Tsunami nienawiści

Jerzy Dziekoński
Komentarz: Alicja Szczypczyk, biuro prasowe Naczelnej Izby Lekarskiej

Hejt internetowy oraz agresja fizyczna to rodzeństwo zbyt dobrze znane lekarzom. Instytucjonalne próby rozwiązania problemu od lat nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, a skala zjawiska niebezpiecznie narasta. Ostatnie przykłady dowodzą tego w jaskrawy sposób – podpalenie punktu szczepień, głośna sprawa gróźb pod adresem Tomasza Karaudy (w sprawie której dochodzenie nadal toczy się w prokuraturze), szantaż i wyzwiska kierowane do innych zaangażowanych w promowanie szczepień przeciwko COVID-19 lekarzy.


Fot. Adobe Stock

To właśnie pandemia COVID-19 jest obecnie głównym wyzwalaczem zarówno internetowego hejtu, jak i agresji w świecie rzeczywistym. Ale nie jedynym. Okazuje się, że powody do siania nienawiści można znaleźć bardzo łatwo.

Na szczęście coraz częściej przedstawiciele świata medycznego postanawiają się bronić. Sprawy trafiają na policję, ruszają dochodzenia prokuratorskie, a nawet rozpoczęła się oddolna kampania społeczna „Wylecz Nienawiść”. Jedną z inicjatorek przedsięwzięcia jest Anna Wardęga, lekarka w trakcie specjalizacji z psychiatrii i psychoterapeutka. Ona także przekonała się, jak dotkliwa może być niczym nieuzasadniona, bezinteresowna, wymierzona w nieznaną osobę agresja. W czerwcu br. doświadczyła tak dużej fali hejtu, że została wysłana na zwolnienie lekarskie, a sprawa oparła się o prokuraturę i policję. Wydarzenia potoczyły się lawinowo po tym, jak jedna z pacjentek w sposób emocjonalny oskarżyła w internecie lekarkę o nieprofesjonalne potraktowanie.

– Byłam jeszcze w pracy, kiedy dotarła do mnie informacja o opublikowanym poście. Otrzymałam kilka wiadomości od znajomych, że coś takiego pojawiło się w sieci. Wbiło mnie w fotel – opisuje traumatyczne doświadczenia lekarka. – Automatycznie na messengerze nieznane mi osoby zaczęły przesyłać pogróżki, życzenia odebrania sobie życia, utraty prawa wykonywania zawodu itp. Na Google’u pojawiła się masa negatywnych komentarzy napisanych przez ludzi, którzy nigdy mnie nie spotkali.

Szukając pomocy, pierwsze kroki skierowała na policję. Funkcjonariusze przekonali ją, że składanie zawiadomienia o przestępstwie w tym wypadku mija się z celem, ponieważ policja i tak niewiele może zrobić. Poradzono jej skontaktowanie się z prawnikiem. Anna Wardęga szukała też pomocy w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Krakowie. Niestety, nie uzyskała wsparcia, jakiego oczekiwała. – Poczułam się z tym problemem bardzo osamotniona – wspomina A. Wardęga. – Dopiero po kilku dniach w skrzynce zauważyłam, obok setek treści z hejtem, wiadomość od Łukasza Jankowskiego, prezesa OIL w Warszawie. Mimo że nie należę do izby warszawskiej, to właśnie ten samorząd bardzo mi pomógł. I to dało mi nadzieję.

Dzięki działaniom OIL w Warszawie sprawę przejęli przygotowani do tego typu interwencji prawnicy. – Chciałabym, żeby ludzie, którzy to pisali, nie czuli się bezkarni – uzasadnia swoje działania lekarka.

W rozmowie z „Lekarzem Rodzinnym” przyznaje, że tak brutalna fala hejtu potrafi odcisnąć swoje piętno. – Jeżeli po raz setny ktoś nieznajomy pisze, że może nie powinnaś wykonywać zawodu lekarza i że najlepiej byłoby, żebyś popełniła samobójstwo, to mimo prób utrzymania dystansu można odebrać takie słowa bardzo głęboko – mówi A. Wardęga.

Dzisiaj lekarka najgorsze doświadczenia związane z tą historią ma już za sobą i próbuje przekuć je w wymierzoną w hejt kampanię społeczną. Przy pomocy grupy zaangażowanych medialnie medyków akcja „Wylecz Nienawiść” zatacza coraz szersze kręgi.

Hejt codzienny

Aleksandra Śremska to kolejna lekarka zaangażowana w „leczenie hejtu”. Społeczniczka, edukatorka medyczna, wiceprzewodnicząca Komisji ds. Młodych Lekarzy przy Bydgoskiej Izbie Lekarskiej, działaczka Porozumienia Rezydentów i inicjatywy @polkiwmedycynie, specjalistka medycyny rodzinnej i certyfikowana lekarka Polskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością, absolwentka studiów podyplomowych w zakresie prawa medycznego i zarządzania w ochronie zdrowia.

Jako lekarz rodzinny pracuje w poradniach POZ. Jak sama twierdzi – starcia z agresywnymi pacjentami zdarzają się na każdym szczeblu systemu opieki zdrowotnej, zwłaszcza na tzw. pierwszej linii frontu, czyli na oddziałach ratunkowych i w placówkach POZ. Zauważa jednak, że lekarz rodzinny, sprawujący ciągłą opiekę nad tymi samymi pacjentami przez wiele lat, może rzadziej doświadczać przejawów agresji ze strony pacjentów. – Widzę pewną zależność między liczbą agresywnych pacjentów a jakością relacji lekarz–pacjent. Prawidłowe, a w przypadku lekarza POZ także wieloletnie relacje z pacjentami pozwalają zminimalizować ryzyko konfliktów – twierdzi A. Śremska.

Lekarka uważa, że na relację lekarz–pacjent wpływa wiele czynników, często również tych zewnętrznych. Coraz większe przeciążenie systemu opieki podstawowej, skutkujące brakiem czasu dla pacjenta, nie sprzyja budowaniu prawidłowych relacji. Ponadto przyczyną konfliktów w POZ staje się coraz częściej niezadowolenie pacjentów z systemu ochrony zdrowia. Niewydolny od dawna system oraz stały deficyt lekarzy rodzinnych przekładają się na problem z dostępem do świadczeń medycznych. Pacjentowi trudno jest wówczas zrozumieć, że nie jest to wina lekarza, który i tak jest nadmiernie obciążony zarówno liczbą chorych, jak i obowiązkami biurokratycznymi. Wielokrotnie pacjenci wymagają od lekarzy także świadczeń, których ci najzwyczajniej nie mogą udzielić w ramach POZ.

– Częstość przejawów agresji kierowanej w stronę lekarzy rodzinnych nasiliła się znacznie w czasie pandemii COVID-19 – wskazuje A. Śremska. – Sądzę, że to strach przed wirusem powodował u pacjentów frustrację. Zdarzało się, że reagowali bardzo agresywnie na potrzebę zlecenia wymazu w kierunku zakażenia SARS-CoV-2. Kolejnym „punktem zapalnym” stał się brak zrozumienia przez pacjentów zasadności wprowadzenia telemedycyny i związany z tym mit zamkniętych POZ-ów. Telemedycyna to doskonałe narzędzie w rękach doświadczonego lekarza, służące głównie do kontynuacji leczenia chorych, pomocne przy wstępnym triażu pacjentów i organizacji pracy. Poza teleporadami nadal przyjmowaliśmy pacjentów stacjonarnie, gdy wymagali wizyty osobistej i badania. Często również wzywaliśmy pacjentów na badanie po wstępnej telekonsultacji. I zdarzało się przykładowo, że pacjent wezwany na badanie, siedząc naprzeciw mnie w gabinecie, wzburzony wyrzucał mi, że „nie ma teraz dostępu do lekarza, bo POZ-y się zamknęły”. Oczywiście nie neguję, że były placówki, które pracowały w sposób nieprawidłowy i pewnie nadal są, ale mit „zamkniętych POZ-ów w pandemii” zapisał się bardzo mocno w świadomości pacjentów, mając szkodliwy wpływ na relację lekarz–pacjent – uważa lekarka.

Właśnie z tego powodu pojawiły się zarzuty, że lekarze „nic nie robią”, że „nie chce się im pracować” lub że „umieją leczyć tylko przez telefon”. – Kłótnie, wyzwiska i groźby już nie tyle nas dziwią, co przerażają. I chociaż pandemia przyniosła eskalację przejawów przemocy wobec medyków, wcześniej to zjawisko także istniało – podkreśla A. Śremska. – Być może agresja ze strony pacjentów wpisała się w naszą pracę zbyt mocno, gdyż dla wielu z nas stała się zupełnie normalna. Oczywiście, medycy rozumieją wzburzenie emocjonalne pacjentów, którzy pełni obaw i strachu mierzą się z chorobą. My skupiamy się w naszej medialnej akcji na przemocy wobec medyków, a to coś zupełnie innego.

– Z reguły przyjmujemy kilkudziesięciu pacjentów dziennie, zdarza się, że nie mamy czasu nic zjeść, jesteśmy bardzo obciążeni psychicznie ze względu na zakres odpowiedzialności w naszej pracy, a dodatkowo musimy konfrontować się z agresywnymi pacjentami, ciągle kontrolując swoje emocje – mówi z żalem A. Śremska i dodaje: – Dlatego tak istotne jest, by pacjenci zrozumieli, że nasilające się zjawisko przemocy wobec nas odbija się na wydajności naszej pracy i całym systemie ochrony zdrowia.

Dyskredytacja autorytetów

Pomysłodawcy akcji „Wylecz Nienawiść” wskazują kilka wątków dotyczących przemocy wobec medyków. Pierwszym jest niezadowolenie pacjentów wynikające ze złej organizacji systemu, którego niewydolność pogłębiła się w trakcie pandemii. I mimo wielu apeli do rządzących od lat poprawa funkcjonowania systemu kończy się na obietnicach.

– Pacjenci często nie zdają sobie sprawy z tego, że przemoc wobec medyków uderza w osoby, które heroicznym wysiłkiem dźwigają na swoich barkach ten niewydolny system ochrony zdrowia. Zarówno pacjenci, jak i pracownicy ochrony zdrowia są tak naprawdę ofiarami złej organizacji systemu – mówi A. Śremska. – Jesteśmy po tej samej stronie barykady.

Kolejny element to pokutujące w społeczeństwie stereotypy na temat medyków. – Szkodliwe i krzywdzące dla naszego środowiska stereotypy – medyka „niekompetentnego”, „leniwego”, „pazernego” – powielane szczególnie w przestrzeni medialnej, stanowią doskonały grunt dla mowy nienawiści – mówi A. Śremska.

Innym przykładem są nierzetelne doniesienia medialne dotyczące choćby telemedycyny. Bardzo często w przekazach przewijało się piętnowanie „leczenia przez telefon”, rzadko jednak wspominano o korzyściach płynących z telemedycyny, o tym, że od lat funkcjonuje ona z powodzeniem w innych krajach europejskich. Tymczasem w polskich warunkach to właśnie telemedycyna uratowała system ochrony zdrowia na początku pandemii, gdy byliśmy do niej kompletnie nieprzygotowani.

– Problemem jest także postępująca dyskredytacja autorytetów medycznych przez hejterów w sieci. To powoduje z kolei brak zaufania społeczeństwa do pracowników ochrony zdrowia – stwierdza lekarka.

– Pokłosiem tego zjawiska jest przyjmowanie przez pacjentów teorii fałszywych „ekspertów medycznych”, wybieranie alternatywnych metod leczenia lub brak przekonania do szczepień. W hejcie wobec medyków przedstawiciele środowisk antyszczepionkowych odnaleźli się doskonale. Kiedy można wskazać rzekomych wrogów, można też ze zdwojoną siłą propagować fake newsy.

Wszystko to wrzucone do jednego kotła sprawia, że mamy do czynienia z mieszanką prawdziwie wybuchową. Nienawiść przechodzi ze świata wirtualnego do realnego.

Odpowiedź w postaci kampanii

Okazuje się jednak, że środowisko medyczne nie zamierza wobec zaostrzającej się sytuacji stać bezczynnie. Zainicjowana przez Annę Wardęgę akcja nabiera tempa. Zaangażowani w „Wylecz Nienawiść” medycy, zwłaszcza aktywni medialnie, działają na rzecz rozpropagowania antyhejterskich treści. W przedsięwzięcie włączają się kolejne izby lekarskie. Promuje je także Porozumienie Rezydentów. Poza tym przygotowywany jest spot promujący akcję, planowane jest opracowanie „instrukcji obsługi” w sytuacji kryzysowej, a także organizacja szkoleń z komunikacji z pacjentem.

Pytamy A. Wardęgę, co jej zdaniem należy zrobić, żeby poradzić sobie ze zmasowanym atakiem hejterów.

– Po pierwsze należy poinformować pracodawcę, żeby mógł zareagować. Sądzę, że większość pracodawców będzie jednak wspierać swoich pracowników – przekonuje lekarka. – Warto zasięgnąć porady u psychoterapeuty lub psychologa. Są telefony zaufania, ośrodki interwencji kryzysowej. Trzeba też mówić o tym przyjaciołom i rodzinie, żeby uzyskać ich wsparcie. I najważniejsza kwestia: pomoc prawna. Warto też zgłosić się do izby lekarskiej. Im więcej będziemy o tym mówić, tym bardziej izby zaangażują się w interwencje. Wiem, że izby warszawska i śląska mają w swoich strukturach specjalną jednostkę, która zajmuje się wsparciem lekarzy doświadczających hejtu w sieci. I wreszcie można odezwać się do nas, a my nikogo nie zostawimy samego z takim problemem.

Roszczeniowe społeczeństwo

O problemie hejtu rozmawiamy z Urszulą Podrazą, specjalistką zajmującą się strategiami komunikacji, komunikacją w sytuacji kryzysowej i kreowaniem wizerunku, członkinią Polskiego Stowarzyszenia Public Relations. Pytamy ją również o przypadek krakowskiej psychiatry.

– Przyglądając się temu, jak rozwija się komunikacja w sieci, jak bardzo roszczeniowi stają się nie tylko pacjenci w stosunku do ochrony zdrowia, ale w ogóle klienci w różnych sektorach usług, jak zmienia się życie społeczne, nie dziwi mnie ten przypadek – mówi U. Podraza. – Nie ma obecnie obszaru życia społecznego, który nie generowałby dzielących społeczeństwo tematów. Dotyczy to wszystkiego: kwestii samorządowych, urbanistycznych i medycznych. Odnoszę wrażenie, że w pandemii, kiedy byliśmy ograniczeni, zamknięci w domach, jedynym miejscem ekspresji stał się internet i zjawiska, które przed pandemią były obecne, w trakcie pandemii przybrały na sile.

W internecie rozlała się w frustracja, która narastała w społeczeństwie miesiącami. Zdaniem specjalistki, sprzyja temu kompletna nieznajomość zasad funkcjonowania mediów społecznościowych, w których ruch w dużej mierze generowany jest poprzez grupy użytkowników o spolaryzowanych poglądach. Spór nie ma końca, a to wpływa na zaangażowanie odbiorców, które przeliczalne jest na konkretne zyski. Ważna jest jeszcze jedna zasada: im bardziej emocjonalna treść, tym lepiej. Dobitnie pokazuje to przypadek Anny Wardęgi, gdzie jeden emocjonalny wpis pacjentki spowodował cały szereg negatywnych zdarzeń.

– Z reguły są to wpisy, które mają bardzo indywidualny i emocjonalny charakter, z którymi inni użytkownicy mogą się identyfikować. Dlatego oddziaływanie tego typu treści jest tak duże. Jeśli dołożymy zdjęcie płaczącej pacjentki, to mamy kolejny element podbijający „atrakcyjność” posta – wyjaśnia U. Podraza. – Jako społeczeństwo nie mamy świadomości, co możemy napisać w sieci ani w jaki sposób to może się rozejść, jak szerokie kręgi może zatoczyć. Z drugiej strony nie potrafimy filtrować treści wyszukanych w sieci ani oceniać ich wiarygodności. Jest wiele badań, które dowodzą, że ludzie nie odróżniają treści fałszywych od wartościowych i prawdziwych oraz bardzo rzadko krytycznie podchodzą do informacji przeczytanych w sieci.

Dodatkowo w przypadku mediów społecznościowych działa bardzo silny mechanizm: widzimy określone treści u znajomego, który udostępnił je od innego znajomego. Ludzie, którym ufamy, uwiarygodniają powielane informacje. Nie zastanawiamy się nad tym, że dany post jest kolejnym elementem łańcuszka.

Jak zatem chronić wizerunek lekarza, który poprzez hejterskie wpisy został wystawiony na szwank?

– Trzeba szukać wsparcia w izbach lekarskich, korzystać z pomocy prawnej w celu usunięcia postu, żądać przeprosin – odpowiada U. Podraza, po czym dodaje, że mimo iż jest zwolenniczką dialogu, ta idea nie zawsze się sprawdza. – W momencie, kiedy dochodzi do gróźb, mediacje stają się środkiem nieadekwatnym. Tylko twarde dochodzenie swoich praw może przynieść oczekiwane rezultaty – przekonuje specjalistka.

Czapka niewidka dla hejtera

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że ma prawo do „bycia zapomnianym” w internecie. Można zwrócić się do administratorów Facebooka czy Google’a i domagać się usunięcia hejterskich wpisów. Giganci technologiczni mają regulaminy, które jasno określają, jakie treści są niepożądane.

Urszula Podraza podpowiada, że w mediach społecznościowych można zastosować „czapkę niewidkę”. Termin ten, wymyślony przez Adama Łaszyna i opisany w książce „e-Kryzys. Jak zarządzać sytuacją kryzysową w internecie”, oznacza ukrywanie wpisów, które są nienawistne. Autor je widzi, ale pozostali użytkownicy już nie. Można też blokować hejterów.

– Nie jestem zwolenniczką tego rozwiązania, ale jeśli granica jest nagminnie przekraczana, wchodzenie w dialog z takimi osobami nie ma sensu. Prowadzenie dyskusji z klasycznym trollem nie przyniesie żadnych rezultatów. W swojej przestrzeni, na Instagramie, Facebooku, możemy pewne rzeczy kontrolować – podkreśla U. Podraza i przytacza przykład ginekolożki, która na swoim profilu instagramowym ma zarówno rozbudowaną, silnie wspierającą społeczność, jak też „antyspołeczność” hejterów.

– Kiedy widzą na zdjęciach, że jest na urlopie i ma złamaną nogę, wysyłają zawiadomienia do ZUS, że nieprawnie korzysta ze zwolnienia lekarskiego – mówi specjalistka. – W przypadku wspomnianej ginekolog możemy powiedzieć, że wybrała drogę budowania swojej rozpoznawalności i musi liczyć się z tym, że spotka się z hejtem. Jak to się mówi: „no hate, no fame” albo że hejt to podatek od popularności. Problem w tym, że coraz częściej ofiarami hejtu padają osoby, które nie są celebrytami ani nie mają takich ambicji.

W takiej sytuacji, jeśli w internecie pojawiła się pojedyncza negatywna opinia, rekomendacja jest jedna – nie reagować. Uruchomienie działań może tylko pogorszyć sytuację. Jeśli szkody są niewielkie, lepiej w ogóle nie wyszukiwać swojego nazwiska.

Kiedy jednak skala krytyki przechodzi w zmasowany hejt, przemyślana reakcja może być kluczowa.

– Idealnie byłoby, gdyby samorządy lekarskie miały zakontraktowanego specjalistę od tego typu sytuacji, który może doradzić i podpowiedzieć, co zrobić. Można też przygotować prosty schemat komunikacyjny i go rozpowszechnić. Druga rzecz to szkolenia z komunikacji, trzecia – telefon alarmowy, czyli dostęp do specjalisty, który jest w stanie krok po kroku rozbroić hejterskie wpisy – uważa nasza rozmówczyni.

