Przychodzi filozof do lekarza

Małgorzata Skowrońska

Radykalny brak zaufania doprowadziłby nie tylko do podejrzliwości, ale uniemożliwiłby nam życie. Gdybyśmy przez jedną błędną diagnozę lekarską przestali ufać wszystkim lekarzom, to musielibyśmy zacząć się leczyć sami – mówi filozof prof. Tadeusz Gadacz.


Prof. Tadeusz Gadacz. Fot. Franek Vetulani, CC BY-SA 3.0, via Wikimedia Commons

  • Ginie człowiek, ponieważ zatraciliśmy całościowy ogląd. Leczymy chory organ i jest to przypadek czysto medyczny. W ten sposób odcinamy się jednak od natury, wręcz zrywamy z nią
  • Na pewno mamy kryzys związany z etyką pracy, ale też kryzys autorytetów. Dziś o mistrzów trudno, autorytety upadają, a my zamykamy się na nie
  • Wciąż brakuje dalekosiężnego myślenia społecznego, które wykraczałoby poza kadencję rządzących. Dlatego mamy taki problem z reformowaniem systemu ochrony zdrowia
  • Nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniemy rozmawiać o wartościach. Nie wolno nam milczeć, gdy dzieje się zło. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu
  • Myślenie musi być także odpowiedzialne. Tak jak myślenie bez dobra jest puste, tak dobro bez myślenia może stać się ślepe. To jest właśnie etyka dobromyślności

Małgorzata Skowrońska: W kawale przychodzi baba do lekarza. Zamieńmy jednak babę na filozofa...

Prof. Tadeusz Gadacz: Ryzykowne, może nie być śmiesznej pointy.

Czasami trzeba porozmawiać poważnie. Czyli przychodzi filozof do lekarza i co mówi?

Mówi, że żyjemy w kryzysie. Świat nam się zglobalizował, dostęp do informacji jest nieporównywalny z tym, czego doświadczaliśmy jeszcze dekadę temu. Jednocześnie mocno poszliśmy w specjalizacje. W medycynie to dobrze widać, bo na przykład w obrębie onkologii inni specjaliści zajmują się nowotworami tarczycy, jeszcze inni jelit czy piersi. W tym wszystkim ginie człowiek, ponieważ zatraciliśmy całościowy ogląd. Leczymy chory organ i jest to przypadek czysto medyczny. W ten sposób odcinamy się jednak od natury, wręcz zrywamy z nią. A nasze uwarunkowania nie są tylko biologiczne. Często o tym zapominamy. W drugą stronę też to działa, bo nie bierzemy pod uwagę zależności, w jakich funkcjonujemy.

Gdy studentom opowiadam o Kartezjuszu i jego „myślę, więc jestem”, dopowiadam, że francuski filozof zapomniał o tym, iż u podstaw naszego myślenia tak naprawdę jest... biota jelitowa. Bez niej nie jesteśmy w stanie żyć, a gdy ona choruje, my także nie mamy się dobrze. Chcę w ten sposób powiedzieć, że uprawiając naukę i specjalizując się w jakiejś dziedzinie, stosujemy pewnego rodzaju uproszczenia, które wycinają jakąś część rzeczywistości.

Ten powrót do holistycznej wizji człowieka – choć wszyscy czujemy, że przecież słuszny – wydaje się też utopijny. Żyjemy tu i teraz, z wszelkimi ograniczeniami społeczno-politycznymi, które przekładają się na system wymuszający na nas określone zachowania. W ochronie zdrowia to dobrze widać. Świetnie byłoby, gdyby pacjent mógł udać się do lekarza rodzinnego, który potraktuje go holistycznie, zadba o jego dobrostan fizyczny i psychiczny. Tyle że mój lekarz ma dla mnie cztery minuty, bo w kolejce za mną stoi kilkadziesiąt osób, które być może bardziej niż ja potrzebują jego pomocy.

To rzeczywiście poważny problem, gdy ekonomia i technikalia nas zabijają. Leczenie jednak zaczyna się od postawienia diagnozy. Jako filozof stawiam diagnozę, że musimy zacząć wracać do holistycznego podejścia. I do etyki.

Etyka lekarzy szwankuje?

Na pewno mamy kryzys związany z etyką pracy, ale też kryzys autorytetów. Jestem z pokolenia, dla którego ważni byli mistrzowie. Dziś o mistrzów trudno, autorytety upadają, a my zamykamy się na nie. Przenosząc to na grunt medyczny: lekarze są jednej strony zawaleni pracą, a z drugiej mają potrzebę dorabiania się. Standardem jest dziś to, że lekarz, który chce utrzymać rodzinę na przyzwoitym poziomie, musi pracować nie tylko w placówce publicznej, ale też w prywatnej lub otwiera własną praktykę. Przy takim rozłożeniu obowiązków nie ma już czasu na rozwój, na misję. Działają w systemie doraźnym, a konsekwencje takiego podejścia są opłakane. Oczywiście, dotyczy to też innych zawodów. Tyle że w ochronie zdrowia odczuwamy tę presję ekonomiczną szczególnie. W Polsce wciąż jesteśmy dorabiającym się społeczeństwem, które w tym pędzie ekonomicznym gubi to, co naprawdę istotne. Koncentrujemy się na sprawczości i skuteczności. Nie pytamy dzieci, czy są szczęśliwe, ale czy odniosły sukces. To ślepa uliczka, bo gubi się etyczny wymiar myślenia.

Jednak potrafimy wznieść się na ponad ekonomię. Czas pandemii dobitnie to pokazał.

To znaczy, że jest dla nas jako ludzkości nadzieja. Przypominam sobie z tych strasznych, pandemicznych czasów, jak zachowali się lekarze. Sterowalny ministerialnie system się zawiesił, wykonywane były jakieś pozorowane ruchy i wydawane nakazy, których nie dało się wypełnić, a jednocześnie oddolnie lekarze, personel medyczny i dyrektorzy szpitali stawali na głowie, żeby załatwić maseczki, płyny do dezynfekcji, odzież ochronną. Często działo się to przy zaangażowaniu środków prywatnych. Sami organizowali folię, żeby zrobić śluzy ochronne na oddziałach covidowych. I nikt wtedy nie pytał o ekonomię.

System zawiódł, ale ludzie nie.

To budujące, ale po pandemii wróciliśmy do systemowych problemów, z których ciężko się podźwignąć. Tym bardziej że u nas w Polsce wciąż brakuje dalekosiężnego myślenia społecznego, które wykraczałoby poza kadencję rządzących. Dlatego mamy taki problem z reformowaniem chociażby newralgicznego i ważnego dla ludzi systemu ochrony zdrowia. Z jednej strony wydajemy miliardy na leczenie, a z drugiej wciąż nie możemy się doczekać sensownych rozwiązań. Brakuje myślenia o dobrostanie państwa i kolejnych pokoleń.

Arystoteles mówił, że celem polityki jest czynienie rzeczy pięknych. Z kolei Francis Bacon uważał – w duchu medycznym – że to dawanie ludziom nadziei. Wróćmy do tego.

Chętnie. Tyle że u nas – jak w budowie z klocków – nieumiejętne wyciągnięcie jednego elementu powoduje, że cała konstrukcja runie. Jeśli w publicznej ochronie zdrowia brakuje lekarzy, to dlatego, że słabo zarabiają. Jest ich mało, więc tworzą się gigantyczne kolejki. Te oznaczają, że lekarze mają naprawdę niewiele czasu dla pacjenta. Za zatory odpowiadają rządzący, ale oni koncentrują się na strzelaniu goli politycznym przeciwnikom. I tak jeden element pociąga kolejny, a my wciąż tkwimy w kryzysie. Jak przeciąć ten węzeł niemożności?

Nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniemy rozmawiać o wartościach. Od siebie i swoich przekonań trzeba zacząć. Szukałem odpowiedniego słowa, które nakierowałoby nasze myślenie na powrót do świata wartości. Jestem przekonany, że w naszych warunkach najlepiej sprawdzi się dobromyślność.

Zapomnieliśmy o tym słowie. Tymczasem słowo jest ostatnią bronią, która nam pozostaje. Ciąży na nas, ludziach, szczególna odpowiedzialność. Nie wolno nam milczeć, gdy dzieje się zło. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. W kraju, który uważa się za katolicki, większość z dziesięciu przykazań jest permanentnie publicznie łamana. Dlatego sparafrazuję frazę Paula Ricoeura: „Nie mam innego sposobu zmieniania świata i wpływania na ludzi niż słowo”. Wierzę, że słowa zmieniają świat.

Dobromyślność to terapia czy cudowny lek?

Na pewno nie cudowny lek, bo takiego na nasze bolączki nie ma. Ale terapia obywatelska na pewno. Słowo „dobromyślność” występowało jeszcze w „Słowniku Języka Polskiego” z 1900 roku, gdzie oznaczało „prawomyślność”. Szukałem go w wydanym później słowniku pod redakcją Witolda Doroszewskiego, ale już go nie znalazłem.

Dobromyślność jest analogiczna do „dobroczynności” i „dobrowolności”, czyli czynienia dobra, a to rdzeń etycznego myślenia. Dzisiaj wiemy, że nie wystarczy ograniczyć się tylko do sprawczości i skuteczności myślenia (XX wiek i totalitaryzmy dobitnie nam to uświadomiły). Myślenie musi być także odpowiedzialne. Ważniejsze od logicznej sprawności jest etyczne dobro. Ale i ono samo potrzebuje myślenia. Tak jak myślenie bez dobra jest puste, tak dobro bez myślenia może stać się ślepe. To jest właśnie etyka dobromyślności.

Ta etyka zakłada misyjność na przykład zawodu lekarza.

Tak. Potrzebujemy poszerzonej perspektywy i świadomości, w jakim miejscu znajdujemy się jako ludzie. Rozpanoszyliśmy się na świecie. Zabetonowaliśmy miasta, odwracamy biegi rzek. Zwierzęta hodujemy klatkowo i masowo, żeby – przepraszam za mocne słowa – się nażreć. Nie najeść, ale nażreć właśnie. Kierujemy się chciwością i egoizmem. Póki się nie cofniemy, nie odnajdziemy równowagi.

To się przekłada na problemy także w niewydolnej medycynie. Ciągle ktoś organizuje zbiórki na leczenie chorych dzieci, które wypadają z systemu ochrony zdrowia. Mobilizujemy się jako społeczeństwo, bo NFZ nie finansuje takich terapii. Jednocześnie wydajemy pieniądze na przykład na niesprawne respiratory.

I przy tym wszystkim chwalimy się humanizmem... Jaki to jest humanizm? Popatrzmy na zwierzęta. One mogą nas nauczyć humanizmu prawdziwego. Byle byśmy chcieli się od nich uczyć.

Będzie jeszcze trudniej, bo do naszej codzienności wchodzi sztuczna inteligencja. W medycynie to szansa, ale też zagrożenie. Czytałam opowiadanie sf, w którym na statku kosmicznym to nie lekarz zdecydował, kogo ratować, ale wyposażony w inteligencję robot. Po zrobieniu badań uczestnikom misji, wyliczył sobie, kto ma szansę dolecieć do celu. Odmówił leczenia kapitana statku, który – jak się okazało – miał nowotwór kości.

Ten skok związany ze sztuczną inteligencją będzie ogromny. Jesteśmy u progu tego przewrotu. Przyspieszenie jest geometryczne. Krótko mówiąc, my się na ziemi po pierwsze nie zmieścimy, a po drugie wykończymy. To się skończy jakąś globalną wojną. Nie chcę straszyć, ale właśnie w takich momentach przyspieszenia cywilizacyjnego, gdy zapominamy o dobromyślności, następują potworne wybuchy wojenne.

Nie ma jednak ucieczki od tego postępu. Czy tego chcemy, czy nie, sztuczna inteligencja będzie z nami. Pytanie, jak ją wykorzystamy.

Na pewno dzięki niej upowszechni się technologia medyczna, która pozwoli na szybszą diagnostykę. W tej kwestii jestem optymistą. To oznacza także, że lekarze będą mieli więcej czasu dla pacjentów i – miejmy nadzieję – mniej papierologii. Skróci się czas reakcji od badania do diagnozy, co także może wpłynąć na jakość leczenia.

Całkiem niedawno widziałem w warszawskim Centrum Nauki Kopernik wystawę nowej technologii, także częściowo medycznej. Nanoroboty, które są z zewnątrz sterowane, można bez otwierania ciała ludzkiego wprowadzić do organizmu i pobrać komórkę do badania, żeby sprawdzić, czy to rak.

Z drugiej strony, na tej samej wystawie zobaczyłem robota do ostatnich pożegnań. Głaszcze pacjenta po ręce, mówi mu miłe rzeczy, rozstaje się z nim. Przyznam, że się rozpłakałem...

Gdzieś musimy mieć ustawiony hamulec, bo przecież wszystkie procedury, które służą leczeniu raka na poziomie genomu, mogą też wspierać eugenikę. A co z profilowaniem doskonałych pod względem genetycznym dzieci? Dlatego tak mocno podkreślam konieczność dobromyślnośc. czyli powrotu do etyki myślenia.

Jak zacząć praktykować dobromyślność? Odgórnie nie da się tego zadekretować.

Trzeba zacząć od siebie. Kupuję tyle ubrań, ile mi jest potrzebne. Segreguję śmieci. Proste rzeczy. Nie kupuję owoców przewożonych z drugiego końca świata. Biorę przykład z młodych ludzi, którzy wiedzą, jak ważna jest walka o klimat. Nie potrzebujemy tak potwornego rozpasania. I przede wszystkim powinniśmy odbudowywać relacje społeczne. To jest dla mnie kluczowe. Musimy być jako ludzie blisko siebie, odbudować empatyczność. Istniejemy przecież nie tylko dla siebie, ale także, a może przede wszystkim dla innych.

Zaczęliśmy od kawału, że przychodzi baba do lekarza. Przypomniał mi się żart, gdy pacjent pyta: „Panie doktorze, dlaczego mnie pan ignoruje?”. Lekarz na to: „Następny proszę!”. Wszystkim nam, bez względu na profesję, brakuje uważności.

Rozmawiała Małgorzata Skowrońska

Prof. Tadeusz Gadacz – filozof, wieloletni asystent i współpracownik ks. prof. Józefa Tischnera, pracownik naukowy Wydziału Humanistycznego AGH w Krakowie, wykładowca Collegium Civitas. Autor książek „O umiejętności życia”, „O ulotności życia” i „O zmienności życia”, serii „Wypisy z ksiąg filozoficznych” (m.in. „O prawdzie. O kłamstwie”, „O Przyjaźni. O wrogości”, „O szczęściu. O nieszczęściu”) oraz monumentalnej trzytomowej „Historii filozofii XX wieku”. Ostatnio wydał „Etykę dobromyślności”.

31.07.2024
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta