Ponad połowa Węgrów byłaby skłonna płacić za wizyty u lekarza, gdyby pieniądze te przeznaczano na rozwój państwowej służby zdrowia - wykazał najnowszy sondaż Publicus Intezet, o którym informował dziennik Magyar Nemzet.
Fot. iStock
56% respondentów zadeklarowało, że byliby gotowi płacić za wizytę u lekarza symboliczną kwotę 300 forintów (nieco ponad 4 zł), a 29% że nie lub raczej nie.
70% badanych zadeklarowało niezadowolenie z sytuacji w służbie zdrowia, a 27% zadowolenie. Według dwóch trzecich sytuacja pogorszyła się w ciągu ostatnich lat, a według 24% poprawiła się.
Prawie połowa (48%) respondentów zadeklarowała, że oni sami lub osoby im bliskie musiały zapłacić lekarzowi pewną sumę za zbadanie lub wykonanie zabiegu w terminie. Tyle samo zapytanych oznajmiło, że aby dostać się do lekarza, zostali wpisani na listę oczekujących.
Zdaniem ponad połowy (56%) ankietowanych za zaistniałą sytuację w służbie zdrowia odpowiada rząd, a według 11% to skutek braku pieniędzy. 7% obwinia o to opozycję lub poprzednie rządy.
Sondaż przeprowadzono w dniach 9-14 marca na próbie 1054 osób.
Według węgierskiego portalu Index.hu od wstąpienia Węgier do UE były takie lata, że więcej lekarzy wyjeżdżało za granicę, niż kończyło studia. Portal pisał pod koniec ubiegłego roku, że w ciągu ostatnich 10 lat wyemigrowało 24 kardiologów (40 pozostało) i 45 chirurgów naczyniowych (100 pozostało). W połowie zeszłego roku w kraju było 2 tys. wakatów lekarskich.
Państwowa służba zdrowia na Węgrzech jest finansowana ze składki zdrowotnej, którą muszą wpłacać wszyscy pracodawcy. Wysokość stawki jest niezależna od wysokości zarobków i wynosi od stycznia tego roku 7 110 ft (niecałe 100 zł).
Jak podkreśliła szefowa Narodowego Forum Chorych Eszter Vidor, Węgry zajmują ostatnie miejsce wśród państw OECD pod względem wydatków na służbę zdrowia w stosunku do PKB - 5,2%.