Dodaje jednak, że nie ma przepisu, który gwarantuje sukces w niwelowaniu skutków hejtu. Najbardziej sensowną metodą jest aktywizowanie pacjentów, którzy mają dobre doświadczenia. – Nie może być tak, że posadzimy ucznia, który za złotówkę od wpisu będzie tworzył pozytywne opinie. To łatwo wykryć, a oszustwo tylko pogorszy sytuację – przestrzega U. Podraza. – Jeżeli lekarz ma stałych pacjentów, może zaproponować wystawienie w internecie opinii. Nie należy stosować nacisku ani zachęt, lecz zostawić to decyzji pacjentów. Autentyczne opinie mogą przynieść najwięcej korzyści. To działa, chociaż wymaga czasu.

KOMENTARZ

Alicja Szczypczyk
biuro prasowe Naczelnej Izby Lekarskiej

Zjawisko hejtu jest obecnie bardzo trudne do zwalczania. Samorząd lekarski podejmuje w uzasadnionych przypadkach i w ramach swoich kompetencji m.in. następujące czynności:

  • udzielanie lekarzom informacji na temat działań, jakie osoba pokrzywdzona hejtem może podjąć, aby wyeliminować szkalujące wpisy w internecie, a także na temat możliwości prawnych dostępnych wobec osób, które dopuściły się naruszenia dóbr osobistych bądź przestępstwa zniesławienia
  • występowanie do portali społecznościowych, a także platform, takich jak Google, YouTube czy Facebook, o zablokowanie skandalicznych przejawów agresji przeciwko środowisku lekarskiemu w internecie
  • bezpośrednie apelowanie do uczestników dyskursu publicznego (w tym przedstawicieli władz publicznych) o wyważone opinie, jak również o podjęcie adekwatnych działań w celu ograniczenia zjawiska potencjalnego hejtu
  • występowanie do prokuratury o ściganie i ukaranie sprawców hejtu internetowego, zniesławiającego i znieważającego całe środowisko lekarskie, Naczelną Radę Lekarską i Prezesa NRL
  • naświetlanie zjawiska hejtu (jego przejawów, źródeł, skali) wobec lekarzy na podstawie sygnałów i zgłoszeń, które napływają do izb lekarskich w korespondencji mailowej, m.in. na adres: rpl_skargi@ hipokrates.org ( https://nil.org.pl/aktualnosci/4551-lekarze-zglaszajcie-kazdy-przypadek-hejtu), czy odnotowywanych w systemie „Monitorowanie agresji w ochronie zdrowia” (MAWOZ) https://agresja.hipokrates.org.

Należy pamiętać, że NIL i okręgowe izby lekarskie mogą wesprzeć, ale nie zastąpią lekarza i lekarza dentysty w działaniach, które osoba zainteresowana powinna podjąć, jeżeli chce chronić swoje dobra osobiste.

Osobie pokrzywdzonej zazwyczaj zależy na tym, aby szkalujące wpisy jak najszybciej zostały usunięte. Dlatego wskazujemy lekarzom, że w pierwszej kolejności pokrzywdzona osoba powinna poinformować np. administratora danej strony internetowej (z poziomu serwisu, jak i poprzez ewentualny kontakt pisemny bądź e-mailowy) o tym, że zamieszczone na portalu konkretne nieprawdziwe lub obraźliwe wpisy użytkowników (ze wskazaniem tych treści) naruszają jej dobra osobiste (np. godność, dobre imię, nazwisko, wizerunek), zażądać usunięcia tych treści oraz wskazać, że na gruncie polskiego prawodawstwa utrzymywanie na stronie internetowej wpisów naruszających dobra osobiste osób trzecich, pomimo otrzymania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze treści tych wpisów, może skutkować po stronie administratora odpowiedzialnością za naruszenie dóbr osobistych. Zawiadomienie takie, składane na podstawie art. 14 ust. 1 ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną, ma ten skutek, że jeśli administrator nie usunie wpisu, to sam zaczyna odpowiadać za naruszenie dóbr lekarza, którego dotyczy niekorzystny wpis. Natomiast w sprawach zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa (np. groźby karalnej) właściwymi organami są prokuratura i policja.

W sytuacji, gdy osoba pokrzywdzona chce dochodzić roszczeń z tytułu naruszenia dóbr osobistych od konkretnych osób, sprawę trzeba skierować na drogę postępowania sądowego do sądu powszechnego.

Na stronie internetowej NIL (https://nil.org.pl/dzialalnosc/rzecznik-praw-lekarza/poradnik) opublikowaliśmy wzory, z których mogą skorzystać lekarze:

  • zgłoszenia nadużycia na portalu internetowym
  • żądania usunięcia wpisu zamieszczonego na stronie internetowej
  • prywatnego aktu oskarżenia o zniesławienie.

Lekarze mogą również zwrócić się do swojej okręgowej izby lekarskiej z prośbą o rozważenie udzielenia wsparcia prawnego bądź innej pomocy w miarę możliwości i kompetencji.

Jeśli chodzi o system MAWOZ – agresywne zachowania skierowane przeciwko pracownikom ochrony zdrowia to najczęściej: znieważenia, groźby, pomawiania, szantaż. Wśród zgłoszonych przejawów agresji słownej były m.in.: grożenie pozbawieniem życia, grożenie zrobieniem krzywdy, ubliżanie, wyzwiska i wulgaryzmy, sugerowanie łapownictwa, wymuszanie słowne udzielenia świadczenia. Zachowania agresywne przybierały również postać ataku fizycznego, np. uszkodzenia ciała, uszkodzenia ubrania.

W 2020 roku było 13 zgłoszeń, które dotyczyły m.in. agresji fizycznej (uszkodzenia ciała, oplucie) i słownej (znieważanie, pomawianie, groźby, szantaż); rzadko zgłaszano wandalizm. W 2021 roku było do tej pory 17 zgłoszeń – głównie o agresji słownej (najczęściej pomawianie i znieważenie, poza tym: groźby, szantaż), pojedyncze o agresji fizycznej i wandalizmie.

Nie są to duże liczby, ale należy pamiętać, że nie wszystkie zgłoszenia składane są do NIL przez MAWOZ, niektóre trafiają bezpośrednio do naszego sekretariatu, ale w tym przypadku statystyka nie jest prowadzona. Ponadto, w większości przypadków zgłoszenia są kierowane lokalnie – do okręgowych izb lekarskich.

Skalę tego zjawiska trudno zmierzyć, ponieważ na pewno nie wszystkie przypadki agresji i hejtu wobec lekarzy i lekarzy dentystów są zgłaszane do samorządu lekarskiego, ale ogólnie rzecz biorąc, obserwujemy spotęgowanie hejtu wobec medyków. Składa się na to m.in. zwiększona aktywność ruchów antyszczepionkowych oraz antycovidowych, o czym na bieżąco i wielokrotnie alarmowaliśmy organy państwa.

Walka z dezinformacją i hejtem musi być systemowa, wsparta przez organy ścigania. Szerzenie dezinformacji, niezgodnej z aktualną wiedzą medyczną, może doprowadzić do spadku zaufania do szczepień i do personelu medycznego, a to niewątpliwie może się przełożyć na tragiczne skutki kolejnej fali pandemicznej. Każdy przejaw agresji i czyn zabroniony wymierzony w medyków w związku z ich opartą na aktualnej wiedzy medycznej działalnością medyczną i prozdrowotną powinny być ścigane z oskarżenia publicznego, gdyż godzą one nie tylko w dobra osób bezpośrednio zaatakowanych, lecz są atakiem na bezpieczeństwo zdrowotne całego społeczeństwa. Przy obecnej bierności organów ścigania możliwe, że uda się zastraszyć lub zniechęcić medyków do propagowania informacji opartych na aktualnej wiedzy medycznej i tym samym nasze społeczeństwo będzie pozostawione na pastwę osób siejących dezinformację i hejt. W ostatnim apelu do Premiera RP Prezes NRL podkreślał, że bierność organów ścigania wobec ruchów antyszczepionkowych i antycovidowych zwiększa zagrożenie życia i zdrowia polskich obywateli.

Ponadto Prezes NRL przekazał niedawno do Kancelarii Premiera kopie postanowień wydanych przez organy ściągania w sprawach dotyczących szeroko rozumianego hejtu wobec lekarzy. Były to przypadki, w których prokuratura nie podjęła ścigania sprawców, co w opinii Prezesa NRL jest wyrazem lekceważenia zjawiska hejtu oraz jego poważnych konsekwencji z punktu widzenia zdrowia publicznego.

30.12.2021
Zobacz także
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta