Walizka i kosz na śmieci

Ewa Stanek-Misiąg

Widzę, że wielu rodziców zatrzymuje się na poprzedniej fazie rozwoju swojego dziecka. Powtarzają: „Jak mówiłam córce, żeby coś zrobiła, to ona to robiła, a teraz? W ogóle mnie nie słucha”. Oni zostali w miejscu, a ich dziecko popędziło do przodu – mówi psycholog, Anna Olczak-Stawicka w cyklu rozmów „Dziecko w wieku szkolnym”.


Anna Olczak-Stawicka. Fot. Uniwersytet SWPS

Po rewolucji, jaką jest w życiu dziecka pójście do pierwszej klasy, następny przełom występuje obecnie w którym roku życia?

Anna Olczak-Stawicka: Dzieci właściwie z wczesnego okresu szkolnego przechodzą od razu w dorastanie. Kiedyś do 12. rż. trwał okres latencji, czyli wyciszenia. W tym czasie następował intensywny rozwój poznawczy, kształtowanie umiejętności motorycznych. Obecnie obserwujemy obniżenie wieku dojrzewania. Dziewczynki z klas I–III często zaczynają miesiączkować.

Czy dorastanie napotyka w XXI wieku inne problemy niż wcześniej?

Wydaje mi się, że odseparowywanie od rodziców, które jest jednym z najistotniejszych elementów dojrzewania przebiega w dzisiejszym świecie trudniej. Rodzice zawożą do szkoły, przywożą ze szkoły, zawożą na zajęcia, przywożą z zajęć i to bardzo długo trwa. Mądrość dorosłego polega na tym, żeby pozwolić się dziecku odpępowić, w bezpieczny sposób.
Nie zmieniło się to, że rodzic nastolatka patrzy na niego i nie rozpoznaje w nim swojego dziecka (śmiech) Wielu nastolatków rezygnuje ze swoich pasji, zainteresowań, uwagę skupia na grupie rówieśniczej. Zachęcam rodziców, żeby przypomnieli sobie własne dojrzewanie. Mam takie ćwiczenie: na jednej kartce rysuję walizkę, a na drugiej kosz na śmieci i proszę, żeby zapisali, co wynieśli z okresu dorastania, co było dla nich wsparciem, a co by wyrzucili.

Co wyrzucają?

Moralizowanie. Te wszystkie „za moich czasów” itd.

A zostawiają?

Wspólne wyjazdy. Zainteresowanie, które polegało na pytaniu o różne sprawy, ale nie o szkołę. Poszanowanie intymności. Akceptację.
Nastolatkowie najczęściej mówią, że nie czują się akceptowani tacy, jacy są, bo wyglądają nie tak, jak powinni, bo nie robią tego, co powinni. Brak tolerancji to główny zarzut wobec rodziców.

Czy to nie jest próba sforsowania granic?

Trzeba pamiętać o tym, że inne granice stawiamy małemu dziecku, a inne nastolatkowi. Z nastolatkami się negocjuje. Nie polecam rozkazów typu: „Powrót do 22”.
Granice są nastolatkom bardzo potrzebne, ponieważ bez nich w ich świecie poszukiwania własnej tożsamości może zapanować chaos, nie znaczy to jednak, że będą ich zawsze przestrzegać. Rodzice mówią synowi, że do 18. rż. nie może pić alkoholu, a on ma lat 16, idzie na imprezę i pije. Ale wie, że przekracza granicę.

I to ma wystarczyć?

A co można innego zrobić? Straciłam kiedyś cierpliwość i zrobiłam córce kazanie, pełne wyrzutów w duchu „tyle Ci tłumaczyłam, tyle pokazywałam, a Ty...”. Córka mi odpowiedziała: „Mama, spoko, ja te wszystkie wartości mam z tyłu głowy, w odpowiednim momencie na pewno po nie sięgnę”.
Pokazuję też rodzicom, jak różni się postrzeganie czasu przez nich i ich nastoletnie dzieci.

Słynne „zaraz”?

Nastolatek zawsze ze wszystkim zdąży, on żyje tylko tu i teraz. Ma zupełnie inne postrzeganie czasu i odpowiedzialności niż dorosły. Dorośli wracają do przeszłości, rozpamiętują przeszłość, zastanawiają się nad przyszłością, planują. Zwróciła Pani uwagę na to, że dorosły bardzo często, żeby spokojnie czymś się zająć, jakimś zadaniem, czy pracą, najpierw musi zrobić pranie, wytrzeć blaty, cokolwiek? A nastolatek nie. Staramy się więc definiować, co w języku młodych oznacza „za chwilę”, „zaraz”, „no już”.
Widzę, że wielu rodziców zatrzymuje się na poprzedniej fazie rozwoju swojego dziecka. Powtarzają: „Jak mówiłam córce, żeby coś zrobiła, to ona to robiła, a teraz? W ogóle mnie nie słucha”. Oni zostali w miejscu, a ich dziecko popędziło do przodu. Jeśli rodzice nie towarzyszą dzieciom w okresie dorastania, to istnieje poważne ryzyko, że stracą z nim kontakt. Dziecko będzie szukać wsparcia w grupie rówieśniczej, a to nie zawsze jest konstruktywne.

Zarzewiem wielu konfliktów na linii rodzice-nastoletnie dzieci są obowiązki szkolne. Przywiązujemy do nauki zbyt dużą wagę?

Na pewno żyjemy w systemie, który narzuca konieczność podejmowania decyzji dotyczących wykształcenia na zbyt wczesnym etapie. Dzieciaki zmęczone wyścigiem po dobre oceny i wyniki testów, w pierwszej klasie szkoły ponadpodstawowej odpuszczają. Kalkulują, przy jakiej frekwencji uzyskają promocję, robią plan minimum. Chcą trochę pożyć w grupie rówieśniczej. Rodzice się denerwują, bo nauka, korepetycje. Ale kiedy zaczynam z nimi rozmawiać o tym, co jest ich celem wychowania, co jest dla nich ważne, to na ogół mówią, że chcą, żeby ich dziecko było szczęśliwe. Pytam wtedy: „A jest teraz szczęśliwe?” Częsta odpowiedź to: „Hmm...”
Myślę, że dorastanie dzieci bywa trudnym okresem także dlatego, że przypada na moment, w którym rodzice bilansują życie, podsumowują karierę zawodową, widzą oznaki upływu czasu – siwe włosy, zmarszczki, starzejące się ciało.
Mam wielu nastolatków, którzy właściwie to przyprowadzają do mnie swoich rodziców.

Ma im Pani wytłumaczyć, jak nastoletnie dzieci powinny być traktowane?

Przede wszystkim wizyta u psychologa przestaje być czymś wstydliwym. Młodzi chcą pogadać. Kiedy są niepełnoletni, to muszą przyjść na spotkanie z rodzicami.
To bardzo dobry objaw, kiedy nastolatek mi mówi, że przyszedł porozmawiać, bo z rodzicami nie rozmawia o wszystkim.

Dobry?

Tak. Cieszę się, kiedy to słyszę, bo to znaczy, że młody człowiek jest w normie rozwojowej.
Nastolatki cały czas czegoś mnie uczą.
Jedna z dziewczyn wymyśliła pisanie instrukcji obsługi siebie. Przeczytam Pani. „Instrukcja obsługi mnie. 1) Jeśli zamknęłam się w pokoju, to z konkretnego powodu. Pukajcie, nawet jak nie jestem zamknięta. Dajcie znak, że idziecie. 2) Nie pytajcie z kim piszę, nie chcę ciągle się tłumaczyć. 3) Jeśli chcę być sama, nie naciskajcie na wspólne spędzanie czasu. Będę chciała, to przyjdę. 4) Nie analizujcie ze mną błahych problemów, czy sytuacji. Szkoda życia. 5) Nie obserwujcie mnie, bo to widać i to jest dziwne w cholerę.”

Ciekawe, co ona rozumie przez „błahe sprawy”?

Z tego, co pamiętam chodziło o szkołę.
Pytanie „Jak było w szkole?” rodzice potrafią zadać na dzień dobry. Teraz mamy dzienniki elektroniczne, więc rodzice w trakcie pracy dostają informacje o ocenach dziecka i niektórzy, naładowani emocjonalnie od progu wyrzucają dziecku: „Dostałeś jedynkę! Znowu się nie nauczyłeś!” Trenujemy więc, jak wchodzić do domu.
Dorastanie to trudny czas, powtórzę po raz kolejny. Do końca życia będę pamiętać spotkanie, które chciałam dobrze zacząć, od miłych rzeczy, więc zapytałam rodziców: „Co dobrego Państwo widzicie u Mikołaja?” I zapadła cisza. Znałam tego chłopaka, więc zaczęłam wymieniać jego dobre cechy, ratowałam sytuację, ale od tamtego czasu nie zadaję tego pytania. Zostawiamy je sobie na dużo później.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Anna Olczak-Stawicka – psycholog, pedagog, mediator rodzinna. Pracuje w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej przy Uniwersytecie SWPS w Poznaniu. Wykłada na Uniwersytecie SWPS.

23.10.2020
Zobacz także
  • Nie kara, tylko wskazówka
  • Dziecko to nie jabłuszko
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta