Największa klęska. Zgony. Mimo że minister zdrowia (któryś już raz) nie kryje optymizmu co do sytuacji pandemicznej, jakiekolwiek podsumowania wydają się być przedwczesne. Jeden bilans, którego świadomość powinna towarzyszyć wszystkim – zwłaszcza zaś ministrowi zdrowia – w wypowiedziach i ocenach dotyczących pandemii, to wskaźniki śmiertelności.
W minionym tygodniu Eurostat podał dane dotyczące nadmiarowych zgonów w grudniu 2021 roku. Polska ze wskaźnikiem +69 proc. zajmuje pierwsze miejsce w UE, w której średnia nadmiarowych zgonów wynosiła 23 proc. – Najmniejszy przyrost nadmiarowej śmiertelności odnotowano w Szwecji (+4 proc.) oraz w Finlandii i we Włoszech (+5 proc.). Najgorzej sytuacja wygląda na Słowacji oraz w Polsce, gdzie tendencja wzrostu nadmiarowych zgonów utrzymała się odpowiednio na poziomie +60 proc. oraz +69 proc. – ogłosił unijny urząd statystyczny.
Umieralność w pierwszych tygodniach 2022 roku utrzymuje się na ubiegłorocznym poziomie. W pierwszych sześciu tygodniach 2022 roku, jak wynika z danych urzędów stanu cywilnego, zmarło 63285 osób, rok wcześniej w tym samym okresie – 63812. Trudno mówić o zauważalnym spadku śmiertelności w tych dwóch pandemicznych latach. W 2020 roku odnotowano w tym okresie 58480 zgonów.
Polska zajmuje 17. miejsce na świecie pod względem liczby zgonów z powodu COVID-19 od początku pandemii w przeliczeniu na milion mieszkańców i 8. wśród krajów liczących więcej niż 5 milionów obywateli. Biorąc poprawkę na nasze więcej niż skromne osiągnięcia w testowaniu (97. miejsce w świecie) i ewidentne niedoszacowanie liczby zgonów covidowych zwłaszcza w jesiennej fali 2020 roku, jest raczej więcej niż pewne, że mieścimy się w pierwszej piątce, szóstce najbardziej dotkniętych umieralnością z powodu COVID-19 krajów na świecie.
Wskaźnik bieżących zgonów nadal jest wysoki (6,6 zmarłych w przeliczeniu na milion mieszkańców, średnia siedmiodniowa), choć nie najwyższy w Europie Środkowo-Wschodniej. Kraje takie jak Węgry, Bułgaria czy Chorwacja są w sytuacji gorszej. Co w żaden sposób nie zmienia tego, że Polska jest w sytuacji bardzo złej.
Największe wyzwanie. Szkoły. 21 lutego starsze dzieci i młodzież wracają do szkół. Bez kwarantanny z kontaktu, bez testów, bez szczepień – bez niczego, co mogłoby hamować rozprzestrzenianie się zakaźnego Omikronu. Który, owszem, jest w odwrocie (Ministerstwo Zdrowia w sobotę poinformowało, że wartość współczynnika R wynosi 0,8), ale to o tyle przedwczesna radość, że znakomita większość zakażeń nie jest ujmowana w oficjalnych statystykach. Być może nie powinna być, być może rzeczywiście nastał czas, żeby osoby z objawami infekcji nakładały sobie samoizolację – tyle tylko, że nie zachowają się tak wszyscy. I można się obawiać, że nie zachowa się tak większość. Omikron zaczął się wycofywać, o czym trzeba pamiętać, podczas trwających jeszcze w niektórych województwach ferii, podczas nauki zdalnej. Czy zagęszczenie kontaktów międzyludzkich, związane z otwarciem szkół, przy tym poziomie zaszczepienia (czy też raczej niezaszczepienia) zwłaszcza młodszych dzieci, nie odwróci trendu? Oby, oczywiście, nie.