Minister zdrowia marzy o „blisko 60%” zaszczepionych

18.08.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Co najmniej 1 dawkę szczepionki przeciwko COVID-19 przyjął co drugi Polak. Nie „już” tylko „dopiero” – Polska po 8 miesiącach prowadzenia masowych szczepień jest wyraźnie na końcu stawki krajów unijnych. Lepiej niż my ze szczepieniami radzą sobie zarówno niewielkie jak i duże kraje wspólnoty. Wyraźną przewagę mamy tylko nad Rumunią i Bułgarią – ale z pewnością nie jest to punkt odniesienia, który można przyjmować, oceniając Narodowy Program Szczepień przeciwko COVID-19.

Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta

Dane na 17 sierpnia 2021 roku: co najmniej 1 dawkę szczepionki otrzymało 49,92 proc. populacji Polski. Można więc założyć, że w środę osiągniemy kamień milowy 50 proc. Rząd, najwyraźniej, nie będzie ogłaszał sukcesu. W opublikowanym w środę wywiadzie dla PAP minister zdrowia Adam Niedzielski, na pytanie, czy obecne tempo szczepień pozwoli nam uniknąć zwiększenia liczby zachorowań jesienią, stwierdził: „Był już czas – przy schyłku III fali – kiedy pomimo poluzowania obostrzeń nie widzieliśmy dużego przyrostu zakażeń, więc pewna naturalna bariera działa. Dziś mamy trochę lepszą sytuację, bariera odpornościowa w społeczeństwie jest większa, bo poziom wyszczepialności Polaków jest całkiem spory, choć nadal niewystarczający.”

50 proc. tych, którzy przyjęli co najmniej 1 dawkę szczepionki (przy czym większość z nich jest już w pełni zaszczepiona) to jednak nie jest „całkiem spory” poziom wyszczepialności, biorąc pod uwagę, że optymalny poziom wyszczepialności przy wariancie Delta, który umożliwia kontrolę epidemii, przekracza 80 proc. I tym bardziej zupełnie nie wiadomo, na czym minister opiera swoją prognozę – ujawnioną w tym samym wywiadzie - że we wrześniu będziemy mieli zaszczepione „blisko 60 proc. społeczeństwa”. Na pewno nie będziemy mieli na początku września, bo w tej chwili szczepień pierwszą dawką wykonuje się dramatycznie mało, co najlepiej pokazuje minimalny i ciągle kurczący się odsetek osób czekających na podanie drugiej dawki. Być może minister wie o czymś, o czym jeszcze nie poinformowano opinii publicznej, na przykład, że rząd zdecyduje – szybko, jeszcze w sierpniu – o wprowadzeniu obostrzeń dla nieszczepionych. Takie rozwiązanie, jak pokazuje choćby przykład Francji, mogłoby zwiększyć odsetek zaszczepionych pierwszą dawką o dobrych kilka punktów procentowych dosłownie z dnia na dzień. Wtedy rzeczywiście we wrześniu moglibyśmy mieć owe „blisko 60 proc.” osób, które przynajmniej rozpoczęły proces szczepienia.

Czy taka decyzja zapadnie? Już w pierwszej połowie sierpnia wydawało się, że jest do tego bardzo blisko. Jednak, jak wynika z nieoficjalnych informacji, w sprawie nie ma zgody w samej – nie do końca zjednoczonej – koalicji rządowej, z której wystąpiło niedawno najbardziej zdeterminowane w kwestii promocji szczepień Porozumienie Jarosława Gowina. To były już wicepremier naciskał najmocniej, posługując się przede wszystkim argumentami ekonomicznymi, na wprowadzenie przywilejów dla osób zaszczepionych (czy też, co jest dokładnie odwrotną stroną tego samego medalu, obostrzeń dla tych, którzy szczepić się nie chcą). Te rozwiązania, żeby miały sens, powinny być pakietowe: do korzystania z dużej części usług i udogodnień służyłby certyfikat covidowy – potwierdzający fakt szczepienia, status ozdrowieńca lub aktualny, ujemny wynik testu w kierunku zakażenia SARS-CoV-2, przy czym testy wykonywane z przyczyn pozamedycznych wiązałyby się z pełną odpłatnością.

W rządzie zwolenników takich kompleksowych rozwiązań nie brakuje i w tej chwili, jednak partia – Prawo i Sprawiedliwość (PiS) – się waha. Zarówno mapa poziomu wyszczepialności w poszczególnych gminach i powiatach, jak i wyniki badań opinii publicznej na tematy związane ze szczepieniami przeciwko COVID-19 pokazują, że presja rządu na szczepienia nie spotka się ze zrozumieniem w znaczącej części elektoratu partii Jarosława Kaczyńskiego. To jednak nie jest największy problem – brak zrozumienia nie jest jeszcze nieszczęściem i nie musiałby sam w sobie oznaczać problemu (politycznego). Problem jednak jest: po prawej stronie sceny politycznej jest bowiem znacząca i rosnąca alternatywa. Nie chodzi tu jednak o Konfederację, która już w tej chwili korzysta na jawnie antyszczepionkowych postawach części Polaków, ale o Solidarną Polskę Zbigniewa Ziobro. Politycy tej partii są dalecy – w strefie werbalnej przynajmniej – od kwestionowania zasadności i bezpieczeństwa szczepień, jak to robi duża część posłów i aktywistów Konfederacji. – Nie jesteśmy przeciw szczepieniom, ale to sprawa indywidualna, kwestia wyboru i nie może być w tej sprawie żadnych odgórnych nacisków i regulacji – tak, w największym skrócie, można byłoby streścić głoszone przez Solidarną Polskę poglądy w sprawie szczepień przeciwko COVID-19. PiS obawia się – i obawia się chyba zasadnie – że rządowe „tak” dla zaostrzenia kursu w sprawie szczepień utuczy politycznie partię Zbigniewa Ziobry, pozwalając jej nawet na samodzielny start w kolejnych wyborach. Stąd wahania, stąd brak decyzji. Stąd działania bardziej pozorowane niż rzeczywiste w kwestii promocji szczepień.

Przykład? Rządowa kampania zwiększająca frekwencję, jak mówił Michał Dworczyk, największa w historii. Spoty reklamowe, billboardy – niewiele mówiące, niewywołujące emocji, nieskłaniające do przemyśleń, niedostarczające – i to chyba najważniejsze – wiedzy, po co, tak naprawdę i dlaczego każdy powinien się zaszczepić przeciwko COVID-19. Że można to zrobić inaczej, lepiej, pokazuje choćby przygotowany przez portal Wirtualna Polska spot „Zdążysz?”, w którym bliscy osób zmarłych z powodu COVID-19 opowiadają, w krótkich migawkach, dramatyczne historie, których motywem przewodnim są dwa słowa: „nie zdążył”, „nie zdążyła”. Nie zdążył poznać wyników matury swojego syna, nie zdążyła przytulić dziecka, które urodziła. Nie zdążył, nie zdążyła się zaszczepić. – Pierwsze wrażenie jest takie, że to jest bardzo mocny spot, który odwołuje się do trudnych emocji, związanych ze stratą bliskich. Ale z drugiej strony myślę, że jest już najwyższy czas, aby zacząć mówić językiem autentycznym i pokazującym, jaki ogrom tragedii kryje się za tą chorobą, za trafieniem do szpitala i oczywiście śmiercią – skomentował minister zdrowia, dziękując portalowi za przygotowanie materiału.

Są kraje – na przykład Australia, której Polska właśnie odsprzedała milion dawek szczepionki – które nie wahały się przed przygotowaniem i emisją spotów jeszcze mocniejszych, pokazujących stan pacjenta z COVID-19 wymagającego intubacji. Zestawienie tych materiałów z uśmiechniętymi polskimi celebrytami, błąkającymi się po punktach szczepień i otwierającymi drzwi do normalności po prostu boli.

– Nasza infrastruktura szczepień pozwala na szczepienie dziennie do 700 tys. osób – chwalił (?) we wtorek przebieg kampanii premier Mateusz Morawiecki. Znak zapytania uzasadniony, bo w ostatnim okresie wykonuje się w Polsce około 400 tysięcy szczepień… tygodniowo. I w tym jest cały problem. Rząd chyba zbyt dosłownie wziął za dobrą monetę maksymę: „byt określa świadomość”, kierując wszystkie siły i środki (a w każdym razie ich znakomitą większość) na przygotowanie odpowiedniej infrastruktury. Mamy więc ogromne punkty szczepień powszechnych, siatkę punktów szczepień populacyjnych rozbudowaną we wszystkich możliwych kierunkach, łącznie z punktami mobilnymi i aptekami. Brakuje „tylko” dziesięciu milionów Polaków, którzy stawiliby się w tych punktach szczepień.

Kto zawiódł? Wydaje się, że Polacy nie są ulepieni z diametralnie innej gliny niż Włosi, Hiszpanie lub Francuzi. Oczywiście, mamy niższą samoświadomość zdrowotną, a kwestie zdrowia publicznego przez lata były zaniedbywane. Oczywiście, nie mamy ugruntowanej kultury szczepień dorosłych (ale z drugiej strony atutem Polski było i powinno być nadal bardzo duże zaufanie do szczepień ochronnych dzieci i młodzieży, które nawet mimo ewidentnego nasilenia aktywności ruchów antyszczepionkowych utrzymywało poziom szczepień na bardzo dużym poziomie). Wydaje się jednak, że rząd nie wykorzystał żadnych atutów, swoim niezdecydowaniem i chwiejną polityką w sprawie promocji szczepień oddając niemal pewne – jak mogłoby się w pewnym momencie wydawać – zwycięstwo walkowerem. Polska może w tej chwili tylko obserwować poziom wyszczepialności w krajach Europy Zachodniej. O ile nie może szokować 92 proc. zaszczepionych obywateli maleńkiej Malty, to 75 proc. Portugalii, Danii i – zwłaszcza – Hiszpanii musi robić ogromne wrażenie (zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę, że swoich najstarszych obywateli te kraje zaszczepiły w 100 lub ponad 90 proc., i mowa nie tylko o najstarszych seniorach, ale o populacji 60+). Blisko 70 proc. zaszczepionych co najmniej 1 dawką są Włochy i Francja, a Niemcy przekroczyli 63 proc. Średnia dla UE – 62,5 proc. – ciągle Polskę może tylko zawstydzać.

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań