Bo chcę się lepiej czuć

Ewa Stanek-Misiąg

Mama, która mówi córce, że nie jest ważne jak wygląda, a potem przez telefon zwierza się koleżance, że musi się zacząć odchudzać, bo nie może na siebie patrzeć, co tak naprawdę przekazuje dziecku?
Zastanówmy się nad tym dlaczego tak naprawdę decydujemy się na zmianę sposobu odżywiania. Najczęściej jest tak dlatego, że czujemy się ociężali, trudniej jest się nam poruszać, pojawiają się jakieś choroby. Dlaczego więc o przejściu na dietę mówimy w kontekście wyglądu, a nie zdrowia?
– pyta Aleksandra Musielak, psycholożka, współtwórczyni ciałopozytywnej kampanii „Spójrz na siebie” adresowanej do młodzieży.


Aleksandra Musielak. Fot. arch. wł.

Ewa Stanek-Misiąg: Częstość występowania nadwagi i otyłości wśród dzieci i młodzieży daje Polsce pierwsze miejsce w Europie, a Pani mówi „Otyłość dzieci i młodzieży to nie jest w tej chwili najważniejszy problem polskich dzieci i młodzieży”. Co nim jest?

Aleksandra Musielak: Depresja. Zajmujemy 2. miejsce w Europie (po Niemcach) pod względem liczby samobójstw i prób samobójczych podejmowanych przez nastolatki. Raport UNICEF-u, w którym oceniano dobrostan dzieci i młodzieży daje nam 31. miejsce na 38 krajów. Nie mówię, że problem otyłości nie istnieje. Myślę jednak, że jest on zdecydowanie bardziej zaopiekowany niż problem depresji. Depresja bywa bagatelizowana nawet przez rodziców. Na profilu „Spójrz na siebie” na Facebooku publikujemy wypowiedź nastolatki, która opowiada, że mama radziła jej odstawić antydepresanty, bo przez nie przytyła.
Przychodzą do mojego gabinetu rodzice z dziećmi, które zmagają się od lat z niezdiagnozowaną depresją, mają myśli samobójcze, dokonują samookaleczeń, a rodzice nie zgadzają się na wizytę u lekarza psychiatry. Niestety w Polsce osoby, które korzystają z opieki psychiatrycznej są stygmatyzowane.

52% dziewcząt i 31% chłopców w wieku 15 lat nie akceptuje własnego ciała. Co robimy nie tak, że nasze dzieci tak źle się oceniają?

Kluczem są relacje. Jesteśmy zabieganym społeczeństwem, wiele godzin spędzamy w pracy, czego efektem jest brak czasu dla dzieci. A dzieci rosną, wchodzą w wiek, w którym zamykają się przed dorosłymi. To jest naturalny proces, obecny także w domach, w których z dziećmi się dużo rozmawia. Ale kiedy relacje z dziećmi już przed okresem dorastania były złe, dzieci miały poczucie, że ich problemy są bagatelizowane, czy oceniane w negatywny sposób, to ta izolacja się pogłębi.
We wspomnianym raporcie, 75% chłopców i 64% dziewcząt deklarowało poczucie osamotnienia. O braku pozytywnego wzmocnienia ze strony nauczycieli mówiło 69% chłopców i 79% dziewcząt.
Przykłada się na pewno do tego niedostępność psychologów. Jest nas za mało, mamy za mało godzin, borykamy się z problemami lokalowymi – w szkole z reguły nie ma miejsca na intymną rozmowę, psycholog dzieli gabinet z pedagogiem, co chwilę ktoś puka, w zasadzie drzwi się nie zamykają.
A problemów przybywa. Pracuję w szkole, obserwuję uczennice i uczniów na co dzień. Widzę, że dzieci, które dość dobrze znosiły do tej pory zdalne nauczanie, ograniczone kontakty zaczynają mieć obniżony nastrój. Frustracja rośnie.

Gorzej się zachowują? Gorzej się uczą?

