Szczepienia przeciwko COVID-19 – dlaczego polscy medycy nie świecą przykładem?

17.12.2020
Małgorzata Solecka

To moje subiektywne spojrzenie, jako potencjalnej pacjentki i dziennikarki od ponad 2 dekad zajmującej się systemem ochrony zdrowia, na polski krajobraz u progu wielkiej kampanii szczepień przeciwko COVID-19.

W internecie krąży mem obrazujący – według autorów – „stan przygotowań Polski do transportu szczepionek w temperaturze -70 stopni C”. Na zdjęciu – torba termoizolacyjna, w którą w sklepie możemy zapakować mrożonki. To – oczywiście – gruba przesada. Choć eksperci mnożą pytania wokół stanu przygotowań logistyki do prowadzenia bezprecedensowej akcji szczepień, można zaryzykować twierdzenie, że logistyka nie będzie zmartwieniem. A już na pewno – nie będzie największym zmartwieniem, z jakim przyjdzie się nam mierzyć.

W jednym z wywiadów na początku tego tygodnia wiceminister zdrowia Waldemar Kraska ujawnił, że pierwsze meldunki ze szpitali na temat gotowości personelu medycznego do poddania się szczepieniom przeciwko COVID-19 „nie są zbyt optymistyczne”. Potwierdzają to pierwsze doniesienia medialne – danych jeszcze nie ma, ale informacje zbierane w różnych placówkach i w różnych częściach kraju pokazują, że entuzjazmu i powszechnej gotowości do szczepienia wśród medyków – brak. Zarówno wśród lekarzy i pielęgniarek czy położnych, jak i pozostałego personelu medycznego (i niemedycznego, bo szczepienia w etapie 0 będą dotyczyć wszystkich pracujących w placówkach ochrony zdrowia).

Powiało grozą. Jeśli bowiem się okaże, że w etapie 0 udało się zaszczepić nie 70–80% (i więcej, dlaczego nie 90%, skoro mówimy o ludziach bezpośrednio narażonych każdego dnia na kontakt z patogenem), może to mieć mrożący wpływ na gotowość do szczepień całego społeczeństwa. Ba – nie „może”, ale z pewnością będzie miało. Bo skoro profesjonaliści się nie szczepią, to znaczy, że jednak nie jest to tak bezpieczne, tak pewne i tak konieczne, jak przekonują eksperci i politycy – taki tok myślenia, choć nieusprawiedliwiony, będzie zupełnie zrozumiały.

Dlaczego pracownicy medyczni nie zamierzają „świecić przykładem”? I jak to się dzieje – już patrząc na ogół społeczeństwa – że w Wielkiej Brytanii (kolebce ruchu antyszczepionkowego po wschodniej stronie Oceanu Atlantyckiego) gotowość zaszczepienia się przeciwko COVID-19 deklaruje 77% obywateli, a w Polsce, gdzie poziom zaszczepienia dzieci i młodzieży szczepionkami obowiązkowymi sięga 95%, a antyszczepionkowcy – w porównaniu z innymi krajami – mają ciągle znaczenie marginalne w zakresie realnego wpływu na opinię publiczną, nawet w środowisku medycznym panuje duża nieufność wobec szczepionek? A więc – wobec nauki?

Nie ma jednej, prostej odpowiedzi. Przyczyn jest co najmniej kilka, a większość z nich daleko wykracza poza najdalsze macki pandemii SARS-CoV-2. Czasowo i merytorycznie.

Najpierw więc o odpowiedzialności decydentów za ten stan rzeczy.

Po pierwsze, należy sobie zadać pytanie: dlaczego pracownicy medyczni mieliby ufać politykom i organizowanej przez nich akcji szczepień? Abstrahując od zaufania do nauki i autorytetów naukowych, decydenci przez ostatnich 10 miesięcy zarządzania pandemią nie zasłużyli – według mnie ani trochę – na szerokie zaufanie lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i innych zawodów. Personel medyczny został – w przeważającej części – pozostawiony sam sobie. Wypchnięty na pierwszą linię frontu walki o pacjentów, z wirusem, z bałaganem systemowym, brakami podstawowych środków ochrony indywidualnej. Bez elementarnego poczucia bezpieczeństwa, bez wsparcia, bez ubezpieczenia (poza wyjątkami pracowników zatrudnionych w szpitalach „covidowych”). Bez godziwej rekompensaty. Za to – z nadmuchanymi do granic przyzwoitości obietnicami (100% dodatek do wynagrodzenia to najlepszy przykład) i koniecznością wysłuchiwania czysto propagandowych obietnic, a także obserwacją, jak marnuje się środki publiczne, które powinny być zaangażowane w walkę z pandemią. Za to z – narastającym zwłaszcza w ostatnim czasie – przekonaniem, że rząd, najłagodniej rzecz ujmując, nie spełnia obietnic. Gdyby chcieć wyliczyć ile frontów, ile sytuacji konfliktowych z poszczególnymi zawodami medycznymi (czy też grupami wewnątrz tych zawodów) otworzyło w czasie pandemii Ministerstwo Zdrowia, nie starczyłoby palców obu rąk.

Po drugie, polityków obciąża to, że zawczasu nie przeprowadzili – nie rozpoczęli, nie zainspirowali, nie docenili wagi, nie sfinansowali – rzetelnej edukacji pracowników medycznych w zakresie szczepień przeciwko COVID-19. Nie w tej chwili, i nie od tygodnia, ale już od kilku tygodni powinna trwać przemyślana kampania edukacyjna adresowana do każdego z zawodów medycznych. Merytoryczna i rzetelna, oparta na autorytetach naukowych i środowiskowych. To przedstawiciele samorządów zawodowych, towarzystw naukowych, konsultanci krajowi powinni być zaangażowani – świadomie i na 100% – w szerzenie wiedzy na temat tych szczepień i przygotowywanej akcji masowych immunizacji. Im mniej polityków w tym przekazie, tym lepiej. Im więcej tych, którzy są specjalistami, autorytetami w swoich środowiskach – tym lepiej.

Po trzecie, polityków – i to bynajmniej nie tylko obecnie rządzącej koalicji – obciąża brak systemowego rozwiązania problemu szczepień ochronnych pracowników medycznych. Temat był podejmowany przez lata na wielu konferencjach, zwłaszcza w kontekście szczepień przeciwko grypie. Odsetek personelu medycznego, regularnie się szczepiącego, w Polsce był – i to jest opinia ekspertów – haniebnie niski. Wielokrotnie mówili oni – m.in. prof. Mirosław Wysocki lub prof. Lidia Brydak – że w wielu krajach, np. w USA, pracownik nie może w sezonie grypowym nawet marzyć o przestąpieniu progu placówki, w której jest zatrudniony, jeśli nie jest przeciw grypie zaszczepiony. Oczywiście, lekarzom, pielęgniarkom nikt nie bronił się przecież szczepić, i to powinna być kwestia ich zawodowej odpowiedzialności wobec pacjentów. Ale uważam, że decydentom zbyt łatwo przychodziło ignorowanie problemu. Bo dostrzeżenie go generowałoby konieczność – choćby – znalezienia pieniędzy na szczepionki dla personelu medycznego (tak, jak to wreszcie zrobiono w tym roku, choć organizacyjnie w sposób dalece niedoskonały) i przeprowadzenia szerokiej akcji edukacyjnej. Wygodniej było nie dostrzegać i nie reagować, ograniczając się do wzruszenia ramionami i wyrazów ubolewania, że tak. Że szkoda. Że odsetek szczepiących się medyków rzeczywiście powinien być większy.

Jednak część odpowiedzialności spoczywa też na samych medykach – w tym samorządach lekarzy oraz pielęgniarek i położnych. Latami środowiska te tolerowały w swoich szeregach (i tolerują nadal, choć już może nie w takim stopniu) osoby publicznie kwestionujące bezpieczeństwo i skuteczność szczepień ochronnych, bez naukowych podstaw. Latami tolerowano również podważanie szczepień w gabinetach lekarskich, jako najskuteczniejszego sposobu zapobiegania chorobom zakaźnym. Nie było wystarczająco mocnej reakcji na wszystkie twierdzenia typu „akurat tego szczepienia nie rekomenduję”, „szczepienia tak, ale tylko obowiązkowe, po co obciążać system odpornościowy”, „lepszą odporność daje przechorowanie niż szczepienie”. To nie są cytaty wymyślone, niestety. Sytuację dopiero od kilku ostatnich lat usiłują powoli zmienić izby lekarskie, ale lata zaniedbań w tym zakresie się mszczą. Środowisko medyczne jest również odpowiedzialne za zbyt wolne wprowadzanie szerszej tematyki szczepień ochronnych do programów studiów i nauczania podyplomowego, w tym programów specjalizacji, więc – paradoksalnie dla pacjenta – wiedza w tym zakresie wielu lekarzy specjalistów w niektórych dziedzinach medycyny oraz pielęgniarek wcale nie odbiega zbytnio od wiedzy przeciętnego pacjenta.

Szczepienie przeciw COVID-19 nie jest bytem zawieszonym w próżni. I obawiam się, że SARS-CoV-2 i w tym obszarze boleśnie uderzy we wszystkie zaniedbania, do jakich doszło – nie tylko w ostatnich miesiącach, ale i na przestrzeni dwóch, trzech dekad.

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań