Wraz z nasileniem się wojny w Ukrainie setki dzieci chorych na raka zostały zmuszone do opuszczenia domów i łóżek szpitalnych w całym kraju i podjęcia niebezpiecznych podróży w nadziei na ponowne skorzystanie z leczenia, którego potrzebują, aby przeżyć.
Dzieci w centrum koordynacyjnym we Lwowie, 12 marca 2022 r. Fot. Depositphotos / Fotoreserg
Poddany chemioterapii z powodu guza pęcherza 8-letni Leonid został zmuszony do opuszczenia kijowskiego szpitala, gdy nasilił się ostrzał. On i jego matka Anna wyruszyli w poszukiwaniu bezpieczeństwa i pomocy medycznej.
– Droga była długa i przerażająca, a Leonid był przestraszony ostrzałem i bombami – powiedziała Anna.
Leonid dotarł bezpiecznie do Zachodnioukraińskiego Specjalistycznego Centrum Medycznego dla Dzieci we Lwowie i wznowił leczenie. Niestety, Anna dowiedziała się, że guz jej syna urósł.
– Chcemy jak najszybciej wyjechać do Polski, aby nasz syn mógł regularnie się leczyć – powiedziała. – Nie chcemy czekać. Nikt nie jest pewien, co się stanie.
WHO koordynuje z partnerami humanitarną pomoc zdrowotną, zarówno na Ukrainie, jak i na jej granicach, zapewniając zaopatrzenie, wsparcie techniczne i personel ratunkowy. Organizacja tworzy centrum wsparcia dla Ukrainy w Polsce i zapewnia, by sąsiednie kraje posiadały infrastrukturę i fachową wiedzę potrzebną do obsługi masowego napływu uchodźców. Według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych ponad 3 miliony ludzi uciekły z kraju.
Aby sfinansować pomoc, WHO wystosowała apel o stanie zagrożenia zdrowia w Ukrainie. Organizacje lokalne i międzynarodowe walczą z czasem, aby ponownie zapewnić leczenie pacjentom z nowotworami.
Dzieci z całej Ukrainy są stabilizowane w Zachodnioukraińskim Specjalistycznym Centrum Medycznym dla Dzieci, a następnie przewożone karetką do Kliniki Jednorożca im. Mariana Wilemskiego w Polsce na triaż. Stamtąd są wysyłane wraz z członkami rodziny do ośrodków onkologii dziecięcej w Polsce, Europie i poza nią.
Yulia Nohovitsyna, pracująca dla organizacji charytatywnej, powiedziała, że do tej pory z systemu skierowań skorzystało około 170 dzieci.
Jedną z nich jest Anastasia z Kijowa. Przyjechała z matką Natalią do Hamburga w Niemczech 7 marca i wznowiła leczenie ostrej białaczki limfoblastycznej. Pięć dni wcześniej matka i córka uciekły z Ochmatdyckiego Narodowego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego, który znalazł się pod ostrzałem artyleryjskim.
– Nie można było kontynuować leczenia pośród alarmów, syren i zagrożenia zniszczenia stolicy – powiedziała Natalia. – Jestem bardzo wdzięczna wszystkim, którzy zorganizowali ewakuację dzieci oraz tym lekarzom, którzy zabrali nas na leczenie do Niemiec.
Leczenie nowotworów jest jednym z głównych wyzwań związanych z kryzysem zdrowotnym w Ukrainie, powiedział w tym tygodniu dyrektor generalny WHO, dr Tedros Adhanom Ghebreyesus. Zwrócił również uwagę na brak leczenia chorób układu oddechowego i sercowo-naczyniowego.
Zachodnioukraińskie Specjalistyczne Centrum Medyczne dla Dzieci boryka się z malejącymi zapasami i wzrostem liczby chorych, często po urazach.
– Przygotowujemy się na najgorsze: zabezpieczamy okna, przygotowujemy przestrzeni do ewakuacji w piwnicy. Ale to nie jest odpowiednie dla naszych pacjentów – powiedział dr Severyn Ferneza, jeden z lekarzy Centrum, który powstrzymywał łzy w rozmowie z personelem WHO. – Nie chcę nawet myśleć, co by się stało, gdyby ten szpital przestał funkcjonować. Nikt inny nie mógł sobie z tym poradzić.
W trakcie chemioterapii pacjenci nadal muszą być przenoszeni do schronów bombowych około 4 razy dziennie, gdy rozbrzmiewają syreny przeciwlotnicze. Wiele dzieci doświadczyło już ostrzału w miastach, takich jak Charków i Kijów i są przerażone dźwiękami syren. Psycholog pracuje z dziećmi dwa razy w tygodniu, ale personel szpitala twierdzi, że zapotrzebowanie na takie usługi jest znacznie większe.
– Sam nowotwór jest problemem, a przerwy w leczeniu, stres i ryzyko infekcji sprawiają, że setki dzieci, które nie powinny były umrzeć, mogą umrzeć w ich konsekwencji – powiedział dr Roman Kizym, dyrektor Centrum. – To są pośrednie ofiary tej wojny.
Artur, 6 lat, jest jednym z nowo przybyłych do Centrum. Ma ostrą białaczkę szpikową, nowotwór krwi. – Jesteśmy wdzięczni za szansę na przeżycie i kontynuowanie leczenia – powiedziała Alina Mykolaivna, matka chłopca. – Gdybyśmy przerwali leczenie, wszystkie dawki chemioterapii, które Artur przyjął wcześniej, byłyby bez znaczenia.
Dr Kizym pochwalił międzynarodową koordynację, która doprowadziła już do ewakuacji i leczenia wielu pacjentów. – Mimo to jest to trudny moment – powiedział. – Niektóre zabiegi, takie jak przeszczepienia komórek krwiotwórczych, są teraz niemożliwe do przeprowadzenia.
Placówka transplantologiczna szpitala jest nieużywana, a na drzwiach wisi wstążka z uroczystości otwarcia sprzed wybuchu wojny.
Jednym z pacjentów dr Kizyma jest Leonid, chłopiec z guzem pęcherza moczowego. Dobrze reaguje na leczenie, wyjaśniła jego matka, ale na twarzy dziecka nie pojawia się uśmiech. – Chce wrócić do domu – powiedziała. – Tęskni za domem.