Samarytanka

Karolina Krawczyk

– Każde dziecko, które przychodzi do mojego gabinetu, czegoś mnie uczy. Tak samo jest, gdy jestem na misjach. Tam się więcej dostaje niż daje - mówi dr n. med. Aleksandra Kosmęda, pediatra i alergolog, nagrodzona w plebiscycie „Miłosierny samarytanin” organizowanym przez Wolontariat św. Eliasza z Krakowa.

Dr Aleksandra Kosmęda w placówce misyjnej. Fot. arch. pryw.

Karolina Krawczyk: Została Pani wyróżniona w plebiscycie „Miłosierny Samarytanin”. Jak Pani się czuje z taką nagrodą?

Dr n. med. Aleksandra Kosmęda: Czuję się... dziwnie. Myślę, że ta nagroda należy się osobom o wiele bardziej miłosiernym niż ja. Bardzo się z niej cieszę, bo to jest jakaś forma bycia docenioną, ale momentami dopadają mnie myśli, że ta nagroda jest na wyrost. To bardzo miłe mieć świadomość, że ktoś mnie zgłosił do tego plebiscytu, ktoś na mnie głosował, że robię coś, co jest potrzebne drugiemu człowiekowi. Za to dziękuję tym, którzy mi zaufali.

Na swoim facebookowym profilu napisała Pani, że ta nagroda jest zobowiązaniem na przyszłość.

Tak. Bo ja wyobrażam sobie, że miłosierny samarytanin to ktoś, kto jest krystaliczny. A ja, no cóż... Mam swoje słabe strony. Pisałam o zobowiązaniu, bo to, że dostałam to wyróżnienie oznacza, że ktoś pokłada we mnie nadzieję. Nagroda jest dla mnie bodźcem, że to, co robię, ma sens i warto realizować to dalej.

Ma Pani za sobą - oprócz codziennej pracy - kilka wyjazdów misyjnych.

Tak. Podróżowałam do Zambii i Etiopii i na pewno w dalszym ciągu chciałabym wyjeżdżać. Podczas jednej z podróży do Zambii towarzyszyła mi moja szesnastoletnia córka. Cieszę się, że mogłam jej pokazać inny świat, inną rzeczywistość.

Nigdy wcześniej nie myślała Pani o misjach?

Do Afryki chciałam pojechać zawsze, ale myślałam o tym raczej w kategoriach jakiegoś odległego snu. Zajmowałam się pracą naukową, założyłam rodzinę, pojawiły się dzieci. Afryka była bardzo odległą myślą. Jednak gdy zobaczyłam to ogłoszenie, zrozumiałam, że powinnam podążać za pragnieniem pojechania tam.

Jak Pani trafiła na placówkę misyjną?

Przez tak zwany przypadek. W poradni, w której pracowałam, wisiało ogłoszenie, na którym było napisane, że poszukiwani są lekarze na wyjazd misyjny do domu dziecka w Kasisi w Zambii. Wśród pożądanych specjalizacji była także pediatria. Poczułam, że ta kartka wręcz do mnie mówiła. Skontaktowałam się z kierownictwem poradni, dzieląc się moim pomysłem. Bardzo szybko spotkałam się z s. Mariolą Mierzejewską, przełożoną tamtejszego domu dziecka, która akurat była w Polsce. Pamiętam, że siostra bardzo szybko powiedziała o mnie: „ona jest nasza”. I rzeczywiście - nie minęło pół roku, a już byłam w Zambii. Dotychczas byłam tam cztery razy, a w Etiopii raz. Za wyjazd do Etiopii była odpowiedzialna Fundacja Innovaid.

Jak wyglądał Pani zwyczajny dzień w zambijskim sierocińcu?

Za każdym razem w Kasisi mieszkałam kilka tygodni - czasem trzy, czasem sześć, innym razem miesiąc. Muszę przyznać, że siostry, które tam pracują, są niesamowite. To nie jest tak, że przyjazd lekarza jest jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem i jedyną możliwością leczenia dzieci. One wykonują dokładnie tę samą pracę, kiedy lekarzy nie ma. My, skoro już tam jesteśmy, po prostu im pomagamy. Siostry świetnie sobie radzą. Co więcej, nawet ja się od nich uczyłam na temat chorób, których nigdy wcześniej nie widziałam, np. malarii. Nie miałam konkretnych godzin pracy. Gdy była potrzeba, po prostu działałam.

Czym się głównie Pani zajmowała?

Tak naprawdę w Kasisi były dokładnie te same przypadki, które znam z poradni, czyli np. ciało obce w uchu czy w nosie (jak to z małymi dziećmi bywa). Bywały dni, gdy niemalże połowa domowników była chora, bo krążył jakiś wirus. Dużo dzieci jest także nosicielami wirusa HIV, są dzieci z AIDS, z gruźlicą, z ciężkim zapaleniem płuc. Były też przypadki ciężkie, jak np. dziewczynka ze wstrząsem, z drgawkami. Zdarzały się padaczki czy przypadki ospy wietrznej. Inaczej mówiąc - wszystko to, co mam na co dzień, a do tego przypadki chorób tropikalnych.

Dom dziecka, w którym Pani była, wspierany jest także przez działalność polskiej Fundacji Kasisi. Jak mogłaby Pani opisać zmiany, które zaszły w sierocińcu dzięki płynącemu z Polski wsparciu?

Działanie Fundacji Kasisi widać gołym okiem. Jest więcej miejsca, są nowe budynki, dzieci mają zupełnie inne jedzenie na talerzach i noszą inne ubrania. Ponadto jest łatwiejszy dostęp do leków. Od momentu mojego pierwszego pobytu w Zambii dom dziecka w Kasisi przeszedł zmianę jakościową. Dziś nie ma problemu, by wysłać dziecko do szpitala, choć każdy dzień hospitalizacji kosztuje. Te rachunki pokrywa w znacznej mierze właśnie Fundacja Kasisi, czyli po prostu wszyscy ci, którzy dokonali wpłat czy podjęli „adopcję” na odległość.

Od zawsze Pani wiedziała, że chce zostać lekarzem?

Tak. Jedynie w liceum miałam moment zawahania, ale nie trwało to długo. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Pracując jako pediatra, codziennie spełniam swoje marzenia. To dla mnie ogromny dar. Ja swojej pracy nie traktuję jako pracy, ale jako pasję. Od początku studiów starałam się robić wszystko, by jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi. Uwielbiam je, uczę się od nich niesamowicie dużo. Każde dziecko, które przychodzi do mojego gabinetu, czegoś mnie uczy. Tak samo jest, gdy jestem na misjach. Tam się więcej dostaje niż daje. Dostaje się taką dawkę miłości i energii, której nigdzie indziej nie można spotkać i doświadczyć. To nie jest tak, że my tylko coś dajemy. Służąc, dostajemy podwójnie! Tak naładowani, możemy tę siłę, energię i miłość podawać dalej. Tak to działa.

Jednak bycie lekarzem oznacza także trudne momenty w pracy.

Wiadomo, że czasem dopada mnie zmęczenie. Najtrudniej jest, gdy nie mogę przyjąć wszystkich potrzebujących pacjentów, gdy docieram do granic swoich możliwości i nie mam sił. Czasem muszę odmawiać, bo nie jestem w stanie pracować za dziesięć osób.

Co jest dla Pani najważniejsze w pracy?

To, że mogę codziennie spełniać swoje marzenia, wychodzić naprzeciw innych ludzi i im pomagać.

Rozmawiała Karolina Krawczyk

29.03.2018
Zobacz także
  • Umuganga Margerite
  • Misja Muthale
  • Misja to praca od świtu do nocy
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta