"Dzieci powinny wrócić do szkół"

16.02.2022

Dzieci powinny wrócić do szkół, bo mamy szczepienia przeciw koronawirusowi – ocenił członek Rady ds. COVID-19 prof. Leszek Szenborn. Wszyscy, którzy chcieli coś zrobić dla swojego zdrowia, mogli to od dawna zrobić – powiedział lekarz.

Kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu prof. Leszek Szenborn, członek Rady ds. COVID-19 powołanej w minioną środę przez premiera, był pytany na konferencji we Wrocławiu, czy dzieci powinny wrócić do szkół i całkowicie zakończyć naukę w trybie zdalnym lub hybrydowym.

– Dzieci powinny wrócić do szkół, bo dysponujemy od wielu miesięcy szczepieniami przeciw koronawirusowi dla dzieci w wieku 12-17 lat, a od grudnia dla najmłodszych w przedziale wieku 5-11 lat. Czyli wszyscy ci, którzy chcieli coś zrobić dla swego zdrowia i chcieli przygotować się na zachorowanie, mogli to od dawna zrobić. Ci, którzy do tej pory tego nie zrobili, to nie mają na co czekać. Jeśli ktoś nie boi się zachorowania, tym bardziej nie powinien się bać powrotu do szkoły – powiedział prof. Szenborn.

Ocenił, że ograniczenia w formie zakazu chodzenia do szkoły i nauczanie dzieci zdalnie miało sens w okresie, gdy brakowało np. łóżek w szpitalach czy w czasie, kiedy jako populacja oczekiwaliśmy na powstanie odporności poszczepiennej.

– Jeżeli ktoś nie chce z tego skorzystać, to nie ma na co czekać. Po prostu, jeżeli nie chcesz się zaszczepić, to spróbuj choroby, zobaczysz, jak przechorujesz. Jeżeli dobrze, to będzie dobrze i dla ciebie i dla nas wszystkich, bo osoby te, które przechorowały i mają odporność naturalną, są dla nas równie cenne, jak te, które się zaszczepiły. Ale tym zaszczepionym, tym 22 milionom Polaków, chcę podziękować, że zawarli przymierze ze zdrowiem. Szczepienie jest wyrazem mądrości, że wybieramy zapobieganie a nie chorowanie – powiedział lekarz.

Pytany, czy rezygnacja z kwarantanny dla uczniów, którzy mieli kontakt z zakażonym, nie wpłynie na rozwój pandemii, prof. Szenborn podkreślił, że wprowadzane ograniczenia muszą służyć określonemu celowi, ale niektóre cele się wyczerpały.

– Zupełnie inna sytuacja była przez pierwszy rok trwania pandemii, gdy nie mieliśmy dostępnych szczepień. Umierali lekarze, umierały pielęgniarki. Musieliśmy się chronić, uważać, by nie zabrakło łóżek szpitalnych i reanimacyjnych. Wtedy każde środki, które zmniejszały rozprzestrzenianie się wirusa, takie niespecyficzne środki, jakim była kwarantanna, miały wielki sens – powiedział lekarz.

Podkreślił, że teraz coraz więcej ludzi ma odporność poszczepienną, naturalną i hybrydową, wynikającą zarówno ze szczepienia, jak i zakażenia wirusem.

– Przedsięwzięcia te muszą się zmieniać, ponieważ tracą swoje uzasadnienie. Na samym początku, gdy zakażenia występowały masowo, mieliśmy nawet trudności z określeniem okresu wylęgania wirusa. W przypadku większości chorób zakaźnych mamy bardzo dobrze określony okres zakaźności. W tej chorobie mamy wyjątkową sytuację, jako że oprócz objawów choroby mamy jeszcze powszechne testowanie, czyli nadrozpoznawalność osób zakażonych, które wcale nie muszą zakażać – powiedział prof. Szenborn.

Podkreślił, że jako społeczeństwo nie możemy dać się sparaliżować, bo „będzie więcej problemów z tego, że nas nie będzie w pracy czy szkole, aniżeli samo zakażenie koronawirusem”.

Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!