W najbliższą środę w Małopolsce lekarze zaprotestują czynnie. Podczas zjazdu regionalnego OZZL zdecydowano, że będzie to „dzień bez lekarza”. Jak na tę formę protestu zareaguje Konstanty Radziwiłł, który dziesięć lat temu wspierał protestujących w ten sam sposób lekarzy?
Z prawej przewodniczący Regionu Małopolskiego OZZL Piotr Watoła, w środku przewodniczący ZK OZZL Krzysztof Bukiel. Zdjęcie z protestu OZZL i innych związków zawodowych pod MZ we wrześniu 2013 r. Fot. Włodzimierz Wasyluk
W Małopolsce w środę szpitale mają, według zaleceń zjazdu, pracować w trybie dyżurowym, bez udziału stażystów i rezydentów. Poradnie mają pozostać zamknięte.
Delegaci na zjazd sprawozdawczo-wyborczy stwierdzili, że w pełni popierają żądania protestujących od 2 października rezydentów. Opowiedzieli się za utrzymaniem i rozszerzaniem o kolejnych lekarzy protestu głodowego. – Lekarze podjęli też decyzję o ogłoszeniu środy "dniem bez lekarza" w poradniach i szpitalach – poinformował Piotr Watoła, przewodniczący Regionu Małopolskiego OZZL. Protest w tej formie dotyczy wyłącznie Małopolski i jest oddolną inicjatywą zjazdu regionalnego.
– To efekt braku odpowiedzi rządu na postulaty naszych kolegów – podkreślał Watoła dodając, że decyzję o wzięciu bądź nie udziału w akcji „Dzień bez lekarza” każdy z medyków podejmie sam, zgodnie ze swoim sumieniem. – To nie jest akcja organizowana przez OZZL, ale myślę że wszyscy ją poprą, bo jest słuszna.
W mediach społecznościowych lekarze tłumaczą, że jednodniowy protest nie zagrozi bezpieczeństwu pacjentów – ci, którzy wymagają natychmiastowej lub szybkiej interwencji medycznej, pomoc otrzymają w szpitalach.
Warto przypomnieć, że gdy w 2007 roku lekarze w całej Polsce protestowali właśnie w ten sposób – poradnie były zamknięte, szpitale odwoływały część planowych zabiegów i operacji, a część medyków nie ograniczała się do wzięcia urlopu, lecz złożyła wypowiedzenia z pracy – ówczesny prezes Naczelnej Rady Lekarskiej w pełni popierał protestujących lekarzy. W sprawozdaniu z posiedzenia Krajowego Komitetu Strajkowego OZZL z dnia 6 czerwca 2007 roku czytamy: „Konstanty Radziwiłł, popierając postulaty strajkujących lekarzy, wyraził również poparcie dla akcji zwalniania się z pracy i tzw. ‘autoprywatyzacji’, zapewniając o pomocy prawnej i finansowej izb lekarskich dla lekarzy w tym zakresie”.
W stanowisku Prezydium NRL z maja 2007 roku, podpisanym przez Konstantego Radziwiłła, czytamy z kolei: „Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej z niepokojem obserwuje sytuację w ochronie zdrowia związaną ze strajkiem lekarzy. Prezydium przypomina, że postulaty płacowe zgłaszane przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy są jednoznaczne z oczekiwanym poziomem minimalnych wynagrodzeń lekarskich określonym przez VIII Krajowy Zjazd Lekarzy w 2006 r. (…) Prezydium zwraca się do władz Rzeczypospolitej o poważne potraktowanie lekarskich protestów i natychmiastowe podjęcie działań mających na celu szybkie zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, a także rzeczywistych kroków w kierunku reformy systemu ochrony zdrowia”.
Dziesięć lat temu obecny minister zdrowia miał pomysł, skąd wziąć pieniądze na natychmiastowe podwyższenie płac lekarzom o 2 tysiące złotych. „Możliwa jest praktycznie natychmiastowa realizacja kompromisowej propozycji OZZL sfinansowania wzrostu wynagrodzeń z rezerwy 1 mld zł powstałej w Narodowym Funduszu Zdrowia w 2006 r. Wbrew obliczeniom publikowanym przez Rząd, kwota ta byłaby wystarczająca na zwiększenie wynagrodzeń wszystkich lekarzy o około 2000 zł miesięcznie już w bieżącym roku”.
Zaś w felietonie w „Gazecie Lekarskiej” (czerwiec 2007 roku) Konstanty Radziwiłł stawiał kropkę nad „i”: „Strajk. W zasadzie od dawna było wiadomo, że musi do niego dojść. Ale też mieliśmy trochę nadziei, że przynajmniej jakiś sygnał ze strony rządu doprowadzi do sytuacji, w której przynajmniej jeszcze na pewien czas będzie można wstrzymać machinę strajkową. Niestety, rząd do ostatniej chwili zachowywał się, jakby liczył, że stanie się cud i sprawy same rozejdą się po kościach. Temu oczekiwaniu towarzyszyły zmasowane, przynajmniej w części mające swoje źródło w instytucjach państwowych, przejawy szkalowania środowiska lekarskiego oskarżanego skwapliwie przez liczne media o wszystkie grzechy świata. Nie powiodła się akcja dezawuowania żądań lekarzy. Obecnie mamy w Polsce do czynienia z niespotykaną od dawna akceptacją społeczną dla podwyżek wynagrodzeń lekarskich (także poprzez zmniejszenie wydatków NFZ na kontraktowanie świadczeń zdrowotnych, podwyższenie składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne, a nawet wprowadzenie dopłat do świadczeń)”.
W tej chwili minister uważa, że oczekiwania płacowe młodych lekarzy są „nie do spełnienia”, nie tylko jeśli chodzi o wysokość wynagrodzeń. – Oczekiwania lekarzy, żeby wykorzystać na sfinansowanie tych podwyżek całą rezerwę finansową NFZ, są moim zdaniem ze społecznego punktu widzenia zupełnie nie do zaakceptowania – mówił po kolejnej turze rozmów z rezydentami. – Te środki powinny być przeznaczane na świadczenia zdrowotne.