Tracą motywację. Coraz trudniej jest im uczestniczyć w lekcjach on-line. Bardzo często się nie łączą. Nie oddają prac domowych. Nie biorą udziału w tym, co się dzieje na lekcjach. I trudno jest ich zaprosić do rozmowy.
W mojej szkole, kiedy wychowawca zgłasza ucznia, o którego się martwi, bo nie włącza kamerki, a rodzice mówią, że cały dzień chodzi po domu w piżamie, staramy się nawiązać kontakt. Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy duży zespół, dwóch psychologów i pedagoga. Umawiamy się z takim uczniem. Ale on potem pod byle pretekstem nie łączy się z nami. Unika rozmowy.
W najgorszej kondycji są ósmoklasiści i maturzyści. Nie wiedzą kiedy i jak odbędą się egzaminy, mają poczucie, że nie są wystarczająco przygotowani. Lekcje zdalne to nie to samo, co lekcje w szkole.
Wczoraj rozmawiałam z uczennicą, jedną z najlepszych w szkole. Ma zdiagnozowaną depresję. Obawiam się nie tylko o jej stopnie (przestała oddawać prace domowe), ale także o to, czy w ogóle przystąpi do egzaminu. A przecież tyle lat ciężko pracowała!
Kondycja psychiczna dzieci nie jest dobra. Niestety mam poczucie, że w Polsce lekceważymy ten problem.

Nie wiem, ile takich rozmów jeszcze trzeba przeprowadzić, iloma danymi je podeprzeć, żeby to przemówiło do nas, jako społeczeństwa.

A dane są zaniżane. Mam taki przykład z ostatnich kilku tygodni. Ósmoklasista połknął tabletki, zrobił to ewidentnie z zamiarem odebrania sobie życia. Doskonale wiedział, co ma wziąć, ale źle przeliczył dawkę. Lekarze zaklasyfikowali to jako zatrucie. Dziecko trafiło pod opiekę psychologa i psychiatry, rodzina zaczęła uczęszczać na terapię rodzinną. Lekarze wiedzieli, że rodzice zajmą się synem, a w szpitalu warunki są trudne lub bardzo często, po prostu nie ma miejsc. Ktoś z depresją trafia nieraz do jednej sali z dzieckiem, które było wykorzystywane seksualnie. Spędza z taką koleżanką, czy kolegą kilka tygodni, słuchając historii, które trudno znieść dorosłemu, a co dopiero młodej osobie.
Uważam, że poprawa sytuacji jest w rękach rządu. Potrzebujemy większej liczby psychiatrów dziecięcych oraz psychologów w szkołach. Ta pomoc musi być dostępna wszędzie.

Wrócę do pytania o to, co robimy źle, przez co nasze dzieci nie potrafią spojrzeć na siebie łaskawym okiem. Dlaczego trzeba je przekonywać do ciałopozytywności?

Podstawowym błędem jest komunikowanie kwestii związanych z odżywianiem w kontekście wyglądu: „Nie jedz czipsów, bo będziesz gruby”. Nie podkreślamy aspektu zdrowotnego.
Poza tym zapominamy, że dzieci nas obserwują. Przeczytałam ostatnio fajne zdanie: wizja i fonia muszą się zgadzać. To jest sprawa podstawowa. Nie można czego innego mówić, a co innego robić. Mama, która mówi córce, że nie jest ważne jak wygląda, a potem przez telefon zwierza się koleżance, że musi się zacząć odchudzać, bo nie może na siebie patrzeć, co tak naprawdę przekazuje dziecku?
Zastanówmy się nad tym, dlaczego tak naprawdę decydujemy się na zmianę sposobu odżywiania. Najczęściej jest tak dlatego, że czujemy się ociężali, trudniej jest się nam poruszać, pojawiają się jakieś choroby. Dlaczego więc o przejściu na dietę mówimy w kontekście wyglądu, a nie zdrowia? Dlaczego mówimy: „Muszę zacząć biegać, bo mi urósł brzuch i tyłek”, a nie „Bo chcę się lepiej czuć”? Za mało, czy nawet w ogóle nie podkreślamy czynnika zdrowotnego.
Jesteśmy skupieni na wyglądzie, szczególnie kobiet, i to od maleńkości. Dziewczynki nadal częściej usłyszą, że są ładne niż że są bystre, szybkie, rezolutne.

Jak więc wytłumaczyć to, że mimo wymogów stawianych dziewczynom, a niestawianych chłopcom, którymi nikt się nie brzydzi, chociaż nie golą włosów pod pachami, czy na nogach, to jednak chłopcy mają częściej problem z nadwagą i otyłością?

Wydaje mi się, że chłopcy zajadą stres, trudne emocje. Z tego, co obserwuję w szkole, chłopcy zaczynają tyć wcześniej niż dziewczynki. To wynika na ogół ze złych nawyków żywieniowych w domu i z przekonania, że wygląd dla chłopca nie jest tak ważny, żeby musiał sobie odmawiać np. słodyczy. I tutaj znów pojawia się kwestia skupienia uwagi rodziców na wyglądzie, a nie zdrowiu dziecka. Za mało jeszcze mówimy o tym, że nadwaga i otyłość to choroby. Gdyby rodzice skupiali się na zdrowiu dzieci, a nie na wyglądzie to część chłopców na pewno z tych statystyk by zniknęła.
Taki chłopiec zaczyna naukę w szkole i słyszy: „Nie będziesz z nami w drużynie, bo słabo biegasz i przez Ciebie przegramy”. Rodzice oczywiście widzą, że dziecko jest odrzucane w klasie, jednak bardzo rzadko cokolwiek z tym robią.

Prędzej powiedzą: „Nie przejmuj się” niż wdrożą jakiś program naprawczy?

Dokładnie tak. Wydaje mi się, że rodzicom trudno jest przyjąć do wiadomości to, że ich dziecko ma problem, a oni są odpowiedzialni – nikt inny, tylko oni – za rozwiązanie tego problemu, bo jeśli go nie rozwiążą, trudności będą się pogłębiały.
Dzieci bardzo często sięgają po słodycze po to, żeby poprawić sobie humor. Mam też wrażenie, że chłopcy w ogóle mniej niż dziewczęta mówią o sobie, mają kłopot z tym, żeby powiedzieć, że coś się z nimi dzieje. To jest kulturowe. Chłopaki nie płaczą. Bardzo często, nawet jeśli uda mi się namówić ucznia na przyjście do gabinetu, to trudno jest cokolwiek z niego wyciągnąć. Chłopiec raczej nie powie: „Jestem smutny. Jestem zły. Nie radzę sobie. Chciałbym, żeby było inaczej, czy może mi Pani pomóc”?

A jakie znaczenie dla tego, jak czują się nasze dzieci ma pragnienie, by były najlepsze we wszystkim? Myślę o odrabianiu za nie zadań, o słynnych wynikach konkursu matematycznego, który z powodu pandemii odbył się zdalnie i wygrało go ponad 3200 dzieci, podczas gdy w roku poprzednim ośmioro.

Dobrze, że podniosła Pani ten temat. Uważam, że za mało o nim mówimy. Takie działania przyczyniają się do obniżenia samooceny dziecka, bo „jeśli mama, czy tata coś robi za mnie, to znaczy, że ja nie potrafię sobie z tym poradzić”.
Napisanie konkursu za dziecko oznacza, że dziecko nie spełnia naszych oczekiwań, odrabianie zadań za dziecko oznacza, że nie wierzymy, że potrafi ono wziąć odpowiedzialność za swój proces edukacyjny. Jest to coraz większy problem. Rodzice stają się asystentami dzieci do spraw nauki, pozbawiają dziecko poczucia sprawstwa, a potem spotykamy się w gabinecie i słyszę o uczniu klasy V: „On jest taki niesamodzielny, nie pamięta nawet czy ma sprawdzian”. Tutaj też często rozmija się nam fonia z wizją. Rodzice mówią: „Jesteś super”, a zaraz potem sprawdzają, czy zadanie, aby na pewno zostało dobrze odrobione. Mam zajęcia ze studentami. Wie Pani, że coraz częściej do prowadzących piszą rodzice studentek i studentów z pytaniem, co syn, czy córka ma zrobić, żeby zaliczyć przedmiot?

W tym, by wątpić w swoje umiejętności, krytycznie oceniać swój wygląd trenowani jesteśmy całe życie. Jak Pani ocenia popularne programy telewizyjne poświęcone temu, jak sprzątać, jak schudnąć po ciąży?

Z przerażeniem przeczytałam parę dni temu gdzieś w internecie, że bohaterka tych programów, Małgorzata Rozenek planuje zmniejszenie biustu, bo duże piersi się jej już znudziły. Jakby to był manicure, a nie operacja. W kontekście ciałopozytywności takie podejście jest po prostu katastrofą, przekroczeniem granicy między tym, co zdrowe, a tym, co zdrowe nie jest.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

23.03.2021 Aleksandra Musielak poprowadzi warsztaty on-line dla rodziców i osób pracujących z młodzieżą „Jak wspierać nastolatka w pozytywnym postrzeganiu własnego ciała”, więcej informacji na profilach kampanii „Spójrz na siebie” na Facebooku i Instagramie.
https://www.facebook.com/SPOJRZ-NA-SIEBIE
https://www.instagram.com/spojrznasiebie/

09.03.2021
Zobacz także
  • Zupełnie inny głód. Otyłość u psychologa
  • Spać, ćwiczyć, spotykać się z ludźmi
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta