Pochwała dialogu, czyli wieczne déjà vu

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Déjà vu to nic innego, jak psoty naszego mózgu. Człowiek doświadcza ich incydentalnie. Chyba, że zajmuje się zawodowo ochroną zdrowia – wtedy częściej, by nie rzec: permanentnie.

Minister zdrowia Łukasz Szumowski. Fot. Przemysław Wierzchowski / Agencja Gazeta

Choćby dziś, w dniu w którym minister zdrowia przedstawił Komitet Organizacyjny oraz Radę Programową ogólnonarodowej debaty o kierunkach zmian w ochronie zdrowia. Kilkadziesiąt dobrze znanych nazwisk (a na tym nie koniec, bo Rada Programowa jest otwarta, a będą też jeszcze zespoły robocze, podstoliki etc.) przez ponad rok będzie się pochylać nad problemami systemu ochrony zdrowia, wsłuchując się w głos swoich środowisk oraz – jak podkreślał minister Łukasz Szumowski – obywateli, by po kilku tematycznych debatach, w czerwcu 2019 roku przedstawić dokument „Zdrowie 2020”. Tak, w największym skrócie i koniecznym uproszczeniu można podsumować start ODoKZwOZ).

Że to już było? Okrągły stół (2004-2005), biały szczyt (2008)? Cykl dyskusji wyjazdowych prof. Mariana Zembali w ciągu jego kilkumiesięcznej misji w resorcie zdrowia? Podobno lubimy te piosenki, seriale i filmy, które znamy. Zresztą sam minister Łukasz Szumowski podczas konferencji prasowej nie ukrywał, że w przeszłości były organizowane podobne przedsięwzięcia. Dlaczego, po pierwsze, nie można sięgnąć do ich konkluzji (te, przynajmniej w przypadku białego szczytu były całkiem sensowne i zostały – pewnie właśnie dlatego – całkowicie zignorowane)? Wnioski, do jakich doszli wówczas eksperci, przez dziesięć lat się zdezaktualizowały – zdaje się uważać szef resortu zdrowia. I wprost mówi, że choć może rzeczywiście rozpisana na kilkanaście miesięcy debata nie jest pomysłem oryginalnym, to w nowej rzeczywistości – czyli „bezprecedensowego wzrostu nakładów” – jest potrzebna.

Trudno podważać sensowność i potrzebę dialogu. Trudno kwestionować dobrą wolę ministra, który – przynajmniej do tej pory – wydaje się przestrzegać zasad fair play i nie sprawia wrażenia, by chciał kogoś (pacjentów, lekarzy, pracowników ochrony zdrowia), mówiąc kolokwialnie, wystawić do wiatru. Jeśli tak się stanie, to raczej bez woli i bez zamysłu szefa resortu zdrowia. Na skutek twardych reguł, rządzących polityką. I ekonomią.

Minister stwierdził, że ustawa 6 proc. PKB zakłada, iż w latach 2018-2024 na ochronę zdrowia zostanie wydanych ok. 830 mld zł. To kolejna pozycja na liście „wielkich liczb”. Do tej pory były minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wybijał oręż z ręki sceptykom, szermując kwotą 530 mld zł w ciągu dziesięciu lat, oznaczającą domniemany (bo chyba jednak nie policzony) wzrost nakładów. 830 mld zł brzmi jeszcze bardziej onieśmielająco, nawet jeśli szybko (i z konieczności „na oko”) policzymy, że lekko licząc 630 mld zł z tej kwoty to zsumowane przychody systemu – NFZ plus budżet państwa – przez kolejne siedem lat, nieuwzględniające ustawy 6 proc. PKB. 200 mld zł w ciągu siedmiu, a tak naprawdę sześciu (bo w tym roku przyrost nakładów będzie raczej symboliczny) to ogrom pieniędzy – a my ciągle nie znamy odpowiedzi, w jaki sposób zostanie on sfinansowany. Mowa nie tylko o miliardach, ale dziesiątkach miliardów złotych rocznie.

W tym kontekście niepokoi milczenie premiera Mateusza Morawieckiego na konwencji Prawa i Sprawiedliwości. Z wielką pompą zapowiedziano projekty, które będą realizowane w najbliższych latach, a których łączny koszt (mowa o obniżeniu CIT dla najmniejszych firm, całym programie Mama plus, elastycznych składkach ZUS dla małych firm) eksperci szacują na 4,5 mld zł rocznie. Łączny koszt! Można więc założyć, że dadzą się zrealizować. Zwiększenie finansowania ochrony zdrowia – to koszt kilka, a wkrótce dziesięć i więcej razy (biorąc za dobrą monetę szacunki resortu) wyższy.

Trudno też podważać sensowność przygotowania długofalowej strategii dla ochrony zdrowia. I również przyjętej metodologii – takie strategie rzeczywiście najlepiej wykuwają się w debatach i starciach poglądów. Pod warunkiem, że nie są niczym – żadnymi politycznymi założeniami – ograniczone.

I tu pojawia się kolejne, fundamentalne, zastrzeżenie. Skład Rady Programowej – choć zasiada w niej wiele zacnych i godnych szacunku osób – nie jest reprezentatywny. Mówiąc wprost, jest mocno niereprezentatywny. Wystarczy policzyć, ilu w niej czynnych polityków partii rządzącej i osób związanych z PiS, ile – politycznych (ale przede wszystkim ideowych) adwersarzy. Jeszcze bardziej rzuca się w oczy brak przedstawicieli samorządów terytorialnych. – Nic o nas bez nas – chciałoby się powiedzieć. Gdyby nie to przykre uczucie, że przecież to już było.

19.04.2018
Zobacz także
  • Debata na zdrowie
  • Szumowski: ochrona zdrowia jest priorytetem
  • "Udajemy, że mamy wszystko"
  • Premier: zaniedbania w ochronie zdrowia są ogromne
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta