NFZ przeprowadzi kontrolę w Centrum Medycznym MEDYK w Rzeszowie. Chodzi o podejrzenia, że w prowadzonych punktach szczepień doszło do wielokrotnego użycia jednorazowych strzykawek, ale kontrola ma objąć również inne aspekty działalności firmy.
- Poprosiłem prezesa NFZ o wyjaśnienie w trybie kontroli informacji o użyciu w Rzeszowie wielokrotnie jednorazowych strzykawek – poinformował w piątek podczas konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski, komentując doniesienia, której pojawiły się kilkanaście godzin wcześniej, że w punkcie szczepień masowych 28 marca mogło dojść do wielokrotnego użycia jednorazowych strzykawek. Sprawę ujawniły media, nagłaśniając SMS-owe polecenia, jakie miał wydać pracownikom dr Edward Mazur, prezes CM MEDYK. On sam w rozmowie z dziennikarzami nie zaprzeczył, że takie polecenie wydał, natomiast tłumaczył, że ostatecznie nie zostało ono zrealizowane, bo strzykawki udało się zorganizować.
CM MEDYK znalazło się w centrum zainteresowania mediów po tym, jak posłowie KO oskarżyli polityków PiS o priorytetowe, politycznie motywowane, traktowanie Rzeszowa i kierowanie tam dodatkowych dawek szczepionek. Te doniesienia nie znalazły potwierdzenia w faktach, natomiast niejako przy okazji pokazały, że wokół lidera rzeszowskich (czy też podkarpackich) szczepień, prywatnej firmy, nie brakuje niejasności. Już w poniedziałek wielkanocny media, cytując wypowiedź dr. Mazura o „10 000 zaoszczędzonych dla rządu dawek”, czy też „dawek, o których nie wie NFZ i rząd”, pisały o trwających w Rzeszowie szczepieniach (czy też zapisach na szczepienia) preparatem wektorowym Jahnssen/Johnson&Johnson. CM MEDYK, posiadające dużą bazę poradni POZ, rzeczywiście ma w takich badaniach klinicznych uczestniczyć. Dawki, które będą w nich używane, nie uszczuplą rządowej puli – oskarżenia opozycji (bo takie też były), że rząd przekieruje jednodawkową szczepionkę do Rzeszowa, również nie mają zbyt wiele wspólnego z faktami. Te 2 wątki ma sprawdzać teraz NFZ – zarówno rzekome użycie jednorazowych strzykawek do wielokrotnego szczepienia, jak i rzekome prowadzenie szczepień preparatem J&J. - Poprosiłem prezesa NFZ o wyjaśnienie tej sytuacji w trybie kontrolnym. Niestety te informacje, które pojawiają się w kontekście ośrodka w Rzeszowie są bardzo niepokojące. Nie ma żadnej tolerancji dla niezachowywania zasad bezpieczeństwa, dlatego NFZ wkrótce to zweryfikuje – oświadczył Niedzielski, odnosząc się do problemu strzykawek. Wcześniej na antenie RMF FM minister zdrowia ocenił, że jeśli potwierdziłyby się szczepienia preparatem J&J, „taka działalność byłaby nielegalna i wymagała zawiadomienia prokuratury”. Niedzielski poinformował przy tym, że zarówno producent szczepionek, jak i Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych (URPL) potwierdziły, że badania kliniczne jeszcze nie ruszyły. W URPL jest natomiast wniosek ze strony firmy Johnson&Johnson o dopuszczenie protokołu badań.
Co ustalą kontrolerzy Funduszu, dowiemy się – jak mówił minister – za około 2 tygodnie. Jednak już dziś wiadomo, że w sprawie badań klinicznych media, najprawdopodobniej, podały informację nieprawdziwą, a fatalna komunikacja ze strony zainteresowanej firmy tylko zaciemniła obraz. „Zaoszczędzone 10 000 dawek”, o których w święta mówił, broniąc się przed atakami, dr Edward Mazur, to nie szczepionki J&J, a pozyskane dodatkowe dawki dostępnych preparatów. Prezes CM MEDYK potwierdził to w krótkiej rozmowie z nami, ale mówił o tym również na łamach mediów lokalnych: „Naszym celem jest brak utylizacji. Dzięki wprowadzonym zasadom nie zmarnowaliśmy żadnej dawki. Bardzo skrupulatnie, co do kropli, wykorzystujemy każdą fiolkę – zwraca uwagę. - Wykonując około 100 000 szczepień, około 10 procent pochodziło z tych właśnie oszczędności!” – cytowały jego wypowiedź rzeszowskie Nowiny. W innych mediach mówił o wyciąganiu z fiolek preparatu „do ostatniej kropelki”. I o tym, że sam się taką „składaną” szczepionką zaszczepił. Składaną, bo 1 dawka jest pozyskiwana nie z 1, ale np. z 2 fiolek.
Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych dostarcza punktom szczepień w pakiecie również strzykawki – ale obliczone według liczby oficjalnie możliwych do pozyskania, zgodnie z Charakterystyką Produktu Leczniczego (ChPL), dawek. Stąd, najprawdopodobniej, chwilowy brak strzykawek w punkcie szczepień, który firma we własnym zakresie musiała uzupełnić. Problem polega na tym, że pozyskiwanie tzw. dawek fabrycznych, czyli resztek pozostających we fiolce, ponad to, co zapisano w ChPL, a zwłaszcza łączenie resztek preparatu z różnych fiolek w nową dawkę jest niezgodne z przepisami i – jak oceniają eksperci – nie gwarantuje deklarowanej skuteczności szczepienia, a więc de facto bezpieczeństwa tak zaszczepionego pacjenta.