Lars Rasmussen. Fot. Johannes Jansson / norden.org, CC BY 2.5 dk
– Zmniejszenie liczby placówek, skrócenie średniego czasu pobytu w szpitalu, ale też lepszy dostęp do ochrony zdrowia i poprawa jakości leczenia – premier Danii Lars Rasmussen na spotkaniu z ekspertami ochrony zdrowia opowiadał, jak z sukcesem udało się jego krajowi zreformować kiepsko działającą ochronę zdrowia.
Duński premier wcześniej pełnił funkcję m.in. ministra zdrowia i odpowiadał za reformę systemu. W spotkaniu uczestniczyli też przedstawiciele największych duńskich firm inwestujących w sektor ochrony zdrowia i IT w Polsce. – Być może Polska będzie chciała skorzystać z niektórych naszych doświadczeń – mówił Lars Rasmussen.
Reformę ochrony zdrowia wprowadzono w Danii dziesięć lat temu, a dziś – także w oparciu o opinie pacjentów – tamtejszy system jest uznawany za jeden z najlepszych na świecie. – Zdecydowaliśmy się na reformy, bo wyzwań było tak dużo, że gruntowna reforma systemu okazała się konieczna. Mieliśmy dłuższy czas oczekiwania na leczenie w porównaniu z innymi krajami o porównywalnym poziomie życia, niższą jakość usług, krótszy przewidywany czas życia – mówił Lars Rasmussen. – Dyskusja dotycząca zdrowia jest obciążona dużą dozą ideologii. Decyzje dotyczące roli sektora prywatnego, zakresu dodatkowych ubezpieczeń, poziomu dostępności leczenia to w dużej mierze decyzje ideologiczne. W Danii udało się uzyskać w tej sprawie konsensus.
Do dziś wysiłek duńskiego rządu, który poprowadził szerokie konsultacje planowanych w ochronie zdrowia reform, są podawane jako modelowy przykład „narady obywatelskiej”. W 2012 r. na zdrowie przeznaczono ponad 11,2 proc. PKB. Jeszcze w 2007 r. było to 9,8 proc. PKB. To zdecydowanie więcej niż wydaje Polska, to oczywiste. Ale też więcej niż wynosi średnia w OECD, a nawet w krajach nordyckich.
Sam system jest finansowany z 6 proc. podatku (bez pośrednika w postaci ubezpieczyciela) i dla użytkownika jest bezpłatny, a dodatkowe usługi (np. fizjoterapia) są finansowane z dodatkowych ubezpieczeń. Wykorzystuje je 40 proc. mieszkańców. Istotna jest rola samorządów regionalnych (reformę ochrony zdrowia wprowadzano równolegle do reformy administracyjnej), które dofinansowują ochronę zdrowia.
Skrócił się czas oczekiwania na usługi, przy czym większość rynku przejęły szpitale publiczne. Wprowadzono jednak zasadę, że jeśli pacjent nie uzyska potrzebnego mu świadczenia w określonym czasie, może skorzystać z systemu prywatnego i liczyć na zwrot kosztów. To bardzo zmobilizowało publiczne szpitale – skrócił się czas hospitalizacji, przy czym równocześnie wprowadzono standaryzację usług i ocenę jakości leczenia.
System jest wspierany przez narzędzia informatyczne: m.in. odpowiednik karty profesjonalisty medycznego (rejestrującej wszystkie udzielane przez niego świadczenia) i system elektronicznej preskrypcji umożliwiającej m.in. wymianę informacji między lekarzami i pracownikami sektora. Sam system jest też w dużym stopniu regulowany: np. lekarze rodzinni są opłacani stawką kapitacyjną i za dostarczane usługi, w oparciu o kontrakty negocjowane dla wszystkich medyków przez ich reprezentację. Z drugiej strony miejsce tworzenia praktyk określają władze regionalne. – W Danii rząd stosuje strategię „płacę i kontroluję” – mówił podczas spotkania z premierem Danii Allan Sogaard Larsen, prezes firmy Falck.
Jak można odnieść te doświadczenia do sytuacji Polski i polskich lekarzy? Polska stoi w przededniu decyzji, w jaki sposób uregulować relacje między sektorem prywatnym a publicznym, jaka będzie rola tego pierwszego w systemie. Nadal brakuje rozwiązań typu e-health, które mogą znacznie obniżyć koszty leczenia i wpłynąć na jego skuteczność, np. motywując pacjenta do ćwiczeń i rehabilitacji po pobycie w szpitalu. – Wobec ograniczonego budżetu wciąż stoimy przed dylematami, która grupa chorych czy poszkodowanych bardziej „zasługuje” na opiekę i leczenie. Trudno mówić tu o jakichś racjonalnych decyzjach, na przykład trudno wytłumaczyć, dlaczego nie istnieje żadna strategia rehabilitacji i przywracania na rynek pracy osób po wypadkach – stwierdził Piotr Pawłowski ze Stowarzyszenia Integracja.
Polskim problemem jest też niewłaściwe przypisanie kompetencji, brak komunikacji między różnymi sektorami i poziomami, nienowoczesne podejście do profilaktyki i rehabilitacji. – Edukatorzy diabetologiczni, których jest w Polsce 2000, nie istnieją w systemie. Decydenci nie widzą dla nich żadnej roli mimo gwałtownego braku profesjonalistów medycznych i mimo zdecydowanie pozytywnych efektów ich pracy – mówiła Beata Stepanow ze Stowarzyszenie Edukacji Diabetologicznej.
Być może – podobnie jak w Danii – wróci w Polsce dyskusja o liczbie podmiotów ochrony zdrowia. – System jest zdezintegrowany. – To częściowo efekt prywatyzacji z lat 90., częściowo długotrwałego braku strategii. Wyzwaniem jest ponowne zintegrowanie systemu, wprowadzenie do niego współpracy między profesjonalistami. Wydaje się, że ten cel popierają decydenci – mówił Adam Kozierkiewicz, ekspert ochrony zdrowia.
Brakuje też, wprowadzonej w Danii (co przełożyło się na spadek liczby podmiotów, ale też wzrost jakości leczenia i skrócenie czasu hospitalizacji), standaryzacji procedur i oceny skuteczności leczenia. – Z prac prowadzonych ze środowiskiem onkologów wynoszę przekonanie, że są oni gotowi na wprowadzanie takiej oceny, daleko idącą standaryzację. Wymusza ona efektywność, ale likwiduje też niepotrzebne usługi – mówił Adam Kozierkiewicz. Dodał jednak, że nie jest przekonany, czy wszystkie środowiska medyczne są równie zainteresowane kontrolą skuteczności leczenia.