Szpitale pierwszego, drugiego i trzeciego poziomu, które weszły do sieci szpitali, już zastanawiają się, jak podołać obowiązkowi nałożonemu przez ustawę i zabezpieczyć funkcjonowanie nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Lekarze zaś zastanawiają się, w jaki sposób nie dopuścić do obciążenia ich nowymi obowiązkami.
Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Gazeta
Minister zdrowia podczas środowego spotkania z dziennikarzami potwierdził, że wszystkie szpitale „sieciowe” z pierwszych trzech poziomów będą miały obowiązek prowadzenia, obok SOR i Izby Przyjęć, również poradni NiŚPL. – Nie będzie to jednak taka nocna pomoc lekarska, jak w tej chwili – zastrzegł Konstanty Radziwiłł. – W poradni będą mogli przyjmować pacjentów lekarze dyżurujący na poszczególnych oddziałach szpitalnych. Nie będzie też obowiązku świadczenia wyjazdowej pomocy.
Efektem powstania poradni ma być skrócenie kolejek w szpitalnych oddziałach ratunkowych. - To jest wyzwanie cywilizacyjne – mówił kilka dni temu w Szczecinie minister Radziwiłł, dodając, że nie może być akceptacji dla dantejskich scen, które dzieją się na Izbach Przyjęć i SOR-ach.
Problem polega na tym, że choć minister chce rozwiązać realny problem, już na etapie stawiania diagnozy mija się z faktami. – Na SOR-ach pojawiają się pacjenci, którzy z takich czy innych powodów nie dotarli do swojego lekarza POZ – mówił Konstanty Radziwiłł. Praktycy, lekarze pracujący w szpitalnych oddziałach ratunkowych twierdzą, że tacy pacjenci owszem, są. Ale znacznie większą grupę stanowią ci, którzy od swojego lekarza POZ usłyszeli, że potrzebują konsultacji specjalisty lub specjalistycznych badań. – Często sam lekarz mówi, że w przychodni trzeba będzie długo czekać, więc lepiej zgłosić się na SOR. Ale sami pacjenci też starają się pokonać zapory, jakie stawia system, i szukają dojścia do badań w szpitalu.
Takim pacjentom szpitalna poradnia NiŚPL nie pomoże.
Dla szpitali zaś nowe obowiązki to kolejny kamień młyński. Dyrektorzy zastanawiają się za co (a często również gdzie) urządzić nową poradnię i dostosować ją do potrzeb – w zależności od charakteru placówki – kilkudziesięciu lub nawet kilkuset osób, które zwłaszcza w ciągu weekendu mogą się w poradni pojawić. Na tworzenie nowych poradni nie ma pieniędzy, ale ministerstwo zapewnia, że NPL będzie finansowania odrębnie, nie w ramach ryczałtu. Zaś tym, którzy martwią się kwestiami lokalowymi, podpowiada, że poradnie NPL mogą funkcjonować w tych samych gabinetach, w których zostaną urządzone (lub już działają) poradnie specjalistyczne, które po godzinie 18.00 oraz w weekendy i święta stoją puste.
Największym problemem, dla wielu dyrektorów nie do pokonania, mogą się okazać kadry. Słowa ministra o możliwości „ściągania” lekarzy z oddziałów do pacjentów w poradni NPL kwitują śmiechem. – Są dwie możliwości. Albo minister nie wierzy, że pacjenci odpłyną z SOR do NPL i uważa, że w nowych poradniach będą pojawiać się sporadycznie, bo wtedy rzeczywiście można byłoby myśleć o przywoływaniu lekarza z oddziału. Albo minister wierzy, że lekarz potrafi być w jednym czasie w dwóch miejscach, zabezpieczać pacjentów na oddziale i kilka godzin odciążać kolegów z SOR – mówi dyrektor dużego, specjalistycznego szpitala.
Lekarz tuż po specjalizacji z interny, który od kilku lat ma co najmniej dwa dyżury tygodniowo mówi MP.PL, że Konstanty Radziwiłł podejmuje decyzje, jakby nie miał pojęcia, jak wygląda praca lekarza. – Tak często myślą moi pacjenci. Że skoro jestem w pracy, to nie powinienem spać. Nie spałbym, gdybym do pracy przychodził na osiem czy nawet dziesięć lub dwanaście godzin. Jeśli jestem w pracy 36, 48 godzin, w interesie pacjentów jest to, żebym miał wolną godzinę, dwie i mógł złapać trochę snu. Lekarz nie jest robotem i musi się zregenerować. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jestem na oddziale, skontrolowałem sytuację u pacjentów, chcę się położyć i odbieram telefon, że potrzebują mnie w poradni NPL, bo czeka tłum, a jeden lekarz, który tam przyjmuje, nie daje rady.