Grypowy walkower

Andrzej Kaczmarczyk
Ministerstwo zdrowia i media ogłosiły wielkie zwycięstwo w walce z pandemią świńskiej grypy. Tymczasem do żadnego zwycięstwa nie doszło. Po prostu wirus A/H1N1v uciekł z pola walki, ale wróci.

Gdy w czerwcu Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła kolejny stopień pandemii, na pierwsze strony gazet trafiła wiadomość, że śmiertelna epidemia już puka do drzwi. Powiało grozą.

Spokojnie to tylko pandemia

Właściwie pandemię grypy na świecie mamy co roku. Chorych liczy się w setkach milionów, a zmarłych z powodu powikłań w setkach tysięcy. Jednak nie co roku mamy do czynienia ze skokiem antygenowym, czyli zupełnie nowym podtypem wirusa. Tym razem pojawił się. To właśnie z powodu powstawania niezależnych ognisk świńskiej grypy, czyli nowego podtypu wirusa w różnych krajach WHO ogłosiła pandemię, chociaż liczba chorych była znacznie mniejsza niż w przypadku grypy sezonowej. Tak właśnie ma być. Ogłaszając pandemię WHO nie informuje nas o braku miejsc w kostnicach, o czym mogłaby donieść po fakcie lokalna gazetka, lecz jedynie ostrzega o wystąpieniu niecodziennego, realnego, potencjalnie śmiertelnego zagrożenia w skali świata.

Tymczasem dla przeciętnego mieszkańca ziemi pandemia to jakiś wyższy stopień epidemii. Oznacza, że choroba na pewno zapuka do każdych drzwi, a nieznana, choć na pewno zatrważająco duża liczba tych wizyt zakończy się śmiercią. Obecnie dla naszej europejskiej cywilizacji taka wizja jest nie do przyjęcia. Jedni więc ją bagatelizują, a inni żądają postawienia w stan alertu wszystkich sił i środków. Ci drudzy przypominają sobie, ile wydali na suplementy diety i żądają od firm farmaceutycznych natychmiastowego lekarstwa lub szczepionki, a najlepiej jednego i drugiego. Oczywiście rządy ściągające z nas podatkowy haracz mają to nabyć i udostępnić. Wszystko to ma odegnać złe moce, tak by żadne choróbska nie przeszkadzały nam w ulubionych wyprawach do hipermarketów.

Tak naprawdę nie dzieje się nic?

Firmy farmaceutyczne w ekspresowym tempie przygotowały produkt, a rządy bogatych krajów napełniły nim magazyny. I wtedy okazało się, że ani wrogi wirus, ani chętni do szczepień nie zjawili się w oczekiwanej sile. Magazyny okazały się niepotrzebnie pełne i kompromitująco kosztowne. Trzeba jednak pamiętać, że siła ataku długo była niejasna. Media z lubością odnotowywały rosnącą liczbę zachorowań i przypadków śmiertelnych. Pod koniec listopada wiadomo już było, że większość nowych zachorowań w Europie spowodowana jest świńskim wirusem. Czarny scenariusz był o krok.

Trzeba przyznać, że rząd polski wykazał się dużą odpornością. Jednak przed uznaniem dla jego zimnej krwi powstrzymuje niekonsekwencja, jakiej nie sposób nie zauważyć w postępowaniu ministerstwa zdrowia podczas kilku jesienno-zimowych miesięcy.

Najpierw pani minister zapowiedziała zakup dwóch do czterech milionów szczepionek, co pozwoliłoby na wszczepienie chętnych z grup ryzyka i rozpoczęła negocjacje. Te utknęły w martwym punkcie, bo producenci nie chcieli wziąć pełnej odpowiedzialności za skutki uboczne, skierować szczepionki do sprzedaży aptecznej, nie było pewne czy należy szczepić raz czy dwa razy i nie było wyników badań tzw. czwartej fazy. Pierwszy i trzeci zarzut były prawdziwe. Dalej było gorzej. Sprzedaż jedynie rządom zaleciła WHO. Zaś wyników czwartej fazy nie było, bo być nie mogło. To badania wykonywane dopiero po wyszczepieniu szerokiej populacji, a wtedy szczepienia dopiero się zaczynały. Jednak negocjacje trwały i pomimo nieustępliwości obu stron na styczeń zapowiedziano zakupy.

Na przełomie listopada i grudnia nadeszło apogeum epidemii. Trzeba przyznać, że liczba zachorowań było podobna jak w latach poprzednich, więc rząd dalej twierdził, że nie dzieje się nic niespotykanego. Oczywiście i była to prawda, i nie była. Szczyt zachorowań nadszedł o kilkanaście tygodni wcześniej niż zwykle. Poza tym istota zagrożenia, tak samo jak przed sezonem grypowym w dalszym ciągu nie polegała na tym, co się działo, lecz na tym, co się może stać, a rokowania były niejasne. Tymczasem w grudniu krzywa zachorowań gwałtownie spadła i choć sprawa ilości koniecznych dawek wyjaśniła się, a wiedzy o niewielkich skutkach ubocznych przybywało z każdym tygodniem, minister zdecydowała, że o zakupach nie ma już mowy. Odtrąbiono zwycięstwo, a minister zdrowia zaczęła odbierać gratulacje za nieuleganie farmaceutycznemu lobby. Opozycja, która jeszcze wczoraj krytykowała rząd, dając mu za przykład zachodnioeuropejskie zakupy, zamilkła, bo jak brzmiałby zarzut o powstrzymaniu się od nieuzasadnionego wydania może kilkuset milionów?

Awers i rewers

Z pozoru nadmierne zakupy szczepionek we Francji, Włoszech, Anglii czy w Niemczech i uparta odmowa ich zakupu w Polsce różni wszystko. Tak naprawdę to jedynie różne skutki tak samo nieracjonalnych decyzji.

Wyszczepialność na grypę sezonową wynosiła w Polsce w latach poprzednich nieco ponad 5 proc. Nawet wśród lekarzy nie przekraczała 7 proc. W krajach zachodniej Europy nie przekraczała procent kilkunastu, a i wśród lekarzy była co najwyżej dwukrotnie wyższa. Bez trudu można więc było przewidzieć, że zakup ponad 90 mln szczepionek dla 65 mln Francji za sumę ponad 800 mln euro jest absurdalny. Grzechem francuskiego rządu była jednak jedynie wielkość zakupów, a nie samo wykupienie ubezpieczenia, jakim byłby zakup szczepionki w ograniczonej ilości, bo taką profilaktykę trzeba traktować jako swoiste ubezpieczenie przed niebezpieczeństwem, które może nadejść, choć nie musi. Ubezpieczenie kartofliska w Europie od suszy, powodzi i gradobicia jest rozsądne. Od niszczącej wszystko szarży stada słoni absurdalne.

W tym morzu absurdu polski rząd zasługuje na pochwałę, że nie uległ owczemu pędowi. Jednak tylko tyle, bo niewątpliwie zasługuje na naganę za odmówienie wykupienia chociaż podstawowego ubezpieczenia od czegokolwiek. Największe kraje zachodu, choć uznały profilaktykę antygrypową poprzez szczepienia za ideę słuszną, to jednak skompromitowały ją poprzez rozrzutność. Każde euro utopione we wręcz podejrzanie nadmiernie zgromadzonych zapasach szczepionki na świńską grypę, to euro mniej na przeszczepy, onkologię, kardiologię czy inne specjalności. Polski resort zdrowia, choć początkowo też popierał szczepienia na świńską grypę, a i obecnie namawia do szczepienia się przeciw grypie sezonowej, postanowił jednocześnie podważyć ideę szczepień, jako skutecznej profilaktyki podnosząc bagatelizowanie zagrożeń do rangi cnoty.

Czy dało się postąpić z umiarem? Chyba tak. Litwa niedawno kupiła szczepionkę dla grup największego ryzyka. 27 tysięcy sztuk. Pewnie w sam raz, skoro podstawowa część grupy ryzyka, jaką są lekarze, liczy tam 10 tysięcy. Większość Europy wylała dziecko z kąpielą. Pomimo indolencji wygraliśmy bitwę, bo jej nie było. Po prostu mieliśmy szczęście. Tymczasem problem wcale nie znikł. Pojawienie się prawdziwej pandemii jakiejś odzwierzęcej grypy mamy jak w banku. Pytanie tylko, kiedy. Świńska grypa może wrócić na wiosnę lub jesienią. Jeżeli nie, to kolejny skok antygenowy nastąpi najpóźniej za kilkanaście lat. Jaką naukę wyciągniemy z ostatnich doświadczeń? Czy po tym festiwalu nieracjonalności będziemy w stanie uzyskać społeczne poparcie dla bardziej racjonalnych decyzji?

12.01.2010
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta