Relacje przez aplikacje

Ewa Stanek-Misiąg

Naszą naturalną skłonnością jest dążenie do bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi. Chcemy spędzać wieczory z osobą, a nie z klawiaturą. Chcemy czuć obecność, dotyk i zapach drugiego człowieka, a nie zadowalać się jego wizualizacją – przypomina dr Konrad Maj, psycholog społeczny.


Dr Konrad Maj

Ewa Stanek-Misiąg: Czy wiadomo, ile osób korzysta z aplikacji randkowych w Polsce i w jakim są wieku?

Dr Konrad Maj: Badania Gemius z zeszłego roku mówiły o prawie 3,5 milionach osób. Średnio co piąty internauta w Polsce przyznaje, że ma profil na portalu randkowym, ale trudno podać dokładną liczbę. Sondaże tego rodzaju obarczone są tą podstawową wadą, że nie wszyscy się do używania takich aplikacji przyznają, a z kolei serwisy mogą podawać liczbę osób zarejestrowanych, co wcale nie oznacza, że są to aktywni użytkownicy konta. Dane Mindshare Polska wskazują, że taką formę randkowania wybierają głównie ludzie młodzi w wieku 18–34 lat (blisko 60%), głównie mężczyźni. Jest to dominująca forma zawierania znajomości przez osoby homoseksualne, które czują większą swobodę online niż offline. Szacuje się, że w ten sposób randkuje 2/3 osób homoseksualnych. W internecie nie ma takiego ostracyzmu, jak „w realu”, ponadto łatwiej jest niż na ulicy określić, jaką ktoś ma orientację – definiuje to randkowy profil.

Mniejszy stres to, jak się wydaje, ważny argument nie tylko dla osób nieheteronormatywnych.

Na pewno. Zagadując do kogoś na koncercie, w sklepie lub na spotkaniu towarzyskim, raczej nie zapytamy, czy dana osoba jest z kimś związana. W internecie można bez oporów takie pytanie zadać, bo to nic nie kosztuje. Nie będzie nam głupio, wstyd.

Nieprzyjemnie może być za to później, kiedy się okaże, że ktoś nie był z nami szczery.

Zgadzam się. Ludzie na randkach próbują się nawzajem oczarować, a to wiąże się z kłamaniem. Przyznaje się do tego prawie połowa mężczyzn i około 35% kobiet, choć i w takich sondażach trudno powiedzieć, ile osób kłamie, że nie kłamie. Jak wykazały badania, najwięcej kłamstw słyszą osoby najatrakcyjniejsze. I to niezależnie od płci. Jeśli jesteśmy kimś zainteresowani, to staramy się upiększyć siebie i swoje życie, żeby się mu przypodobać. W przypadku kontaktów internetowych wskaźnik kłamstw jest wyższy, sięga 60%, a niektóre badania, na przykład przeprowadzone przez zespół Cataliny L. Toma z University of Wisconsin-Madison, mówią nawet o 80%. W internecie trudniej też o weryfikację. Kłopotliwe pytanie można zbyć żartem, emotikonem czy gifem.

Kłamstwa dotyczą głównie wyglądu?

Tak, wyglądu – zwłaszcza wzrostu, wieku oraz statusu materialnego. Mężczyźni liczą na to, że rozmawiając przez internet, wzbudzą na tyle dużą sympatię, że potem, podczas spotkania zbilansuje ona brak tych kilku centymetrów, zębów czy włosów.
Brytyjczycy sprawdzili, jakie zdjęcia podnoszą zainteresowanie profilem. Odkryto kilka prawidłowości. Są to na przykład zdjęcia w gronie znajomych, w trakcie jakiejś aktywności typu uprawianie sportu czy podróżowanie, ze zwierzakami, a nawet z własnymi mamami. Jak można to wytłumaczyć? Otóż ludzie starają się zwracać uwagę nie tylko na samą osobę, ale także na to, czy ma ona relację z innymi, jaka jest jakość i charakter tych więzi. Chcemy ze zdjęć wywnioskować, czy osoba jest lubiana wśród znajomych i w rodzinie oraz czy lubi aktywnie spędzać czas. Co ciekawe, gdy ma się dzieci, lepiej pokazać ich zdjęcia niż je ukrywać – bycie rodzinnym i szczerym jest mile widziane i przyciąga uwagę, o ile dla kogoś związek z kimś, ktoś ma potomstwo, nie stanowi bariery. Ale jeśli taka informacja pojawi się dopiero po kilku randkach, oznacza to katastrofę. Wykazano również, że więcej polubień oraz uwagi zyskują profile, na których używa się takich słów-kluczy jak „miłość” czy „związek”. Źle z kolei odbieramy zdjęcia z sesji, nienaturalne, pozowane i idealne. Być może wyczuwamy w tym pewien fałsz. Wszyscy wiemy, co da się „wycisnąć” z dobrego aparatu fotograficznego, osiągnąć dzięki makijażowi i innym zabiegom.

Czy znajomości nawiązane przez internet są gorsze lub lepsze od tych nawiązanych w sposób – jeśli tak można jeszcze powiedzieć – tradycyjny?

Badania Michael J. Rosenfeld oraz Reuben J. Thomasa przeprowadzone na dużej amerykańskiej próbie pokazały, że romantyczne relacje powstałe pierwotnie online nie różniły się jakością i długością trwania od relacji offline. W internecie też można przeżyć olśnienie i po wymianie zaledwie kilku wiadomości poczuć, że jest między nami chemia. Zarówno „w realu”, jak i „wirtualu” jesteśmy przecież wciąż tymi samymi ludźmi, nawet jeśli przejawiamy w obu środowiskach nieco inne zachowania. Nawiązane i perspektywicznie rozwijające się relacje online zwykle szybko wychodzą z internetu. Aplikacje randkowe służą właściwie tylko do tego, aby kogoś znaleźć, zaczepić i wstępnie poznać. To taki las, do którego idziemy na grzybobranie, a następnie w warunkach domowych sprawdzamy przydatność i jakość każdego „znaleziska”.

Co to znaczy szybko?

W ciągu 1–3 tygodni. Z reguły, jeśli pojawia się wzajemna sympatia, ludzie szybko przechodzą na inne formy komunikacji: telefon, wideorozmowy czy bezpośrednie spotkanie. Od dawna w literaturze naukowej można wyczytać, że relacja, która zaczęła się online, wzmacnia tę pojawiającą się później – offline. Spotkania po zawarciu znajomości w internecie mogą mieć tę zaletę, że ludzie dużo już o sobie wiedzą, mają całą gamę tematów do pogłębienia, nie jest „sztywno”. Internet ośmiela, ułatwia opowiadanie o sobie, nie czujemy bariery, skrępowania czy wstydu. Pomaga w tym również powszechna w mediach społecznościowych oraz aplikacjach randkowych zasada: w sieci nie używa się formy „pan”, „pani”. Wymieniamy się swobodnie osobistymi historiami, nawiązujemy stopniowo więź, czując się bezpiecznie i komfortowo. A zatem kontakty elektroniczne są doskonałą bazą dla dalszego rozwoju związku.

Przed erą internetową służyły temu listy.

Można powiedzieć, że czatowanie to jest forma pisania listów. Ale znacznie szybsza. Na ekranie dwa światy splatają się w warkocz wymienianych treści, wiersze, książki piszą się z każdą wstukiwaną wiadomością. Rozmówcy tworzą wyobrażenie drugiej strony. Razem z rodzącą się sympatią pojawia się zwykle pozytywna inklinacja w stosunku do rozmówcy. Wkładamy różowe okulary do czytania kolejnych wiadomości. Nie podważamy tego, co mówi partner, raczej dążymy do potwierdzania jego pożądanych walorów.

To ostrzeżenie?

Ja po prostu wskazuję na pewne zagrożenia randkowania bez widzenia. Każdy słyszał historie, jak to na randce pojawił się ktoś zupełnie inny od tego, kogo obraz nosiliśmy przez tygodnie w głowie czy nawet w sercu. Taka jest nasza natura. Lubimy tworzyć sobie iluzje, ekscytuje nas wizja idealnego partnera czy partnerki. Pamiętajmy jednak, że podobne rozczarowanie można przeżyć w relacji nawiązanej „w realu”. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na imprezie. Ciemno, głośna muzyka. Świetnie się nam z kimś rozmawia i tańczy, ale kiedy spotykamy się po kilku dniach, bez tej całej pobudzającej otoczki, nie czujemy chemii. To częste zjawisko.
Jak pokazują badania psychologiczne, randkowanie w internecie niesie za sobą jeszcze inne dwa zagrożenia. Oba wiążą się z tak zwanym bólem odrzucenia. Szukanie kolejnej osoby może być lekiem na ów ból, sposobem na przeżyte rozczarowanie, co może zmienić się wręcz w uzależnienie. Potrzebujemy zainteresowania ze strony innych ludzi, przeżywania nowych, ekscytujących doświadczeń. Krótko mówiąc, poszukujemy dopaminy. Nagłe i jednoznacznie odrzucenie w internecie jest częstsze niż w realnych warunkach, bo jest łatwe. Niektórzy jednak nie potrafią tego zrozumieć i pogodzić się z tym, zaczynają szukać winy na przykład we własnym wyglądzie, wstydzą się swojego ciała. I to jest ten drugi negatywny efekt uboczny poszukiwania miłości w sieci.
Wydawać by się również mogło, że randkowania w internecie to raj dla atrakcyjnych. Ale niekoniecznie tak musi być. Ci, którzy są postrzegani jako atrakcyjni fizycznie, w warunkach pozainternetowych cieszą się całkiem sporym zainteresowaniem, a w sieci – z uwagi na to, że próg otwartości na innych jest ustawiony bardzo nisko – zainteresowanie nimi jest spotęgowane. Jak wynika z badań, nawiązując relacje online mamy tendencje do „grania w wyższej lidze”. Zabiegamy o osoby atrakcyjniejsze od siebie o średnio 25%. A zatem frustracja atrakcyjnych mających profil w internecie wiąże się z tym, że przytłacza ich liczba ofert, które otrzymują. Z kolei złość nieatraokcyjnych może być skutkiem niskiego wskaźnika odpowiedzi na wysyłane wiadomości i polubienia.

W biurze nie ośmielę się podejść, ale przez internet zagadam. O tym pan mówi?

Tak. Zagadanie przez internet nie pociąga za sobą takich kosztów, jak kontakt bezpośredni, a swego rodzaju potencjalne zyski są przecież takie same.

Czyli to może się skończyć tym, że aktywność zapoznawcza przeniesie się do internetu? Po co sobie utrudniać, jak można sobie ułatwić.

Zainteresowanie aplikacjami randkowymi stale rośnie, ale to wciąż dodatkowa aktywność, czy też opcja zapasowa dla większości osób. Ci, którzy randkują online, randkują też offline. Aplikacja to taka jeszcze jedna kawiarnia, do której zaglądamy. Jedni częściej, drudzy rzadziej. Ale ludzie samotni szukają relacji raczej nie po to, żeby sobie tylko pogawędzić. Naszą naturalną skłonnością jest dążenie do bezpośrednich kontaktów z innymi ludźmi. Chcemy spędzać wieczory z osobą, a nie z klawiaturą. Chcemy czuć obecność, dotyk i zapach drugiego człowieka, a nie zadowalać się jego wizualizacją.
Niektóre osoby jednak potrafią się w tym zagubić, traktują randkowanie w sieci jak grę, czy też jako sposób na weryfikację własnej atrakcyjności. Tak można tłumaczyć wyniki badań wskazujące, że około 1/3 osób, które mają profile randkowe w sieci, nigdy nie spotkała się z nikim bezpośrednio. To w znacznej mierze ludzie, których zadowala kolekcjonowanie par i bycie obiektem uwagi. Są też ludzie zachowujący się jak klienci w supermarkecie, którzy przyjechali bez żadnej listy, bez żadnego planu. Człowiek taki chodzi po sklepie zagubiony, nie wie, co ma wrzucić do koszyka – zaczyna zatem grymasić, wychodzi albo bierze produkty dość przypadkowe. Moja rada jest następująca: trzeba sobie dobrze przemyśleć to, czego oczekujemy, jakie cechy są dla nas najważniejsze. Jeśli chcemy związać się z kimś na dłużej, wymaga to wglądu w siebie i przemyślenia tego, co napiszemy na profilu.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Dr Konrad Maj – kierownik Centrum Innowacji Społecznych i Technologicznych HumanTech, adiunkt w Katedrze Psychologii Społecznej i Osobowości Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

14.02.2020
Zobacz także
  • Test miłości
  • Spać, ćwiczyć, spotykać się z ludźmi
  • Co nam daje muzyka?
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta