Obowiązujący system służby zdrowia powoduje, że znaczna część pieniędzy z naszych składek jest po prostu rozkradana. Mało tego - lekarze i szpitale uczciwie zdobywający pieniądze są spychani z rynku. Nie zmieni tego nowa ustawa przygotowywana przez rząd. Przygotowała ją ta sama ekipa, która stworzyła ustawę Łapińskiego.
Rząd ma przyjąć jutro projekt ustawy o świadczeniach zdrowotnych. Nie znajdzie się w nim zapis o pobieraniu opłat od pacjentów w przychodniach i szpitalach. Tymczasem takie opłaty albo już obowiązują, albo są wprowadzane w większości krajów europejskich.
Zmiany są projektowane dla biednego systemu zdrowotnego działającego w biednym kraju o nieustabilizowanej sytuacji politycznej - tak eksperci mówią o swoim raporcie o zdrowiu - pisze Elżbieta Cichocka.
Lepiej unieważnić konkursy na leczenie zaproponowane przez NFZ. I wrócić do zasad wypracowanych jeszcze przez kasy chorych. Inaczej nie da się opanować chaosu w służbie zdrowia - pisze Elżbieta Cichocka.
Statystyczny Jan Kowalski odprowadza do Narodowego Funduszu Zdrowia w ciągu roku jedną miesięczną pensję, czyli ok. 2 tys. zł. Natomiast lekarz rodzinny, który się nim opiekuje, za swoją pracę dostaje rocznie 40 zł. System ochrony zdrowia w Polsce wszedł w przedagonalne drgawki. Bezpośrednim tego sprawcą jest oczywiście Mariusz Łapiński. Ale i bez jego inwencji wydarzyłoby się to samo (choć nieco później i nieco łagodniej). Dlatego wyrażam mu wielką wdzięczność, że empirycznie dowiódł, jak służba zdrowia funkcjonować nie może.
Szpitale nie mogą świadczyć usług podstawowej opieki zdrowotnej, bo nie mają tego w swoich statutach.
Publiczne szpitale i zakłady opieki zdrowotnej winne są dostawcom materiałów i sprzętu medycznego co najmniej 0,9-1 mld zł - wynika z szacunków "Rz". Niektórym dostawcom służby zdrowia bankructwo zagląda już w oczy.
Zdrowia! Tego przede wszystkim powinni życzyć sobie u progu nowego roku Polacy. Czeka nas przecież kolejny wstrząs związany ze zmianą systemu opieki zdrowotnej. Dokładnie nie wiadomo jeszcze, jak odbije się na naszej kondycji, ale już wiadomo, jak na kieszeni. Podwyższona do 8% składka na zdrowie, to wyższy o 0,25% podatek dla obywatela, który zapłaci go ekstra od swoich dochodów. Czy dostanie za to lepszą usługę? Śmiem wątpić. I odwołanie Łapińskiego nic tu nie pomoże.
Zamknięcie 1/3 placówek służby zdrowia, zwolnienie 3 tys. pracowników, obniżenie poziomu leczenia - taki może być efekt zmniejszenia nakładów na ochronę zdrowia na Śląsku, co dotknie prawie 5 milionów pacjentów. Solidarność tego regionu obiecuje, że do tego nie dopuści - zlekceważenie przez ministerstwo sytuacji, w jakiej znalazła się kasa chorych, może wywołać tu strajk generalny - ostrzegają związkowcy.
Do tego, że nasz system ochrony zdrowia wymaga radykalnych zmian, nie trzeba przekonywać nikogo - ani pacjentów, ani lekarzy, ani osób odpowiedzialnych za organizację i finansowanie systemu. Tym bardziej dziwi, że niechętnie sięgamy do doświadczeń krajów, które niedawno zmagały się z niemal identycznymi jak nasze problemami.
Dodatkowe 870 mln zł, które wraz z podwyższeniem składki o 0,25 proc. wpłyną w przyszłym roku na konto Narodowego Funduszu Zdrowia, nie uratuje ochrony zdrowia przed finansową zapaścią. W sytuacji przewlekłego chaosu organizacyjnego wyciąganie pieniędzy z kieszeni podatników można uznać za nieuczciwość.
Gdyby wierzyć rządzącej koalicji, minister zdrowia prof. Mariusz Łapiński jest niczym król Midas - czego dotknie, zamienia się w złoto. Jeżeli wierzyć opozycji, minister przypomina inspektora Clouseau z "Różowej Pantery" - zepsuje wszystko, co znajduje się w zasięgu jego ręki, a ręce ma długie. Argumentem w sporze jest również ostatnie zamieszanie związane z powołaniem Narodowego Funduszu Zdrowia.
Rosnące zapotrzebowanie na usługi medyczne zderza się z ograniczaniem przeznaczanych na nie przez państwo środków finansowych
Przyszedłem naprawić reformę i przywrócić ludziom poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego - mówi minister Mariusz Łapiński. Program naprawczy ministra, który właśnie ujrzał światło dzienne, budzi jednak podstawową wątpliwość: czy likwidacja kas chorych oznacza uzdrowienie reformy, czy wręcz przeciwnie, jest początkiem nowej choroby.
W ciągu roku w Polsce przybyło ponad 1 tys. aptek, w kolejce na rejestrację czeka kolejne 2 - 3 tys. wniosków. Zdaniem specjalistów, w najbliższych latach wiele aptek będzie bankrutować.
Afera w łódzkim pogotowiu, jeśli oddzielić od niej posądzenia lekarzy i sanitariuszy o celowe uśmiercanie pacjentów - co musi dopiero udowodnić śledztwo - nie jest pierwszym ujawnionym przypadkiem podejrzanych relacji między firmami pogrzebowymi a placówkami medycznymi. Po raz pierwszy jednak sprawa nabrała tak wielkiego publicznego rozgłosu. Oby jej się przysłużył.
Co dziesiąty pacjent polskiego szpitala jest ofiarą zarazków wywołujących żółtaczkę, posocznicę oraz liczne choroby płuc, oskrzeli i nerek. Za 90 proc. tych zakażeń odpowiada personel, który powinien dbać o nasze zdrowie.
Minister zdrowia dostał od premiera trzydzieści dni na przygotowanie scenariusza zmian w swoim resorcie. Na razie twierdzi, że na uporządkowanie systemu ochrony zdrowia potrzebny mu będzie rok.
W 2000 r. na polskim rynku sprzedano lekarstwa za 10,5 mld zł, o ponad 1 mld więcej niż rok wcześniej. Co piątą złotówkę z naszych ubezpieczeń zdrowotnych kasy chorych wydały na leki, ale i tak z roku na rok refundacja jest coraz niższa i polski pacjent z własnej kieszeni płaci za medykamenty proporcjonalnie najwięcej w Europie. Jeśli chcemy powstrzymać ten drastyczny wzrost wydatków, trzeba uporządkować rynek farmaceutyczny i wprowadzić przejrzyste kryteria refundacji. Obecna polityka lekowa działa często na rzecz wąskich interesów grupowych i powoduje patologie, za które płacimy i jako podatnicy, i jako pacjenci. Bywa że człowiek przymuszony chorobą zostawia w aptece połowę albo i więcej pensji lub emerytury. Po dziesięciu latach jałowych dyskusji najwyższy czas na radykalne decyzje, które przetną strefy wpływów i niejawnych interesów na tym szczególnym rynku. Pytanie tylko: kto pierwszy się na to odważy?