Każdy ma prawo wypowiedzieć z wyprzedzeniem umowę o pracę i powoływanie się na spowodowane zagrożenie życia pacjentów nic tu nie zmieni – mówi na łamach "Rzeczpospolitej" Wojciech Kozłowski, radca prawny z kancelarii Dentons. – Pracując ponad miarę, tuszowaliśmy potężne niedobory kadrowe – wskazuje Jarosław Biliński, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
Jarosław Biliński. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Kozłowski dodaje, że choć masowe wypowiadania klauzuli opt-out uniemożliwia skompletowanie obsługi oddziałów i całych szpitali, nie da się udowodnić ich związku z zagrożeniem życia pacjentów ani bezprawności samego wypowiedzenia. – Oczywiście przewiduję, że władza może oskarżyć lekarzy wypowiadających klauzulę o zagrożenie zdrowia i życia pacjentów, ale te działania będą miały charakter jedynie groźby faktycznej, nie uzasadnionej prawnie.
Jak informuje Ministerstwo Zdrowia, do 28 grudnia opt-out pozwalający na pracę powyżej ustalonych w kodeksie pracy 38 godzin w tygodniu złożyło 3528 lekarzy, w tym 1877 rezydentów. Porozumienie Rezydentów OZZL uważa, że wypowiedzeń było co najmniej tysiąc więcej.
– Jednak już tych 3,5 tys. lekarzy to nawet połowa tych, którzy mogli wypowiedzieć klauzulę. Zgodnie z rejestrem lekarzy Naczelnej Izby Lekarskiej w szpitalach pracuje obecnie 23 062 lekarzy, z których spora część zatrudniona jest na pół etatu, a blisko 75 proc. na umowy cywilnoprawne – tłumaczy dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
– Pracując ponad miarę, tuszowaliśmy potężne niedobory kadrowe. Mamy dość – mówi Jarosław Biliński i dodaje: – Zmienił się paradygmat: młodsze pokolenia chcą żyć, spędzać czas z rodziną, rozwijać się. Nie jesteśmy robotami.