upaństwowionych kolejek. Języka, w którym pacjent opisywany jest jako bierny przedmiot w diagnozującym go i leczącym systemie, nie zaś jako aktywny podmiot, zdający sobie sprawę z wartości swojego zdrowia i umiejący o nie zadbać. Języka, który nie rozróżnia „posuwania się w latach” od starzenia się. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta z wiersza „Potęga smaku”: literatura może być pomocna w medycynie, a lekarz może się wiele nauczyć od pisarza.

Nie może jednak bezkrytycznie korzystać z każdej figury stylistycznej. Noblistka pisze: „Bohater paraboli jest bowiem zarazem sobą, człowiekiem żyjącym w określonych warunkach historycznych czy gospodarczych, a jednocześnie wykracza daleko poza ten konkret, stając się Każdym i Wszędzie”. W medycynie sytuacja jest odmienna. Wydaje się nam często, że wielkie badania kliniczne stworzą uśrednionego chorego, któremu będziemy nadawać imię swojego pacjenta. Tymczasem taki uśredniony pacjent nie istnieje. Każdy człowiek jest niepowtarzalną jednostką nie tylko psychiczną, ale też fizyczną, jest sam dla siebie wzorem i osobnym podmiotem, nawet jeżeli nosi w sobie jakąś aberrację genetyczną. Według Noblistki w literaturze „brakuje (...) parabolicznego wymiaru opowieści”. Opowieść paraboliczna jako uogólnienie może być w medycynie przydatna, tyle że w praktyce klinicznej konieczna jest indywidualizacja przedstawianych treści. Obecna pandemia bardzo dobitnie nam to uświadamia, kiedy obserwujemy wyzdrowienia stulatków i zgony zdrowych do tej pory młodych ludzi z powodu tej samej (?!) choroby.

strona 1 z 2
Wybrane treści dla pacjenta
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!