Rzecznik spółki, która zarządza szpitalem w Białogardzie twierdzi, że media robią sensację z nieszczęśliwego wypadku. Przecież lekarka, która zmarła w czwartej dobie dyżuru, miała do dyspozycji wygodną dyżurkę, poza tym – sama wybrała taki rytm pracy. Prezes NRL prosi dyrekcję placówki o wyjaśnienie okoliczności tragedii, a Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że „system pracy lekarza jest dosyć specyficzny i podobny na całym świecie – lekarze dyżurują, są do dyspozycji pod telefonem, przyjmują w prywatnych gabinetach”.
Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Gazeta
Prokuratura Rejonowa w Białogardzie prowadzi śledztwo w sprawie śmierci lekarki. Zostaną przesłuchani pracownicy szpitala, administracji, zostanie przeprowadzona sekcja zwłok.
Wszystko wskazuje jednak na to, że winnych nie będzie. Sytuacja z punktu widzenia prawa jest jasna: anestezjolog pracowała na podstawie umowy cywilnoprawnej, więc żadne przepisy kodeksu pracy oraz inne regulacje dotyczące czasu pracy lekarzy jej nie obowiązywały. A spółka Centrum Dializa stoi na stanowisku, że lekarka wręcz nie mogła być przepracowana, bo spędzała czas w dyżurce, wyposażonej w wersalkę, telewizję i internet. – Żeby spełniać wymagania NFZ wszystkie szpitale posiłkują się lekarzami „dochodzącymi”. Doszło do tragedii pani doktor i jej rodziny. Rozumiem, że to dobry przyczynek, by zająć się tym, jak zorganizowana jest służba zdrowia, ale czy pracodawca ma komuś zabronić pracować? My nawet nie mamy takiego prawa. Ona przychodzi, chce świadczyć usługi i je świadczy” – stwierdził w rozmowie z „Faktem” rzecznik spółki Witold Jajszczok.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej złożył wyrazy współczucia rodzinie, przyjaciołom i bliskim zmarłej anestezjolog. „Do dyrekcji placówki w Białogardzie, gdzie zmarła pani doktor, Prezes NRL wystosował 10 sierpnia 2016 r. pismo z prośbą o wyjaśnienie okoliczności tragedii, a także z apelem o właściwą i odpowiedzialną organizację czasu pracy wszystkich lekarzy, również tych pozostających na kontraktach” – poinformowało biuro prasowe Naczelnej Izby Lekarskiej.
Oświadczenie dla „Faktu” przygotował również resort zdrowia (MP zwróciła się rano z pytaniami w sprawie Białogardu, ale do popołudnia nie otrzymaliśmy odpowiedzi). Ministerstwo zareagowało na zarzut sformułowany przez przedstawiciela Państwowej Inspekcji Pracy, który stwierdził, że „w kuluarach panuje przekonanie, iż takie rozwiązanie (zatrudnianie lekarzy na kontraktach, z pominięciem ograniczeń czasu pracy – red.) jest aprobowane przez ministerstwo zdrowia.”
„Nie można mówić o aprobacie w żadnej sytuacji, w której nierozsądne zachowanie pracownika służby zdrowia może powodować zagrożenie zdrowia lub życia pacjenta. Tam, gdzie lekarzy jest mało, często powstaje dylemat – brak lekarza w ogóle czy lekarz zmęczony. Zawsze jednak trzeba w pierwszej kolejności ocenić ryzyko i konsekwencje takiej sytuacji i postępować zgodnie ze zdrowych rozsądkiem, mając na uwadze bezpieczeństwo pacjenta” – czytamy w oświadczeniu resortu. Rzeczniczka ministra przypomina również, że „system pracy lekarza jest dosyć specyficzny i podobny na całym świecie – lekarze dyżurują, są do dyspozycji pod telefonem, przyjmują w prywatnych gabinetach.”