"W obronie życia"

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Emocjonalny roller-coaster związany ze sprawą Alfiego Evansa jest ciągle na fali wznoszącej, a im wyżej, tym więcej pomyj leje się na sędziów i lekarzy.

Alfie Evans. Fot. FB

Śledzenie losów Alfiego Evansa boli. Nie tylko dlatego, że obiektywnie nie da się ze spokojem patrzeć na to, jak odchodzi niczemu niewinne dwuletnie dziecko, wyglądające – co ważne – może nie na zdrowe, ale całkiem nieźle sobie radzące. Trudno też przejść obojętnie obok niewątpliwego cierpienia jego rodziców, którzy sami dopiero niedawno przestali być dziećmi.

Śledzenie losów Alfiego Evansa boli, bo zupełnie znienacka – choć przecież nie po raz pierwszy – w przestrzeni publicznej (media i internet są przestrzenią publiczną) doszło do tak gwałtownej erupcji hejtu, oskarżeń, nienawiści i – last but not least – zwyczajnej podłości i głupoty, że zdrowy człowiek musi się czuć zaniepokojony.

Publicyści i prawicowi publicyści grzmią, że Alfie Evans to jedna z pierwszych ofiar cywilizacji śmierci, której nie dość cierpienia abortowanych dzieci, która sięga po dzieci urodzone, które mogą żyć „miesiącami lub latami”. Fakt, że po odłączeniu od aparatury chłopiec od kilkudziesięciu godzin oddycha samodzielnie, jest „niepodważalnym dowodem” na to, że jego „odważne ciało” walczy o życie. Mówią to i piszą osoby, nie mające nic wspólnego z medycyną. Ba, takie, które nawet nie otarły się o rozważania etyczne dotyczące uporczywej terapii i godności życia ludzkiego.

Nie jestem etykiem, nie jestem ontologiem, nie jestem filozofem i nie jestem lekarzem. I dlatego w ogóle nie rozważam, dlaczego lekarze ze szpitala w Liverpoolu podjęli taką, a nie inną decyzję, pod którą podpisali się inni lekarze – biegli. Nie jestem prawnikiem wykształconym w Wielkiej Brytanii, więc nie zajmuję się egzegezą orzeczeń kolejnych sądów i trybunałów.

Mogę się zastanawiać, dlaczego Brytyjczycy nie „machnęli ręką”. Nie zapakowali małego Alfiego i jego kłopotliwych rodziców do podstawionego przez Watykan samolotu, oddychając z ulgą, że problemem będą się teraz zajmować w odległym i katolickim Rzymie. Na koszt włoskiego, nie brytyjskiego podatnika, bo chłopiec dostał obywatelstwo włoskie. NHS zaoszczędziłby funty, szpital pozbyłby się kordonu policjantów i zakłócających spokój personelu i innych pacjentów tłumów pikietujących. Z pokorą przyjmuję, że lekarze i sąd ocenili, że transport mógłby chłopcu tylko zaszkodzić. W jednym z ostatnich orzeczeń jest to napisane wprost.

Obawiam się, że Polakom trudno zrozumieć – i jeszcze trudniej zaakceptować – nieustępliwość brytyjskiego systemu, który nie uznaje supremacji praw rodziców nad prawami dziecka. Myślimy kategoriami władzy rodzicielskiej. Tylko trochę przerysowując, duża część Polaków byłaby bardziej gotowa podważenia dogmatu o nieomylności papieża niż dogmatu o nieomylności rodziców (gdyby taki był). Na szczęście w tej sprawie mówią z Franciszkiem jednym głosem, choć zapewne niekoniecznie z tych samych powodów.

Ale wróćmy do faktów. Oto przed kamerami staje Tom Evans, 21-letni ojciec chłopca, i zarzuca lekarzom „błędną diagnozę”, mówiąc że rozważa oskarżenie specjalistów o spisek mający na celu doprowadzenie do śmierci jego syna. Oskarża lekarzy o próbę morderstwa. Podobno doradził mu taki krok student prawa z organizacji pro-life.

Nie mówimy o przypadkowych lekarzach. Alfie Evans od kilkunastu miesięcy (od końca 2016 roku) jest pod opieką tej samej placówki. Lekarze i inni pracownicy szpitala miesiącami, dzień po dniu, starali się zdiagnozować problem zdrowotny chłopca i ulżyć mu w cierpieniu. W tej chwili muszą odpierać zarzuty o podawanie leków bez zgody rodziców. Polscy internauci spod znaku Stop-Nop, witaminy lewoskrętnej i wlewów z czystka mają używanie: mnożą się teorie, że chłopiec był poddany terapiom eksperymentalnym, a teraz koncerny farmaceutyczne (!) naciskają na szybką sekcję zwłok, żeby zobaczyć efekty podawania substancji chemicznych. Nie brakuje też wątków szczepiennych – chłopiec „normalnie się zachowujący” miał zapaść na tajemniczą chorobę po wizytach szczepiennych.

Czy właśnie dotarliśmy na skraj zdrowego rozsądku, przed nami wyłącznie przepaść absurdu? Okazuje się, że zawsze można wykonać duży krok naprzód – detektyw Krzysztof Rutkowski w mediach społecznościowych ogłasza, że jego „agenci” właśnie odlatują do Liverpoolu. Emocjonalny roller-coaster ciągle na wznoszącej, a im wyżej, tym więcej pomyj leje się na sędziów i lekarzy. Obrońcy świętości życia (nie wszyscy, ale liczni) lekarzom (mordercom, hienom, partaczom) życzą „długiej i bolesnej agonii”, „żeby zdechli w cierpieniu”. Sędziom – sprzedajnej kaście – tego samego.

Można powiedzieć – nic nowego, dobrze to znamy. I w Polsce zdarzały się i zdarzają sytuacje mnożenia pod adresem lekarzy najcięższych oskarżeń (tak, o morderstwo też), zaś w sytuacji, gdy „ofiarą” było dziecko – rozpętywania internetowo-medialnej histerii, noszącej wszelkie znamiona linczu.

To, co różni Polskę i Wielką Brytanię, to szybkość reakcji wymiaru sprawiedliwości. Nad Wisłą lżyć i snuć teorie spiskowe można w zasadzie bezkarnie. Gdy poszkodowany składa wniosek do prokuratury albo zawiadamia policję, po kilku tygodniach lub miesiącach dostaje zawiadomienie o umorzeniu sprawy ze względu na niską społeczną szkodliwość czynu. Pozostaje długa i kosztowna droga dochodzenia swoich praw na drodze cywilnej.

W Liverpoolu policja właśnie ostrzegła, że wszystkie wpisy i komentarze w sprawie są monitorowane, a autorów tych, którzy przekroczą granicę (mowa nienawiści, nawoływanie do przestępstwa, stalking, próby zastraszania) spotkają konsekwencje prawne.

27.04.2018
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta