Jak przejdziemy test wirusa?

11.03.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

W tym samym czasie, gdy polskie laboratoria zwiększają liczbę wykonywanych testów na obecność SARS-Cov-2, ten zaczyna testować rzeczywistą gotowość Polski na wypadek epidemii. Wiele wskazuje, że ten drugi test jest i będzie ważniejszy niż rosnąca – lecz wciąż stosunkowo niewielka – liczba potwierdzonych przypadków.

Granica polsko-czeska w Gorzyczkach, kontrola sanitarna. Fot. Dominik Gajda / Agencja Gazeta

– Procedury działają! Wyprzedzamy działania innych krajów! Polska chce być mądra przed szkodą! – zapewniają prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski. Nie ma żadnych podstaw, by powątpiewać w szczerość deklaracji, jednak wirusa deklaracjami i zapewnieniami powstrzymać nie można. Nie można go też powstrzymać najlepszą nawet strategią komunikacyjną – którą chwaliliśmy w poniedziałek.

Zaś sygnały, jakie docierają – bezpośrednio lub w wiarygodnych przekazach medialnych – od tych, którzy rzeczywiście znaleźli się na linii frontu, nie napawają optymizmem. I brzmią, niestety, prawdziwie.

We wtorek wieczorem informację o przymusowej kwarantannie podał Dariusz Zwoliński, wójt Nadarzyna (woj. mazowieckie). Opisał przy tym szczegółowo, jaką drogę musiał przejść jego dorosły syn, u którego stwierdzono zakażenie koronawirusem.

„Sadzę, że sytuacja, z którą musi zmierzyć się teraz moja rodzina, będzie udziałem również innych osób. Pewnie też nie musi być ona w wielu szczegółach podobna, ale dla pokrzepienia serc i zachowania czujności pozwolę ją sobie w skrócie przytoczyć – napisał. – Dzisiaj ( wtorek) w południe mój syn poinformował mnie, że zauważył u siebie objawy zbliżone do zarażenia wirusem SARS-Cov-2, czyli gorączka ok. 38 st. C, duszności, suchy kaszel, bóle mięśniowe. Ponieważ w pracy miał ostatnio styczność z osobami, które wróciły z północnych Włoch, zadzwonił na infolinię Ministerstwa Zdrowia. Bardzo szybko uzyskał połączenie i sympatyczny pan po krótkim wywiadzie stwierdził, że istnieje podejrzenie zarażenia i podał mu dwa numery, na które miał zadzwonić w celu uzyskania dalszych wskazówek. Tu zaczęły się lekkie schody! Pod pierwszym numerem pani stwierdziła, że jej placówka nie jest przygotowana na działania związane z chorobami zakaźnymi i ministerstwo nie powinno podawać ich numeru, co już im kilkakrotnie zgłaszano” – czytamy w udostępnionym w mediach społecznościowych poście.

To nie koniec problemów. W szpitalu zakaźnym przez telefon mężczyźnie udzielono informacji, że jeśli temperatura nie przekracza 38 st., to jest to „zwykła grypa” i zalecono udanie się do lekarza pierwszego kontaktu. „Na szczęście syn wykazał się rozsądkiem, zadzwonił do przychodni, a tam jeszcze bardziej rozsądna pani doktor zaleciła mu natychmiastowe udanie się do wspomnianego wcześniej szpitala zakaźnego. Stwierdziła również , że jeżeli go nie przyjmą, to ona prosi o informację i osobiście będzie interweniowała”.

W szpitalu, po odczekaniu w kolejce, mężczyzna przeszedł wywiad i pomiar temperatury. „Ponownie zasugerowano mu grypę. Ponieważ się uparł na testy, sympatyczna, ale bardzo zmęczona pani doktor pobrała mu wymaz z nosogardła. Po kolejnych 5 godzinach otrzymaliśmy informację o pozytywnym wyniku na obecność koronawirusa. Ze względu na młody wiek, zdrowy i silny organizm oraz brak większych problemów z oddychaniem rokowania są bardzo dobre. Niemniej najprawdopodobniej najbliższe dwa tygodnie syn spędzi w szpitalu. Wraz z nim na oddział przyjęto cztery osoby”.

Z kolei „Gazeta Wyborcza” publikuje historię dwóch mężczyzn z województwa lubelskiego. Starszy z nich jest w stanie ciężkim, przebywa w szpitalu. Zakaził się od syna, który z grupą znajomych był w północnych Włoszech w czasie, gdy już gwałtownie rosła tam liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa. Po powrocie do kraju mężczyzna chciał sprawdzić, czy nie wrócił zakażony. „Żaden z 11 uczestników wycieczki nie miał typowych objawów zakażenia, o których mówią polskie władze, czyli wysokiej gorączki, mocnego kaszlu i duszności. W Polsce po przylocie nikt nas nie sprawdzał. Jednak czytałem, co się dzieje, więc ustaliliśmy ze znajomymi, że zadzwonimy do sanepidu. Podaliśmy wszystkie nasze dane. W sanepidzie powiedzieli nam, że nie ma żadnych powodów do obaw, skoro nic nam nie dolega. Mieliśmy normalnie żyć, postępować tak jak zawsze. Ja chodziłem do pracy, grałem ze znajomymi w piłkę. Miałem lekki kaszel, ale powiedzieli mi, żeby się tym nie przejmować, bo objawy zakażenia to miał być mocny katar, kaszel i przede wszystkim wysoka gorączka. A żadnego z tych objawów nie miałem – tłumaczy Paweł” – relacjonuje „Gazeta Wyborcza”.

strona 1 z 2
Zobacz także
  • Lekarz na kontrakcie trafia na kwarantannę i...
  • 118 629 przypadków COVID-19, 4292 zgony
  • Kraków - "Żeromski" wstrzymał zabiegi planowe
  • Zamknięcie szkół, uczelni, placówek kultury
  • Szumowski: w pierwszej kolejności zaopatrujemy szpitale zakaźne
  • MZ: nie można łamać warunków kwarantanny
  • NFZ opublikował listę placówek udzielających świadczeń w związku z koronawirusem
  • Premier: odwołujemy imprezy masowe
  • WHO: maseczki są dla personelu medycznego
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!