Bez kontekstu diety

Jerzy Dziekoński
Kurier MP

O wadach i zaletach systemu Nutri-Score oraz tym, dlaczego w obecnej formie nie powinien on zostać wdrożony w Polsce, opowiada prof. Mariusz Panczyk z Zakładu Edukacji i Badań w Naukach o Zdrowiu na Wydziale Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.


Prof. Mariusz Panczyk. Fot. arch. wł.

  • 7 krajów oficjalnie i dobrowolnie wdrożyło system Nutri-Score, a 2 zakazały jego używania
  • W Polsce nie mamy kontroli nad tym, czy oznaczenie jest poprawnie używane
  • Oznaczenia na froncie opakowań produktów żywnościowych ma być narzędziem do wypracowania zmiany zachowań żywieniowych konsumentów
  • W krajach skandynawskich od kilku lat funkcjonuje szwedzki system Keyhole
  • Największą zaletą systemu Nutri-Score jest jego intuicyjność
  • System jest zbyt redukcjonistyczny i nie bierze pod uwagę złożoności, nie tylko danego produktu, ale w ogóle kontekstu diety
  • Poza tym mamy do czynienia z algorytmem, który nie bazuje na porcji, tylko na stałej masie lub objętości produktu
  • System Nutri-Score nie uwzględnia stopnia przetworzenia produktu
  • „Karane” są natomiast produkty naturalne, jedno- lub dwuskładnikowe, gdzie praktycznie nic technologicznie zrobić nie można
  • Trudno pacjenta edukować w gabinecie dietetycznym, że dany produkt nie jest dla niego dobry, skoro w Nutri-Score zyskał oznaczenie A
  • Od początku największy problem wiąże się z tym, że Nutri-Score stosuje pięciostopniową klasyfikację
  • Nutri-Score niesie ze sobą zbyt dużą polaryzację polityczną i ekonomiczną oraz dyskusyjną przydatność dla konsumenta

Jerzy Dziekoński: Kto, kiedy i w jakim celu opracował system oznaczania produktów żywnościowych Nutri-Score?

Prof. Mariusz Panczyk: Historia tworzenia tego algorytmu sięga przełomu lat 2014–2015. Francuska grupa badawcza zajmująca się epidemiologią żywienia pod kierownictwem prof. Serge’a Hercberga zajęła się problemem profilowania żywności i sposobu przedstawiania składników odżywczych w symboliczny sposób.

Żeby to osiągnąć, niezbędne było opracowanie systemu punktacji odzwierciedlającego skład produktów. Nie był to oryginalny pomysł, bo ideę zaczerpnięto z brytyjskich prac prowadzonych na początku lat dwutysięcznych pod kierownictwem Mike’a Reinera w Oksfordzie. Zajmował się on przekładem profilu odżywczego jedzenia na punktację i wyliczaniem na podstawie tejże punktacji wartości odżywczej produktów. Jego celem było ograniczenie wpływu reklamy produktów o niskiej jakości odżywczej poprzez oznaczenie, które produkty są mniej wartościowe.

Idea została przez zespół francuski rozszerzona. Wymyślono wówczas, że taka punktacja może być przełożona na klasyfikację, zaś odzwierciedleniem danej klasy byłyby kolory i litery określające stopień zdrowotności czy też ważności danego produktu w codziennej diecie. W latach 2014–2015 wykonano szerokie badanie kohortowe i stwierdzono, że idea takich oznaczeń jest wysoko akceptowalna przez konsumentów i czytelna kodowo. Należy przy tym zaznaczyć, że badania nie przeprowadzono w rzeczywistych warunkach zakupowych, ale na kohorcie internetowej. Ostatecznie system zyskał nazwę Nutri-Score, od słowa score, czyli punktacja. Dość szybko, bo już w 2018 roku Belgia przystąpiła do wdrażania systemu na swoim rynku. Potem dołączyły inne państwa – Luksemburg, Niemcy, Szwajcaria, Holandia, a nawet – mimo pewnych kontrowersji – Hiszpania. Pojawiły się bowiem zarzuty o nierzetelność, ponieważ właśnie w tej klasyfikacji dieta śródziemnomorska wypada mniej korzystnie, niż można by się spodziewać, dlatego Hiszpania miała pewne obiekcje. Mimo to siedem krajów oficjalnie i dobrowolnie, bo przecież przepisy unijne nie narzucają obowiązku oznaczania żywności w ten sposób, wdrożyło system Nutri-Score.

