Jedna z pierwszych obietnic ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego była związana z leczeniem bólu. Również z gwarantowanym dostępem do porodów ze znieczuleniem. Nie znaczy to jednak, jak tłumaczy Ministerstwo Zdrowia, że wszystkie szpitale będą zobligowane do zapewnienia opieki anestezjologicznej na oddziałach położniczych. Paradoks? Tylko pozornie.
![](https://adst.mp.pl/img/articles/ginekologia/porodowka-tss003-procpoz.jpg)
Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta
Sprawą dostępności znieczulenia przy porodzie zajęła się posłanka PO Katarzyna Osos, która wystąpiła do ministra zdrowia z interpelacją dotyczącą sytuacji na porodówkach w różnych regionach kraju.
„Dostęp kobiet rodzących do znieczulenia zewnątrzoponowego jest zróżnicowany i tak naprawdę zależy od województwa, w którym kobieta rodzi” – napisała posłanka, powołując się na dane Narodowego Funduszu Zdrowia, według których różnice w dostępie do znieczulenia zewnątrzoponowego w 2015 r. sięgały nawet kilkunastu procent. Najwięcej znieczuleń wykonywano w województwach: mazowieckim, małopolskim i podlaskim (do 24 proc. wszystkich porodów). W województwach kujawsko-pomorskim, lubelskim, lubuskim, pomorskim odsetek znieczuleń wynosił on z kolei ok. 1 proc. W pozostałych województwach było to ok. 10 proc.
Posłanka PO napisała, że w województwie lubuskim (z którego pochodzi i które reprezentuje), w 2015 r. na 2265 porodów wykonano tylko osiem znieczuleń zewnątrzoponowych.
Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że problem z dostępnością do znieczulenia w trakcie porodu rzeczywiście istnieje. Co więcej – może on dotyczyć nawet połowy wszystkich porodówek w kraju. A NFZ nie może zobligować wszystkich podmiotów wykonujących świadczenia położnicze do zatrudnienia anestezjologów. Po pierwsze dlatego, że… nie ma tylu anestezjologów, choć ministerstwo zmienia standardy organizacyjne w zakresie opieki porodowej w taki sposób, by maksymalnie wykorzystać te kadry, które są. Wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko, odpowiadając na interpelację posłanki Osos przypomniała, że w tej chwili przepisy obligują szpitale do zapewnienia stałej obecności lekarza specjalisty w dziedzinie anestezjologii w lokalizacji. Nie jest to tożsame ze stałą obecnością anestezjologa na oddziale.
„W szpitalach realizujących świadczenia na pierwszym poziomie opieki perinatalnej liczba lekarzy anestezjologów jest analogicznie mniejsza w porównaniu do drugiego i trzeciego poziomu, z uwagi na fakt, że porody wymagające interwencji medycznej powinny zdarzać się tam sporadycznie” – napisała wiceminister w odpowiedzi. I przywołała dane NFZ, zgodnie z którymi ponad połowa świadczeniodawców realizujących świadczenia w zakresie położnictwa i ginekologii wykazuje poniżej 600 porodów rocznie, „co uniemożliwia zobligowanie wszystkich tych podmiotów do zatrudnienia lekarzy specjalistów w dziedzinie anestezjologii w każdym oddziale położniczym”.
Ministerstwo Zdrowia nie będzie przy tym – jak wynika z wcześniejszych wypowiedzi ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego – dążyć do tego, by anestezjolodzy pojawili się w mniejszych ośrodkach. Wręcz przeciwnie. Resort zdrowia uważa, że zbyt mała liczba porodów (mniej niż 400 w skali roku) powinna być przesłanką do zamykania porodówki. A kobiety powinny rodzić w szpitalach, w których porodów wykonuje się więcej i które mają możliwości zabezpieczenia kadry również w zakresie znieczuleń.
Tego wątku jednak w odpowiedzi na interpelację nie ma. „Ministerstwo Zdrowia dokłada wszelkich starań, aby dostępność do znieczulenia zewnątrzoponowego dla wszystkich pacjentek, które chcą z tej metody skorzystać była jak największa. Należy jednak mieć na uwadze, że znieczulenie zewnątrzoponowe jest tylko jedną z farmakologicznych metod, których skuteczność udowodniono naukowo. Rodzące mają możliwość skorzystania z wielu metod niefarmakologicznych, jak również analgezji wziewnej lub stosowanych dożylnie lub domięśniowo opioidów” – przypomniała natomiast wiceminister Szczurek-Żelazko.