Nie da się zrealizować obietnic krótszych kolejek, podwyżek dla lekarzy i reszty personelu medycznego oraz wzmocnić profilaktyki, jeśli jednocześnie proponuje się drogę ograniczenia środków w systemie ochrony zdrowia.
Czy można przejść obojętnie wobec informacji, że w ciągu trzech lat w systemie ochrony zdrowia różnica między przychodami a kosztami sięgnie 160 mld zł? Czy można podejmować decyzje, które tę wyrwę jeszcze powiększą? W polityce niemożliwe, jak się okazuje, nie istnieje.
Donald Tusk już zdążył na portalu X ogłosić wojnę z dilerami handlującymi fentanylem. Jest to oczywisty temat zastępczy, aby znowu nic nie robić i udawać, że walczy się z poważnym problemem społecznym.
Minister zdrowia ma więcej ocen negatywnych niż pozytywnych, ale i tak daje jej to piąte miejsce w rządzie, a czwarte wśród ministrów w rankingu najlepiej ocenianych członków rządu. Co to mówi o odbiorze gabinetu Donalda Tuska w opinii publicznej, a co o sytuacji w ochronie zdrowia?
Utrzymywanie takiej jak obecna struktury świadczeń i struktury świadczeniodawców to tykająca pod systemem bomba. Problem polega na tym, że resort zdrowia zamierza przystąpić do jej rozbrajania, nie posiadając żadnych narzędzi finansowych.
Najbardziej oczywisty wpływ niedzielnych wyborów na obszar zdrowia to zmiana w Komisji Zdrowia. Skutki trudno jednak ograniczać jedynie do kwestii personalnych.
Pieniądze z puli na inwestycje strategiczne można uznać za wyjątkowo wysoko oprocentowaną pożyczkę. Oprocentowaniem jest dostępność i jakość leczenia w niedalekiej przyszłości.
Choć finanse ochrony zdrowia od lat są w nieustającym kryzysie, obecna sytuacja jest prostą konsekwencją decyzji, jaką rząd Mateusza Morawieckiego podjął w 2022 roku.
19 września 2023 r. Minister Zdrowia powołał Zespół, którego zadaniem jest przygotowanie nowych zasad przepisywania leków. Kilka miesięcy później (już po zmianie rządu) Gazeta Wyborcza donosiła, że choć przygotowywane zmiany będą rewolucyjne, MZ pracami Zespołu nie chce się chwalić. A może właśnie dlatego woli zachować je w tajemnicy?
Czym skończy się zamieszanie wokół kierunków lekarskich? Nadzieje na uzdrowienie sytuacji i przywrócenie normalności mieszają się z obawami, że zwycięży polityczny pragmatyzm, każący minimalizować rozczarowanie tych, którym już coś raz „dano”.
Jeśli opozycja rzeczywiście wierzyła w oficjalne zapewnienia, że ochrona zdrowia rośnie w siłę, a NFZ żyje dostatnio – po co przygotowywała jakiekolwiek propozycje zmian.
Polscy lekarze o tym, od lat, wiedzą a ostatnie osiem lat tylko wzmocniło przekonanie, że trzymanie się procedur i właściwie wypełniona dokumentacja medyczna są przynajmniej równie ważne, jak dobro pacjenta.
Ministerstwo Zdrowia, odnosząc się na platformie X do naszej rozmowy z prezesem Łukaszem Jankowskim, w której zapewniał o ciągłej gotowości do dialogu, również nie szczędziło deklaracji, że po tygodniach „zamrożenia” spotkań, czego przyczyną miała być praca nad ocaleniem miliardów złotych dla ochrony zdrowia z KPO, jest otwarte i chce wrócić do rozmów.
Ponieważ trudno przypuszczać, by w obszarze dzietności udało się szybko osiągnąć przełom, wydaje się, że walka o spowolnienie fatalnych procesów demograficznych musi skupić się na zgonach, konkretnie zaś – na zapobieganiu zgonom możliwym do uniknięcia.
Czy odejście z resortu zdrowia „wiceministra z PiS” przezwycięży marazm, w jakim wydaje się tkwić resort zdrowia? Bynajmniej, bo przecież to nie obecność Macieja Miłkowskiego była w ostatnich miesiącach największym problemem Miodowej 15.
Jak pandemia COVID-19 wpłynęła na demografię w naszym kraju?
W trakcie dyskusji eksperckich często można usłyszeć, że zdrowie w ogóle, ale zdrowie publiczne w szczególności jest obszarem pozostającym poza i ponad podziałami politycznymi. Jednak nie, okazuje się, że nawet w oczywistych sprawch czynnikiem ważącym na ocenie jest polityka.
Mimo że media piszą o karuzeli stanowisk w resorcie zdrowia i NFZ, jest kilka takich, na których zmian nie było, czego premier (oraz jego otoczenie) nie rozumie i – co więcej – tych zmian się domaga.
Słuchacze internetowej części rozmowy z minister zdrowia mogli się dowiedzieć m.in., że tzw. plan B, który oznacza, że małoletnia dziewczyna będzie mogła kupić tabletkę postkoitalną bez obecności i zgody rodziców, „to jest pomoc rodzicom, którym nie wyszło z wychowaniem”.
Jeśli rząd nie zdecyduje się na obniżenie budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia, oznaczać to będzie wzrost deficytu finansów publicznych i – w konsekwencji – długu publicznego.