Warto jednak wspomnieć o dwóch krajach, które postawiły dla Nutri-Score blokadę, uznając, że nawet na zasadzie dobrowolności dla producentów nie życzą sobie tego systemu u siebie.

Pierwszym z tych krajów były Włochy, które wprowadziły odpowiednią regulację w 2022 roku. Tamtejszy urząd antymonopolowy wydał postanowienie, że jest to oznaczenie wprowadzające konsumenta w błąd. Uznano, że skoro oliwa z oliwek jako jeden z koronnych produktów diety śródziemnomorskiej, zalecany do codziennego stosowania, została oceniona w połowie skali, w algorytmie jest błąd i nie powinien on być stosowany. 1 maja 2023 roku do Włoch dołączyła Rumunia, wydając podobne postanowienie. W ten sposób oznaczenia Nutri-Score nie znajdziemy na produktach wytworzonych w tych krajach. Nie wolno też prowadzić działań promocyjnych z wykorzystaniem systemu Nutri-Score.

Warto także dodać, że jest sporo krajów, w tym Polska, gdzie system ten działa trochę „na dziko”, czyli bez wsparcia centralnego. Rząd nie poparł wdrożenia Nutri-Score, ale też nie pojawił się żaden zakaz. W ten sposób oznaczenia możemy znaleźć na produktach w większości sieci sklepów. Efekt jest taki, że nie mamy kontroli nad tym, czy oznaczenie jest poprawnie używane. Nie wiem, czy polski urząd antymonopolowy wszczął jakieś postępowanie, natomiast mogę powiedzieć, że w jednej z sieci sklepów pojawiło się ostrzeżenie dla klientów, że system Nutri-Score nie ma podstaw naukowych i wcale nie wskazuje, która żywność jest zdrowa, a która nie. Z drugiej strony produkty własnej marki tej sieci handlowej mają znakowanie Nutri-Score. Mamy więc kuriozalną sytuację, w której sieć handlowa ostrzega klientów przed możliwym wprowadzaniem w błąd konsumenta poprzez nierzetelną informację prezentowaną przez Nutri-Score, a równocześnie wdraża jego stosowanie w swoich produktach.

Wspomniał Pan na samym początku, że badania zostały przeprowadzone.

Tyle że są kontrowersje, co do jakości i tego, kto badania przeprowadził, o czym jeszcze za chwilę powiem. Jeśli jednak duża sieć dyskontów spożywczych publicznie, na stronie internetowej wydaje ostrzeżenie, warto brać to pod uwagę.

W jaki sposób Nutri-Score informuje konsumentów o wartościach odżywczych? Gdzie mogą kryć się przekłamania?

Jest to skala kolorystyczna, co do której często przywoływane jest porównanie do sygnalizacji świetlnej regulującej ruch w miastach. Mamy tu pewne odniesienie do innego, brytyjskiego systemu, który nazywamy Traffic Light System. Francuzi rozszerzyli to do pięciostopniowej skali, ale kolory, podobnie jak w przypadku sygnalizacji świetlnej, pokazują, że coś jest dla nas zdrowe albo niezdrowe. W oficjalnej komunikacji dotyczącej NS jest następujące rozróżnienie – zielone możemy spożywać częściej, a czerwone powinniśmy ograniczać w diecie lub spożywać rzadziej.

Kolor zielony wskazuje na dobre produkty, czerwony ostrzega, mówi „stop”. Taki jest wymiar percepcji podprogowej. Zanim jednak wartość produktu zostanie przełożona na tę klasyfikację, trzeba w jakiś sposób dokonać wyliczenia wartości odżywczej. Nutri-Score zakłada przyznawanie punktów za określone, pożądane w diecie składniki. Równocześnie ocenia także zawartość składników negatywnych, czyli takich, które powinniśmy w założeniu ograniczać. Ich nadmiar w diecie przyczynia się do wyższego ryzyka wielu chorób, wśród których wymienia się otyłość, nadciśnienie, cukrzycę, choroby nowotworowe, czyli te problemy zdrowia publicznego, z którymi większość krajów Unii Europejskiej się boryka. Oznaczenie na froncie opakowań produktów żywnościowych ma być narzędziem do wypracowania zmiany zachowań żywieniowych konsumentów. Wracając do algorytmu, ocenia on składniki negatywne takie jak energia w kaloriach, tłuszcze nasycone, sól i cukry w przeliczeniu na 100 gramów lub 100 mililitrów danego produktu. Im więcej negatywnych składników, tym więcej punktów, a im więcej punktów, tym kolor bliżej czerwonego. Ale to tylko pierwszy krok algorytmu. Drugi polega na wyliczeniu pozytywnych składników, czyli warzyw, owoców, błonnika, białka, także w 100 gramach i 100 mililitrach produktu. Krok trzeci to prosta matematyka: od punktów negatywnych odejmujemy pozytywne i otrzymujemy wynik, który mieści się w granicach od -15 do +40. Jest to nietypowa, odwrócona skala, czyli im mniej, tym lepiej. Punkty przeliczane są na klasyfikację, czyli kolory oraz litery ABCDE, dla których ustalono punkty odcięcia. „A” to kolor zielony, „E” – czerwony.

Z tym że progi są różne dla różnych kategorii produktów – na przykład inne dla serów, nieco inne dla napojów, a jeszcze inne dla czerwonego mięsa. Ostatecznie znajduje to odzwierciedlenie w oznaczeniu na etykiecie, które konsument widzi na froncie opakowania.

Jest to system, który nie pokazuje konsumentowi informacji o rzeczywistym składzie, jaki znajdziemy np. w tabeli wartości odżywczych; nie prezentuje tej informacji w formie piktogramu, tylko ją sumuje, syntezuje i redukuje do eksponowanego symbolu. Nie jest to jedyne oznaczenie, które taką ideę realizuje. W krajach skandynawskich od kilku lat funkcjonuje szwedzki system Keyhole, czyli tzw. zielonej dziurki od klucza. Nie klasyfikuje on produktów na kilka kategorii, tylko identyfikuje zdrowsze produkty w ramach danej grupy produktów. Na przykład mięso o niskiej zawartości tłuszczu, np. z indyka, według systemu KeyHole zasługuje na wyróżnienie. Natomiast w systemie Nutri-Score będzie miało oznaczenie C, bo jako mięso, ze względu na zawartość tłuszczu, będzie niżej sklasyfikowane.

Jeśli mielibyśmy rozmawiać o zaletach i wadach tego systemu, to zapewne największą zaletą Nutri-Score jest jego czytelność. A jakie są wady?

Największą zaletą systemu Nutri-Score jest jego intuicyjność. Nie trzeba dużego wysiłku ani szeroko zakrojonej kampanii edukacyjnej, żeby taki system wprowadzić. Prostota, łatwość, szybkość odbioru informacji. Nie trzeba dokonywać żadnej głębszej analizy, bo informacja jest dostępna na pierwszy rzut oka. Jest to cecha, która odróżnia systemy tzw. front of pack, czyli umieszczane na froncie opakowania, od innych. Jeżeli mamy informację, że dany produkt zapewnia 90-procentowe dzienne zapotrzebowanie na sól i jest to podane w postaci właśnie procentów, wymaga to już od konsumenta większego wysiłku. Systemy front of pack przedstawiają symbol i to ma załatwić sprawę.

Podnosi się jeszcze jedną zaletę, która częściowo jest również wadą. To jest skłanianie producentów do reformulacji, czyli takiej zmiany składu produktów, żeby uzyskać jak najlepszą punktację w algorytmie Nutri-Score, np. poprzez zmniejszenie zawartości soli, tłuszczów nasyconych czy cukrów. W ten sposób np. powstają batoniki z ekstra dodatkiem białka i mniejszą zawartością tłuszczów nasyconych.

Tylko czy dostosowanie receptury do algorytmu zawsze będzie równoznaczne dostosowaniu do zdrowej, wartościowej diety?

Dlatego mówię, że to równocześnie zaleta i wada. Ze względu na, jak to nazywam, ubogość algorytmu, możemy mówić o tak zwanym hakowaniu systemu, czyli takim dobieraniu składników, które niekoniecznie dają produkt bardziej wartościowy żywieniowo, aby lepiej wypadać w algorytmie. Choć w niektórych obszarach taka reformulacja ma sens, w innych już nie. Na przykład stosowanie słodzików jest bronią obosieczną, bo zaktualizowana wersja Nutri-Score karze obniżeniem klasyfikacji za ich używanie, ale tylko i wyłącznie w napojach. Weźmy colę light lub zero. Dawniej produkty te mieściły się w kategorii B, ponieważ miały odpowiedni profil – składały się z wody i nie było cukru. Po ogłoszeniu przez WHO, że słodziki, szczególnie w napojach, nie sprzyjają kontroli masy ciała, a wręcz mogą generować większą konsumpcję cukrów z innych źródeł, twórcy Nutri-Score pod wpływem krytyki dotychczasowego algorytmu zaproponowali jeszcze w połowie 2023 roku udoskonalenie – w kategorii napojów umieszczono listę słodzików, których zastosowanie automatycznie oznacza miejsce pod koniec skali, czyli oznaczenie literą C lub D.

Można zatem powiedzieć, że uproszczenie systemu, które można odczytywać jako jego największą zaletę, jest również jego zasadniczą wadą.

Tak, system jest zbyt redukcjonistyczny i nie bierze pod uwagę pewnej złożoności, nie tylko danego produktu, ale w ogóle kontekstu diety. Jeżeli w ciągu dnia spożywamy kilka czy kilkanaście różnych produktów, dopiero ich suma daje obraz diety i tego, w jaki sposób wpływa ona na nasze zdrowie. Natomiast sprowadzenie wszystkiego do spożywania konkretnych, izolowanych produktów nie ma, moim zdaniem, większego sensu, a wręcz może być szkodliwe, bo przyzwyczaja konsumenta do tego, że to jest dobre. Jak widzi zielone oznaczenie, to uznaje, że tak trzeba. W ten sposób eliminujemy z diety wiele potencjalnie ważnych produktów, takich jak orzechy, oliwa z oliwek czy tłuste ryby, które nie mają zielonego koloru. Poza tym mamy do czynienia z algorytmem, który nie bazuje na porcji, tylko na 100 g lub 100 ml – na stałej masie lub objętości produktu. A my przecież nie wypijamy pół szklanki oliwy z oliwek. We Włoszech czy w Hiszpanii macza się w niej pieczywo, ale wciąż to nie jest 100 ml. My dodajemy ją najczęściej do sałatek. Dobrym przykładem jest po prostu olej rzepakowy, który ma tak samo jak oliwa z oliwek korzystny profil tłuszczów nienasyconych, a w Nutri-Score ma słabą ocenę.

Stała ilość nie odzwierciedla spożywanej porcji, a to niestety rzutuje na ocenę produktów o sporej gęstości energetycznej. Dotyczy to produktów, których w naszej diecie jest bardzo mało, a które są bardzo korzystne, jak np. wymienione wcześniej tłuste ryby dostarczające kwasów omega-3. To samo z orzechami i ziarnami, czyli produktami, które są zalecane. Podobnie jest z sokami, które – ze względu na cukry – są przykładem poważnego niedoszacowania w omawianym systemie, ponieważ nie dostrzega on innych składników. W ten sposób soki traktowane są jak inne napoje słodzone.

Na której części skali znajdziemy soki owocowe?

Najlepsze soki są klasyfikowane jako C, np. jabłkowe, natomiast jest sporo soków oznaczonych jako D i E, np. soki pomarańczowe czy winogronowe.

Jakie jeszcze niezdrowe produkty w systemie Nutri-Score klasyfikowane są jako zalecane?

Dobrym przykładem są produkty wysoko przetworzone, do których należą czekoladowe kulki śniadaniowe jednego z dużych producentów (dotyczy to także podobnych produktów marek własnych sieci handlowych), stworzone z pojedynczych składników. Łączymy ekstrakt białka i ekstrakt błonnika i kleimy to w kulkę na linii produkcyjnej. I sprzedajemy dzieciom oznaczone jako B albo wręcz A. Tymczasem jest to przykład produktu, który jest kompletnie inny niż tradycyjne górskie płatki owsiane, które także mają kategorię A, ale zawierają w składzie praktycznie wszystko, co najlepsze. Wiemy też, że produkty wysoko przetworzone są odpowiedzialne za choroby nowotworowe. System Nutri-Score nie uwzględnia stopnia przetworzenia produktu. Reformulacja, o której mówiłem wcześniej, dotyczy tylko produktów, które można w ogóle zmieniać. Bo jeżeli mówimy np. o sokach, technologicznie producenci niewiele mogą zrobić, bo jest bardzo ścisła, restrykcyjna legislacja, która mówi, że do soku owocowego nie wolno dodać wody, nie wolno dodać cukru, nie wolno dodać innych składników, żeby go „wzbogacić” i uzyskać lepszy Nutri-Score.

Natomiast z napojem gazowanym można zrobić wiele rzeczy, prawda?

Wyższy stopień przetworzenia i możliwość reformulacji jest tylko dla wybranych produktów. „Karane” są natomiast produkty naturalne, jedno- lub dwuskładnikowe, gdzie praktycznie nic technologicznie zrobić nie można. Oto przykład – mleko o zawartości tłuszczu 3,2%. Jest skategoryzowane jako D.

Używa Pan ciekawego określenia – „karane” przez system Nutri-Score.

Nie mówimy tylko o sporze naukowców, dietetyków, żywieniowców, technologów żywienia. Mówimy także o sporze o charakterze ekonomicznym, gospodarczym. Jest to określenie adekwatne w kontekście produktów wytwarzanych w sposób naturalny, ekologiczny, które znalazły się w kategorii D lub E. Rolnicy wytwarzający taką żywność nie mają żadnych narzędzi obrony, nie mają szansy przeciwdziałania takiemu traktowaniu ich produktów. Nie ma tutaj przeciwwagi dla koncernów dostarczających na rynek produkty wysoko przetworzone z kategorią A. Nie da się w takiej sytuacji uczciwie z nimi konkurować. Proszę też zwrócić uwagę, jak bardzo utrudnia to pracę żywieniowcom, dietetykom. Trudno pacjenta edukować w gabinecie dietetycznym, że dany produkt nie jest dla niego dobry, skoro w Nutri-Score zyskał oznaczenie A. Jak to wytłumaczyć? Że takie oznaczenia należy ignorować w przypadku wybranych kategorii żywności?

Producenci korporacyjni mają jeszcze jeden nabój w swoim arsenale, czyli badania wskazujące, że uprawy wielkopowierzchniowe zostawiają mniejszy ślad węglowy aniżeli małe uprawy ekologiczne.

Jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię optymalizacji procesu uprawy, to rzeczywiście może okazać się, że monokulturowe, wielkopowierzchniowe gospodarstwa zostawiają mniejszy ślad węglowy. Kwestie wpływu środowiskowego żywności również są dyskutowane w kontekście Nutri-Score, bo w żaden sposób nie są one w punktacji uwzględnione. Punktacja nie uwzględnia ani śladu węglowego, ani np. zużycia wody do uprawy czy hodowli. Unia Europejska nie bardzo wie, jak się odnaleźć w tych pomysłach, bo z jednej strony wspiera strategię „od pola do stołu”, która zakłada spożywanie żywności produkowanej lokalnie i sezonowo, bez pestycydów, i oferuje większe dopłaty rolnikom stawiającym w swoich gospodarstwach na model ekologiczny, a z drugiej np. system Nutri-Score promuje produkty wytworzone w sprzeczności z tymi założeniami. Trwa dyskusja, czy takie oznaczenie powinno być w zgodzie ze strategią „od pola do stołu”, czy po prostu ignorować aspekt środowiskowy, uwzględniając wyłącznie kategorie żywieniowe. W dodatku w dosyć wąskim zakresie.

Jak sądzę, tworzenie kolejnych, dodatkowych oznaczeń, np. z informacją o śladzie węglowym, nie ma większego sensu?

W tym wszyscy są zgodni (łącznie z deklaracją WHO), że na froncie opakowania powinien znajdować się tylko jeden system oznaczeń. Jeśli klient nie będzie w stanie odczytać informacji na pierwszy rzut oka, jeżeli na opakowaniu znajdzie się zbyt wiele elementów, które rozpraszają, konsument je zignoruje.

W jaki sposób można Nutri-Score udoskonalić? Czy dostrzega Pan pole do poprawy?

Pierwsza paląca kwestia do rozwiązania dotyczy tego, że system nie rozróżnia, nie punktuje w pozytywny sposób zawartości tłuszczów nienasyconych, szczególnie wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, w tym omega-3, które powinny – wiemy to z badań – zawierać się w diecie. Druga kwestia to cukry. Czym innym są cukry czy słodziki dodane, a czym innym cukry naturalne zawierające się w matrycy roślinnej produktu, które mają inną kinetykę wchłaniania. Do tego dochodzi zawartość błonnika czy polifenoli, które znacząco zmieniają sposób wchłaniania i sposób reakcji organizmu na taką glikemię. Algorytm powinien to uwzględniać. Wiemy przecież, że cukry dodane np. do napojów słodzonych wchłaniają się natychmiast, zapewniając ogromny „strzał energetyczny”. Spożywając sok, który zawiera pewne ilości błonnika i polifenole modelujące wchłanianie cukrów, oczekujemy innej odpowiedzi glikemicznej. Nutri-Score to ignoruje.

Ważny jest również aspekt środowiskowy. Skoro chcemy edukować społeczeństwo szerzej niż tylko żywieniowo, powinniśmy też uwzględnić oddziaływanie danego produktu na środowisko.

Kolejny wątek to stopień przetworzenia produktu. Myślę, że najważniejszy. Były już pewne próby twórców Nutri-Score, żeby stopień przetworzenia zawierał się w oznaczeniu. Zaproponowano czarną obwódkę dla produktów wysoko przetworzonych z napisem ultra processing product. Na razie pomysł ten nie został zaimplementowany.

Czy dobrze rozumiem: produkt równocześnie mógłby mieć kategorię A, czyli zielone światło, i czarną obwódkę?

Tak. Budzi to pewien dysonans. Takim przykładem mogłyby być wspomniane kulki czekoladowe. Czarna obwódka z napisem ultra processing product, moim zdaniem, nie załatwia sprawy. Chodzi raczej o to, żeby tego typu produkty nie były promowane, żeby miały wyraźnie niższą ocenę.

No i tutaj znowu wchodzimy na pole minowe ekonomii.

Niestety tak, ale to jest ważny aspekt. Są miejsca, gdzie system front of pack stosowany jest w połączeniu z systemem, który pokazuje również stopień przetworzenia produktu. Ale to oczywiście komplikuje proces oceny przez konsumenta.

Zatem czy Nutri-Score w ogóle da się poprawić?

Uważam, że nie. Od początku największy problem wiąże się z tym, że Nutri-Score stosuje pięciostopniową klasyfikację, a nie, jak np. Keyhole, nadaje emblemat tylko zdrowym produktom, co zdejmuje odium piętnowania pewnych wyrobów. Jeśli mielibyśmy wdrożyć w kraju ideę front of pack, widziałbym to raczej w wersji Keyhole. Taki system oznaczeń nie budzi kontrowersji o charakterze politycznym czy ekonomicznym. Patrząc na spory toczone na poziomie Komisji Europejskiej, której zadaniem jest wypracowanie wspólnej wizji oznaczeń front of pack, gdzie Nuti-Score był przez długi czas mocnym graczem, możemy spodziewać się, że taka decyzja szybko nie zapadnie. Będzie to raczej przyszła kadencja Parlamentu Europejskiego. Nutri-Score niesie ze sobą zbyt dużą polaryzację polityczną i ekonomiczną oraz dyskusyjną przydatność dla konsumenta.

Co zatem można zrobić, żeby poprawić niekorzystną sytuację w zdrowiu publicznym, jeżeli chodzi o wzorce żywieniowe i spowodowaną nimi otyłość?

Ponad połowa dorosłych Polaków ma nadwagę i aż 27% cierpi na otyłość brzuszną. To bardzo niepokojące, w dodatku stale rosnące wskaźniki. Jeśli rozmawiamy o znakowaniu żywności, warto wprowadzać nowe idee. Wiem, że testowane są rozwiązania oparte na bardziej złożonych algorytmach, na sztucznej inteligencji. Zamiast pięciu elementów, biorą one pod uwagę witaminy, składniki bioaktywne czy stopień przetworzenia. Dopiero takie podejście daje nam możliwość szerszej oceny. Sztuczna inteligencja pozwala nam również na personalizowanie algorytmów. Gdybyśmy używali osobistych aplikacji do robienia zakupów, które pozwalałyby na odczytywanie informacji i analizowanie tego, co znajdzie się w naszej tygodniowej diecie, byłoby to jak najbardziej możliwe. Aplikacja podpowiadałaby, że np. w tygodniowej diecie rodziny jest zbyt mało białka. Dzisiaj mamy większe możliwości i warto z nich skorzystać. Oczywiście algorytm również musiałby być nadzorowany przez jakiś panel ekspertów.

Chwali Pan system Keyhole. Może warto pójść w tę stronę?

Dostrzegam w nim pewien potencjał. Wiem, że nie ma tak bogatej literatury naukowej jak Nutri-Score, na którą składa się około 230 opublikowanych prac, z czego ponad 100 typowo badawczych. Ponadto system Keyhole sprawdza się w kulturze skandynawskiej, która jest dosyć specyficzna, odmienna w zachowaniach.

Ale jednak dosyć praktyczna.

Nie mam jednak dowodów naukowych na to, że Keyhole przewyższa system Nutri-Score. Z rozmów ze specjalistami mogę jednak wywnioskować, że dostrzegają w tej koncepcji więcej zalet niż w systemie pięcioelementowym, gdzie jednak czerwony kolor i idąca za nim „kara” jest oczywista. Wiadomo, że spożywanie słodyczy nie jest niczym korzystnym, co nie oznacza, że powinniśmy z nich całkowicie zrezygnować. Po to są oznaczenia ostrzegawcze: ten produkt zawiera dużo soli albo dużo cholesterolu, albo tłuszczów trans. To jest inny sposób podejścia do tematu. Uważam, że pozytywna informacja jest korzystniejsza niż np. czarne ostrzeżenia. To moje osobiste zdanie w tej kwestii.

Jakie jeszcze systemy mógłby Pan wymienić w kontekście prac Komisji Europejskiej nad ogólnoeuropejskim systemem, który z powodzeniem mógłby być stosowany we wszystkich krajach wspólnoty?

Właściwie już o nich mówiliśmy. Rozważane mogą być: system świateł drogowych oraz system ładujących się baterii, który jest jednokolorowy i przedstawia symbol mniej lub bardziej naładowanej baterii. Jest również system SENS. W tym przypadku otrzymujemy informację o tym, jaką część dziennego zapotrzebowania na dany składnik zaspokajamy, jedząc porcję oznakowanego produktu. Wymienione systemy nie są tak mocno promowane czy widoczne jak Nutri-Score, który stał się swojego rodzaju systemem flagowym. Moim zdaniem zaszkodziło to debacie na temat znakowania żywności, bo właściwie toczy się ona wyłącznie wokół Nutri-Score. Straciliśmy z pola widzenia inne systemy front of pack oraz fakt, że mamy wybór wykraczający poza oznaczenia tego typu. Warto spojrzeć szerzej na kwestię profilowania żywności, aniżeli w sposób redukcjonistyczny, który sprowadza wartość odżywczą do jednego podsumowującego znaczka, który ma mówić o całym składzie danego produktu.

Dużo jest do zrobienia chociażby z tabelą wartości odżywczych, którą trzeba całkowicie przemodelować. Moim zdaniem powinna ewoluować w kierunku prezentacji graficznej. Oczywiście, wartości liczbowe też są istotne i warto, żeby były wyszczególnione, ale chodzi o to, żebyśmy mogli jednak patrząc na etykietę, widzieć nie tylko liczby, ale też ich graficzne odzwierciedlenie. Mamy jeszcze sporo pracy nad informacjami, które już są obowiązkowo umieszczane na etykietach. Warto przeprowadzić badania ich czytelności. Ma to duże znacznie, ponieważ to właśnie ludzie słabiej wykształceni, z niższym statusem ekonomicznym gorzej radzą sobie z czytaniem informacji na opakowaniach. Tymczasem problem nadwagi i otyłości w tej grupie jest największy. Trzeba zatem myśleć, w jaki sposób do tych osób dotrzeć. Mamy tutaj szerokie pole do działania. Poza tym odniesienie do 100 gramów i 100 mililitrów jest kompletnie abstrakcyjne. Przecież my spożywamy porcje. Co z tego, że na rynku jest pizza oznaczona kategorią A, skoro porcja to nie jest 100, lecz 350 gramów. Przecież w porcji jest 3,5 raza więcej składników niż w 100 gramach. Poza tym chodzi też o opakowania, bo czasem opakowanie równa się porcji, a czasem nie, a i tak Nutri-Score ocenia 100 gramów lub 100 mililitrów produktu.

Naukowcy z Wydziału Nauk o Zdrowiu przygotowali raport na temat Nutri-Score. Jakie informacje znajdziemy w tym raporcie?

Postanowiliśmy poznać opinie na temat systemu Nutri-Score osób, które profesjonalnie na co dzień zajmują się dietetyką i żywieniem. Większość badań dotyczących Nutri-Score koncentruje się na percepcji systemu przez konsumenta. Mamy nawet polskie badania, które wskazują, że konsumenci akceptują ten sposób oznaczania żywności. Natomiast, naszym zdaniem, pierwszym elementem na drodze wdrażania takiego systemu, powinno być poznanie opinii specjalistów. Raport dzieli się na kilka części. W części wstępnej znajdziemy informacje ogólne o tym, jakie dane z punktu widzenia legislacji powinny znajdować się na etykiecie i w jaki sposób algorytm Nutri-Score klasyfikuje żywność. Właściwa część raportu składa się z dwóch elementów – w pierwszym zapytaliśmy 75 polskich ekspertów pracujących na uczelniach wyższych oraz w instytutach badawczych o idealne oznaczenia, o to, jakie elementy ich zdaniem powinny zostać w takim systemie uwzględnione. Między innymi zadaliśmy pytanie o stopień przetworzenia produktu i ponad 70% odpowiedzi wskazywało na to, że taka informacja powinna zostać w systemie uwzględniona. Natomiast np. ślad węglowy został uznany za informację najmniej istotną.

Druga część dotyczyła już konkretnie Nutri-Score. Pozwoliło to nam na porównanie, w jaki sposób obie części badania korespondują ze sobą, gdzie przebiegają punkty styczne.

Na koniec zapytaliśmy, czy nasi respondenci są za wdrożeniem Nutri-Score w Polsce jako oznaczeniem obowiązkowym. Tylko 6,7% odpowiedziało, że tak. Spora grupa uznała, że system wymaga wcześniejszej modyfikacji, że trzeba go dopracować. Równie liczna część respondentów była przeciwna wdrożeniu tego systemu.

Co ciekawe, na początku pytaliśmy też, w którą stronę w ogóle powinny pójść prace rozwojowe nad systemem znakowania żywności. Połowa uczestniczących w badaniu specjalistów uważa, że należy rozwijać tabelę wartości odżywczych w taki sposób, aby była bardziej przejrzysta dla konsumentów, aby była łatwiejsza w odczytaniu na pierwszy rzut oka. Druga połowa badanych opowiedziała się za dodatkowym oznaczeniem typu front of pack.

Naukowe opracowanie naszych badań zostało opublikowane w międzynarodowym czasopiśmie, aby wypływające z nich wnioski zaczęły funkcjonować w szerszym obiegu. Zależało nam na tym dlatego, że jest bardzo dużo prac na temat Nutri-Score, ale w znacznej mierze zostały opublikowane przez samych twórców tego systemu. Doktor Stephan Peters z Holandii opublikował niedawno bardzo dobry przegląd całościowy dotyczący prac na temat Nutri-Score. Okazało się, że te prace, w których uczestniczą twórcy systemu pokazują głównie pozytywne strony systemu. Mamy zatem pewne zniekształcenie w odbiorze Nutri-Score jako skutecznego, efektywnego i wartościowego systemu. Rodzi to wątpliwości dotyczące podstaw naukowych, jakości i wiarygodności przeprowadzonych badań.

A jakie jest Pańskie zdanie: czy powinniśmy myśleć nad wdrożeniem tego systemu w Polsce?

Jeśli miałbym mówić o ścieżce, jaką należałoby pójść, to przede wszystkim powinniśmy oprzeć się na opinii panelu ekspertów EFSA, który zajmuje się oznaczeniami żywności i dopuszcza tak zwane oświadczenia zdrowotne. Nie mamy stanowiska EFSA, a uważam, że odpowiedź ekspertów na pytanie, czy mamy przyczynowo-skutkową zależność między stosowaniem Nutri-Score, a zmniejszeniem ryzyka chorób sercowo-naczyniowych, cukrzycy czy otyłości, to powinien być w ogóle pierwszy krok. Twórcy systemu przekonują, że Nutri-Score ma się do tego przyczyniać. Tyle że nie dają podstaw naukowych do takiego stwierdzenia, bo nie przeprowadzono takich badań. Mamy badania na temat percepcji, postrzegania i akceptacji sytemu przez konsumentów, ale to nic nie mówi o wartości naukowej.

Z polskiego punktu widzenia, uważam, że NIZP-PZH powinien przeprowadzić walidację zgodności klasyfikacji Nutri-Score z naszymi wytycznymi żywieniowymi, tak jak zrobili to np. Holendrzy. I okazało się, że ten system rozmija się z tamtejszymi wytycznymi, w związku z czym mamy twardy dowód na to, że nie odpowiada aktualnej wiedzy dotyczącej żywienia i zrównoważonej diety. Widzę w tym przypadku dużą rolę wymienionej instytucji, która ma publiczne pieniądze i powinna realizować misję zdrowia publicznego także w tym kontekście. Wypuszczenie bez kontroli i właściwego nadzoru tego systemu, tak jak jest teraz, jest moim zdaniem nieodpowiedzialne. Mamy zbyt wiele przykładów różnych produktów, które nie powinny być wysoko klasyfikowane i przez to postrzegane jako pożądane w diecie, tylko dlatego, że wypadają korzystnie w tym systemie.

Wiem, że Medycyna Praktyczna opublikowała stanowisko PAN i jej Komitetu Nauki o Żywieniu Człowieka, który też wskazuje na to, że to zbyt ważny system, żeby funkcjonował bez walidacji.

Rozmawiał Jerzy Dziekoński

03.04.2024
Zobacz także
  • Komitet Nauki o Żywieniu Człowieka o Nutri-Score
  • W trzech krokach do zdrowia
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta