Po nowelizacji ustawy o działalności leczniczej samorządy będą mogły płacić za wszystko, na co NFZ nie ma lub nie chce dać pieniędzy - pisze "Gazeta Wyborcza". Ten pomysł budzi kontrowersje.
Kondukt "żałobny" w związku ze śmiercią Szpitala im. Św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy, 8 grudnia 2015 r. Fot. Wojciech Nakenda / Agencja Gazeta- Takie rozwiązanie uprości nam życie - uważa Krzysztof Lewandowski, wiceprezydent Zabrza. Podaje przykład placówki rehabilitacyjnej w mieście, której kontrakt z NFZ jest tak mały, że bez pomocy miasta dawno przestałaby istnieć. - Kłopot polega na tym, że musimy bardzo główkować, jak to wymyślić, żeby móc dać jej pieniądze na leczenie, skoro przepisy pozwalają finansować tylko profilaktykę - tłumaczy Lewandowski.
- Już widzę tę presję mieszkańców: miasto płaci za kulturę, a przecież my czekamy do kardiologa już pół roku. Miasto płaci za nową drogę, a moje dziecko potrzebuje rehabilitacji. Presja społeczna będzie ogromna. Poza tym to niezgodne z ustawą o samorządzie terytorialnym - krytykuje była wiceminister zdrowia Anna Knysok, dyr. Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie.
Adam Kozierkiewicz przypomina, że już rząd Hanny Suchockiej prowadził eksperyment z samorządową służbą zdrowia. Miasta płaciły i ich mieszkańcy mieli leczenie za darmo, ale jak do lekarza w mieście przyjechał ktoś ze wsi, to musiał kupować cegiełkę. - Poza tym jedne gminy są bogatsze, a inne biedniejsze. Będzie nierówność, tak jak w Hiszpanii czy Włoszech, gdzie tylko bogate regiony fundują mieszkańcom darmowe leczenie zębów - ostrzega ekspert.
- Szpitale mają długi, bo brakuje pieniędzy na zdrowie. W budżecie NFZ ubędzie ich jeszcze po podwyższeniu kwoty wolnej od podatku. Samorządy też z tego powodu będą miały mniejsze wpływy. Tymczasem rząd, który obiecywał poprawę w zdrowiu, chce to teraz zrobić cudzym kosztem. Nie zgodzimy się na to. Od czasów reformy samorządowej nie dostaliśmy ani złotówki na zdrowie - podkreśla Marek Wójcik ze Związku Powiatów Polskich.