Polscy lekarze potrzebują wsparcia i bez wątpienia bardzo by się nam przydali lekarze z Indii, Nepalu, z krajów Zatoki Perskiej czy Izraela – mówi Maciej Hamankiewicz, prezes NRL.
Prezes NRL Maciej Hamankiewicz. Fot. Włodzimierz Wasyluk
Małgorzata Solecka: Rząd pracuje nad dwoma projektami rozporządzeń otwierających szerzej rynek pracy dla obywateli państw spoza Unii Europejskiej. Również dla pracowników z branży medycznej. Wicepremier Jarosław Gowin poinformował właśnie, że już po świętach Wielkanocnych przedstawi do konsultacji projekt ułatwiający lekarzom spoza UE podejmowanie w Polsce pracy.
Maciej Hamankiewicz: Jeśli rząd zamierza zlikwidować sztuczne utrudnienia, jakie piętrzą się przed lekarzami, którzy chcą wykonywać zawód w Polsce, można tylko przyklasnąć. Ale unikałbym słowa „ułatwianie”, bo nie o ułatwianie przecież chodzi. Nie chodzi o to, by w Polsce było łatwo zostać lekarzem, żeby każdy, kto skończył uczelnię medyczną w jakimkolwiek zakątku świata, mógł leczyć pacjentów.
Ale zgadza się Pan, że takie działania są potrzebne?
Likwidacja sztucznych barier? Oczywiście. Polscy lekarze potrzebują wsparcia i bez wątpienia bardzo by się nam przydali lekarze z Indii, Nepalu, z krajów Zatoki Perskiej czy Izraela. Nie widzę żadnych przeciwskazań, zwłaszcza że obywatele tych państw chętnie są rekrutowani np. przez brytyjski system ochrony zdrowia.
Ministerstwo Nauki rozważa zmiany w obowiązku nostryfikacji dyplomu.
Byłbym bardzo ostrożny, bo nie wszystkie uczelnie na świecie kształcą na jednakowym czy porównywalnym poziomie. Nostryfikacja pozwala zweryfikować bardzo podstawowy poziom wiedzy. Natomiast zgodzę się, że zmiany w tym obszarze są i możliwe, i potrzebne. W tej chwili za nostryfikację dyplomów odpowiada osiem uczelni medycznych i każda z nich robi to na własną rękę. Wymagania są bardzo zróżnicowane. Może więc ujednolićmy zasady i powierzmy to zadanie samorządowi lekarskiemu?
Przy czym, podobnie jak walczyliśmy i walczymy o jawność pytań z egzaminów lekarskich – bo po wygranej przez nas sprawie przed Trybunałem Konstytucyjnym złożyliśmy kolejną skargę na działania ministra zdrowia – oczywiście pytania z egzaminu nostryfikacyjnego również byłyby jawne. Każdy mógłby się przekonać, czy egzamin jest dla niego łatwy czy trudny.
Rząd wydaje się największe nadzieje pokładać w tym, że przyjadą do nas lekarze z Ukrainy.
Nie ma znaczenia skąd przyjadą, ważne jest to, by mieli odpowiednią wiedzę. A różnice w systemie kształcenia, również podyplomowego, są ogromne. Trzeba więc dobrze sprawdzić, czy na rzeczonej Ukrainie niektóre specjalizacje nie są poprzedzone wyłącznie półrocznym kursem. W Polsce kształcenie specjalisty trwa minimum pięć lat.
Oczekujemy, że minister zdrowia i rząd będą działać po stronie pacjentów. Sprowadźmy do Polski dobrych, wykształconych lekarzy.
Ale dlaczego tacy lekarze mieliby podejmować pracę akurat w Polsce? Nie dość, że język bardzo trudny, to jeszcze warunki pracy nienajlepsze.
Sednem sprawy są właśnie warunki pracy w ochronie zdrowia, w tym warunki pracy lekarzy. Jeśli się radykalnie nie poprawią, problemów kadrowych nie rozwiążemy.
Rozmawiała Małgorzata Solecka