W środę odnotowano 10,4 tys. nowych przypadków zakażenia SARS-CoV-2. Media z jednej strony mówią o rekordowo wysokich odczytach, z drugiej wskazują, że oznacza to wzrost „zaledwie” o 25 proc. w ujęciu tygodniowym. To jednak nieuprawnione zestawienie – przypadające w poniedziałek święto zaburzyło raportowanie danych. W czwartek możemy się spodziewać wyrównującej „górki” w danych o nowych przypadkach.
Dlatego w tym tygodniu lepiej wstrzymać się z ocenami na podstawie prostych porównań tydzień do tygodnia i poczekać z analizami do weekendu, kiedy będzie można oszacować tygodniową dynamikę średniej z siedmiu dni. Jednak na podstawie kilku wskaźników można stwierdzić, że sytuacja się pogarsza. W ciągu miesiąca Polska z kraju z niewielką liczbą nowych zakażeń ewoluowała w jeden z krajów Starego Kontynentu najbardziej dotkniętych czwartą falą COVID-19.
W środę Naczelna Izba Lekarska zorganizowała konferencję eksperta, poświęconą analizie obecnej sytuacji pandemicznej. Powód? Samorząd lekarski z niepokojem obserwuje bierność Ministerstwa Zdrowia i rządu wobec coraz szybciej narastającej fali zakażeń i zachorowań. – Obecna fala, choć rzeczywiście niższa, w niepokojący sposób zaczyna przypominać swoim przebiegiem tę sprzed roku, z jesieni 2020 roku – mówił dr Paweł Grzesiowski.
Bazując na meldunkach ze szpitali – bo nie wszystkie informacje są przekazywane przez inspekcję sanitarną i Ministerstwo Zdrowia – ekspert NIL podkreślał, że podobnie jak przed rokiem mamy do czynienia z rosnącą liczbą ognisk zakażeń w szpitalach. Oraz z zachorowaniami wśród personelu medycznego. Chodzi zarówno o osoby zaszczepione (pełnym schematem, które nie zdążyły przed zakażeniem przyjąć trzeciej dawki), jak i o niezaszczepionych. – Bezwzględnie opowiadam się za wprowadzeniem obowiązkowych szczepień przeciw COVID-19 dla niektórych grup zawodowych, w tym dla pracowników placówek medycznych – mówił Grzesiowski.
Ekspert zwracał uwagę, że Ministerstwo Zdrowia zaniechało przygotowań i podejmowania decyzji, które mogłyby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa lub przynajmniej spowolnić dynamikę przyrostu nowych zakażeń, dlatego – jego zdaniem – ciężar przeniósł się na pracowników i dyrekcje szpitali, gdzie trafiają pacjenci. – Musimy sobie przypomnieć o konieczności uruchamiania oddziałów buforowych. Również o testowaniu pacjentów, nawet tych zaszczepionych. Nie chodzi tylko o bezpieczeństwo epidemiczne. Przeprowadzenie zabiegu u pacjenta, u którego rozwija się COVID-19, może być obarczone ryzykiem poważnych powikłań – przestrzegał. Problemem jest, jak mówił, brak jasnych regulacji dotyczących odwiedzin i zasad wstępu do szpitali bliskich niezaszczepionych. Szpitale nie mogą wymagać np. certyfikatu covidowego, a niezaszczepionych muszą testować na własny koszt.
Strategie bezpieczeństwa, wdrażane w placówkach, mogą minimalizować szkody wyłącznie na poziomie mikro. W skali makro, jak mówił dr Grzesiowski, musimy się liczyć z tym, że w najbliższych tygodniach – jeśli tylko będzie wykonywana odpowiednio duża liczba testów – poziom nowych przypadków sięgnie 30 tysięcy dziennie. Przemawia za tym zarówno wartość współczynnika R (1,5), jak i dynamicznie rosnący odsetek pozytywnych testów w ogólnej liczbie przeprowadzanych (15 proc. według portalu Ourworldindata.org, 1 listopada). – Spodziewamy się bardzo trudnych tygodni dla całej ochrony zdrowia. Musimy się przygotować na duże wzrosty liczby zakażeń, hospitalizacji i zgonów – stwierdził.
Sytuację systemu ochrony zdrowia komplikuje również wzrost zachorowań na grypę – widoczny nie tylko w Polsce oraz wyraźny wzrost zakażeń RSV – ten wirus krąży już od sierpnia i stanowi wyzwanie zwłaszcza (choć nie tylko) dla pediatrów.
– Sądzimy, że obecna fala będzie trwała dłużej, ponieważ wirus potrzebuje więcej czasu na dotarcie do kolejnych grup, ze względu na fakt, iż mamy już sporo osób zaszczepionych i ozdrowieńców. Przypuszczamy, że aż do Bożego Narodzenia czwarta fala zakażeń będzie się wznosić – podkreślił ekspert.
– Na razie czwarta fala koncentruje się głównie w Polsce wschodniej. W Lublinie mamy już 102 zachorowania na 100 tys. mieszkańców, co jest bardzo alarmującym wynikiem. Interwencje o charakterze lokalnym powinny być wdrożone już dawno – mówił dr Grzesiowski.
Jakie interwencje? Chodzi o przerwanie łańcucha zakażeń, więc według eksperta, w województwach najbardziej dotkniętych falą COVID-19 powinna – choćby na dwa tygodnie – zostać zawieszona stacjonarna nauka w szkołach i uczelniach, wszędzie tam, gdzie gromadzi się duża liczba ludzi bez możliwości rzeczywistego przestrzegania zasad sanitarnych. – Nie chodzi o lockdown. Chodzi o to, by punktowo przeciąć wirusowi drogę do szerzenia się – tłumaczył. Zwłaszcza, że wobec znikomej liczby przeprowadzanych testów i dziurawe, nie odpowiadające aktualnej wiedzy medycznej dotyczącej charakterystyki wariantu Delta, przepisy dotyczące zaszczepionych (automatycznie są zwalniani z kwarantanny, nawet jeśli mają domowy, bliski kontakt z zakażonym, nie muszą się nawet testować) Polska nie ma żadnej kontroli nad przebiegiem epidemii.
– Jeśli chodzi o zajętość łóżek, do końca listopada prognozujemy, że zajętych przez pacjentów covidowych będzie ok. 20 tysięcy plus ok. 1,5 tys. łóżek respiratorowych – stwierdził dr Paweł Grzesiowski.