Studium kryzysu (20)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Europa Zachodnia ma nadzieję, że szczyt zakażeń BA.5 jest już za nią. W ujęciu tygodniowym liczba nowych przypadków zmalała o ok. 14 proc, w niektórych krajach spadki są naprawdę okazałe – m.in. w Wielkiej Brytanii o ponad połowę. O 11 proc. zmalała liczba odnotowanych zgonów covidowych, ale w największych krajach UE ciągle ten wskaźnik rósł: we Francji i Niemczech o niemal jedną piątą, we Włoszech – o jedną trzecią. Dramatyczne wzrosty zakażeń, sięgające 80 proc. (i więcej) zaczyna widzieć nasz region.


Fot. Adobe Stock

• Nie doczekaliśmy się nie tylko efektów, ale nawet pomysłu na przecinanie sieci, po których rozprzestrzeniają się fałszywe, covidowe treści
• Przy praktycznie nieistniejącym systemie testowania nie będziemy w stanie wychwycić trendu
• Decydując się na „masowe nietestowanie” tym bardziej powinniśmy się skupić na masowym szczepieniu
• Płatnik liczy pieniądze z odsetek na lokatach, a podmioty medyczne – odsetki od linii kredytowych lub, co gorsze, przeterminowanych zobowiązań.

Największy błąd. Komunikacja. Końcówka tygodnia przyniosła informację, że nowy szef gabinetu politycznego ministra zdrowia, radny miasta Gdynia zadba o wizerunek resortu, ministra oraz jego zastępców. Piotr Dudziński już dba – angażując się twitterowe batalie wokół krytycznych wpisów, dotyczących decyzji zapadających w resorcie.

W książce „Rok, który zmienił wszystko” amerykański dziennikarz i autor książek non-fiction przygląda się – oczami najbliższego otoczenia – pierwszym miesiącom urzędowania Winstona Churchilla na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii i – tym samym – pierwszemu etapowi wojny między Wielką Brytanią i III Rzeszą. W jednym z krótkich rozdziałów wspomina o funkcjonowaniu dwóch odrębnych komórek rządowych, zajmujących się zwalczaniem plotek i pogłosek na tematy wojenne. Dziś powiedzielibyśmy – fake newsów, sprowadzając te, siane zawodowo przez opłacone z zewnątrz trolle, z wytworami ludzkiej, nieokiełznanej, wyobraźni, do wspólnego mianownika. Cóż, Churchill – o którym inny amerykański dziennikarz Edward R. Murrow powiedział, że „zmobilizował język angielski i wysłał go na bitwę”, jak nikt inny wiedział, jaką moc ma słowo – użyte po dobrej i złej stronie mocy.

Ponad dwa lata temu rozpoczął się kolejny „rok, który zmienił wszystko” (część z nas miewa przynajmniej od czasu do czasu wrażenie, że 2020 rok jeszcze się wcale nie skończył), i wydaje się, że wciąż – mimo powołania już jakiś czas temu biura, które m.in. powinno zajmować się „plotkami i pogłoskami” (Biura ds. zwalczania cyberprzestępczości) – nie doczekaliśmy się nie tylko efektów, ale nawet pomysłu na przecinanie sieci, po których rozprzestrzeniają się fałszywe, covidowe treści (nie tylko zresztą covidowe, po tych samych sieciach wędrują treści prorosyjskie i antyukraińskie).

To może mieć fatalne konsekwencje, bo łagodzenie skutków stałej – jak się wydaje, to najbardziej prawdopodobny scenariusz – obecności COVID-19 w naszym życiu, obecności, która jeszcze przez co najmniej kilka lat będzie stanowić potencjalne zagrożenie dla grup ryzyka – zależy w największym stopniu od tego, w którą narrację uwierzy lwia część społeczeństwa. Czy w tę, w której SARS-CoV-2 traktowany jest jak zagrożenie, z którym co prawda można w miarę bezpiecznie żyć, pod warunkiem respektowania zaleceń (z tym kluczowym – szczepieniem), czy tę, według której albo nie istnieje, albo – co najmniej „nie trzeba się go już bać”. Nie tylko polskim problemem jest to, że decydentom również zdarza się mieszać te dwa przekazy, a granica między plotką, pogłoską – czy też fake-newsami – a komunikatami płynącymi z instytucji publicznych niebezpiecznie się zaciera.

Największy znak zapytania. Zgony nadmiarowe. W krajach, przez które przetacza, czy przetoczył się właśnie szczyt zakażeń subwariantem BA.5 zgony z powodu COVID-19 odnotowano w ostatnich tygodniach na poziomie zimowej, pierwszej omikronowej, fali. Poziomie dalekim od rekordów, ale niepokojąco wysokim, zważywszy na nietypową, letnią porę i fakt, że mówimy o krajach o bardzo wysokim stopniu zaszczepienia – Portugalii, Włoszech czy Hiszpanii.

Eksperci coraz częściej mówią jednak, że nie sama analiza zgonów covidowych, ale dane dotyczące zgonów nadmiarowych powinny skupiać naszą uwagę – choćby dlatego, że przy praktycznie nieistniejącym (w Polsce) systemie testowania (testów PCR nie wykonuje się niemal w ogóle, co przekłada się m.in. na brak sekwencjonowania), nie będziemy w stanie wychwycić trendu.

Dane na razie są dla Polski korzystne: wskaźniki z ostatnich tygodni mają wręcz wartości ujemne (umiera mniej osób niż w analogicznych tygodniach w latach poprzednich). Ostatni odczyt w portalu Ourworldindata.org to aż – 8 proc. (dane z 26 czerwca). Jednak we wszystkich krajach, przez które przeszedł (przechodzi) BA.5 – przy czym eksperci nie mają wątpliwości, że (tak jak w poprzednich falach) Europa Środkowo-Wschodnia dopiero jest na początku trendu wzrostu zakażeń – wskaźniki dotyczące zgonów nadmiarowych mocno odbiły w górę – o ponad 10 lub – w przypadku Portugalii – nawet o 25 proc. Mówimy o kraju, który zaszczepił dwoma dawkami praktycznie wszystkie osoby powyżej 60. roku życia i lwią część tej populacji również boosterem. Że szczepienia chronią, nie ma wątpliwości – pokazuje to utrzymująca się przez wiele miesięcy na minimalnym poziomie, często schodząca do wartości ujemnych, krzywa zgonów nadmiarowych – powstaje jednak pytanie o to, kiedy i kogo chronić nie są w stanie. Najprostsza odpowiedź, że szczepienia nie chronią niezaszczepionych, jest oczywista. Prawdopodobnie nie chronią też tych, którzy na czas ich nie odnowili.

Największe wyzwanie. Szczepienia. Przykład Portugalii nie wziął się znikąd – przywołał go sam Adam Niedzielski, dowodząc, że testowanie nie zmienia wiele w obecnej sytuacji, bo Portugalia testowała i liczba hospitalizacji była tam niska, Polska nie testuje (minister mówi o tym otwarcie) i też hospitalizacji nie przybywa. Logika tego wywodu mogłaby być kanwą niejednej pracy doktorskiej, jeśli przyjmiemy za pewnik, że liczba zakażeń w Polsce dopiero zaczyna rosnąć. Ale kluczową zmienną, której brakuje w tym ciągu myślenia, jest poziom zaszczepienia. W Portugalii podstawowy schemat – niemal wszyscy powyżej 60. roku życia, w Polsce – co czwarta osoba z tej grupy w ogóle szczepienia nie przyjęła. Twierdzenie, że 90 proc. Polaków ma przeciwciała (po szczepieniu lub kontakcie naturalnym) brzmi dobrze – dopóki nie padnie pytanie, jaki odsetek Portugalczyków ma jakiekolwiek przeciwciała. I, zwłaszcza, dopóki nie wiemy, że kontakt z wcześniejszymi wariantami Omikrona praktycznie nie daje ochrony przed BA.5.

Decydując się na „masowe nietestowanie” (nieliczni eksperci domagają się w tej chwili powrotu do masowego testowania, oczywiście masowego na miarę naszych możliwości, czyli wykonywania ok. 100 tysięcy testów dziennie, większość rekomenduje testowanie selektywne, ale dużo bardziej intensywne i celowane niż w tej chwili), tym bardziej powinniśmy się skupić na – masowym szczepieniu. Nie w sferze deklaracji, tylko decyzji i czynów, mając świadomość, że olbrzymia część osób z grup ryzyka albo nie przyjęła w ogóle szczepień, albo nie ma pierwszego boostera. Mając świadomość, że drugą dawkę przypominającą przyjął do tej pory co czwarty osiemdziesięciolatek. Przeglądając światowe doniesienia z obszaru szczepień, zarówno rekomendacje WHO i agencji europejskich, ale też głosy ekspertów brzmią jednoznacznie: czwarta dawka, przynajmniej dla najbardziej narażonych na powikłania COVID-19, teraz. Bez czekania na ewentualne zmodyfikowane szczepionki jesienne. To, co niepokoi, to kompletna bierność Ministerstwa Zdrowia w zakresie zaszczepienia tych, którzy jeszcze szczepień nie przeszli, jak i obstawanie przy opóźnianiu decyzji o czwartej dawce do jesieni. Niezrozumiałe i potencjalnie niebezpieczne.

Największa porażka. Finanse. – Jestem atakowany za to, że powiedziałem oczywistą prawdę, że euro nie ma siły nabywczej 4,8 zł – stwierdził w minionym tygodniu Jarosław Kaczyński, kontynuując swój wywód na temat „euro po 3 złote a nawet mniej” w Niemczech. Dlaczego to ważne i dlaczego dla ochrony zdrowia? Wypowiedź o „euro po 3 złote” padła w bardzo konkretnym kontekście rzekomych powrotów polskich lekarzy z Niemiec, z powodów ekonomicznych – trawestując i streszczając wywód prezesa PiS, polskim specjalistom w Niemczech już nie opłaca się pracować za niemieckie stawki, w Polsce, uwzględniając koszty życia, zarabiają więcej.

Być może tak jest. Być może są w Polsce lekarze – ostatni tydzień przyniósł, choćby, informacje o jednym ze szpitali, w którym grupa specjalistów miała zażądać 45 tys. złotych brutto miesięcznie – który zarabiają „lepiej niż w Niemczech” (cokolwiek miałoby to znaczyć). Jednak, jak się wydaje, już od dawna motyw czysto finansowy przestał napędzać emigrację lekarzy. I przestał ich, co ważne, na tej emigracji trzymać. Mówiąc inaczej – są inne powody, które powodują, że część lekarzy nie wróci do pracy w Polsce (chyba, że zmuszą ich do tego względy rodzinne, dość często można usłyszeć, że specjaliści między 50.-60. rokiem życia wracają do Polski, by towarzyszyć odchodzącym rodzicom) lub z Polski wyjedzie.

Ale jest przesadą twierdzić, że z finansami ochrony zdrowia jest w Polsce tak dobrze, że nasi zachodni sąsiedzi mogą się bać nie tylko o żniwa szparagowe (kolejny motyw w przekazie rządowym, Polacy są tak zamożni, że nie muszą jeździć na szparagi do Niemiec), ale i o wakaty w szpitalach. Szpitale i poradnie przeliczają na chybcika (czyli w trybie narzuconym przez ministerstwo i płatnika), jakie kwoty otrzymają z tytułu ustawowych podwyżek dla personelu oraz inflacji. Jakie kwoty – i kiedy. I jakby nie liczyli, dochodzą do wniosku, że budżet się im nijak nie zepnie, zaś wynagrodzenie za sierpień będą wypłacać w ratach – jeśli nie wystarczy im tzw. środków własnych, a że lwiej części nie wystarczy, jest raczej pewne. Płatnik liczy pieniądze z odsetek na lokatach, a podmioty medyczne – odsetki od linii kredytowych lub, co gorsze, przeterminowanych zobowiązań.

18.07.2022
Zobacz także
  • Studium kryzysu (19)
  • Studium kryzysu (18)
  • Studium kryzysu (17)
  • Studium kryzysu (16)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta