W związku z infekcją zmarło w ciągu ostatniej doby 41 osób, tydzień temu było to 59 zgonów. Od początku pandemii RKI naliczył 11 022 590 wykrytych zakażeń w kraju. Ilość zgonów u osób, które zachorowały na COVID-19, co zostało oficjalnie potwierdzone, wyniosła w sumie 118 717.
Tygodniowy wskaźnik hospitalizacji wynosi obecnie 5,63. Liczba ta wskazuje, ilu pacjentów z COVID-19 było hospitalizowanych w ciągu ostatnich siedmiu dni w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. W szczycie drugiej fali, w okolicach Bożego Narodzenia 2020 roku, wskaźnik ten przekraczał 15.
Jak podkreśla ZDF, eksperci przewidują, że w nadchodzących dniach wskaźnik hospitalizacji znacznie wzrośnie, ponieważ między zgłoszeniem infekcji a hospitalizacją mija przeciętnie około dziesięciu dni.
Federalny minister zdrowia Karl Lauterbach uważa, że złagodzenie obostrzeń związanych z pandemią COVID-19 będzie możliwe za kilka tygodni. – Myślę, że na dobre rozluźnimy (ograniczenia) przed Wielkanocą – powiedział w telewizji Bild.
Warunkiem jest jednak, aby fala zakażeń Omikronem osiągnęła swoje maksimum w połowie lutego, zgodnie z oczekiwaniami. – Nie wolno dzielić skóry na niedźwiedziu przed jego zastrzeleniem – ostrzegał Lauterbach.
Minister jest zdecydowanie przeciwny łagodzeniu zasad w obecnej sytuacji. Uważa, że byłoby „szaleństwem”, gdyby przy maksymalnej liczbie zakażonych osób środki zostały złagodzone. Minister zapytał: „Co by się stało w Niemczech, gdybyśmy postępowali tak jak w Anglii?”. Jego zdaniem „może mielibyśmy wtedy 300 zgonów dziennie. Ale mamy znacznie mniej, a mianowicie 60 do 80”. Dzięki obecnym działaniom „codziennie ratujemy życie”, podkreślił Lauterbach.
Mimo bardzo dużej liczby zakażeń w Niemczech coraz głośniej mówi się o łagodzeniu przepisów związanych z pandemią. Niektóre kraje związkowe już się do tego przymierzają. Premier Bawarii Markus Soeder miał podczas spotkania partyjnego CSU opowiedzieć się za złagodzeniem niektórych z restrykcji pandemicznych. Restauracje mają być ponownie otwierane bez ograniczeń czasowych, a godzina policyjna – obecnie obowiązująca od 22.00 – ma zostać zniesiona. Również Szlezwik-Holsztyn postanowił złagodzić przepisy.
Szwedzki Urząd Zdrowia Publicznego ogłosił, że wraz ze zniesieniem w środę w Szwecji wszystkich restrykcji, nie będzie już powszechnie zalecane poddawanie się testom na COVID-19 w przypadku wystąpienia objawów choroby.
Jak wyjaśniła dyrektor tej instytucji, Karin Tegmark Wisell, „dotarliśmy do punktu, w którym z ekonomicznego punktu widzenia szerokie testowanie nie ma już uzasadnienia”. – Jest to zbyt drogie w porównaniu z tym, co nam daje – podkreśliła w programie Agenda telewizji SVT.
Tegmark Wisell dodała, że testowanie wszystkich osób z objawami przestaje mieć sens, gdy połowa badanych osób ma pozytywny wynik. Zastrzegła jednak, że „chorzy nadal powinni pozostawać w domu”.
Według ekspertki nie warto wydawać ogromne środki na powszechne testowanie, jeśli rozwój pandemii można analizować w inny sposób. – Wciąż stosować będziemy szeroko zakrojone testy w służbie zdrowia oraz opiece nad osobami starszymi, a także monitorujemy i rejestrujemy, jakie warianty krążą w społeczeństwie – zaznaczyła Tegmark Wisell.
Z szacunków Urzędu Zdrowia Publicznego wynika, że testy PCR kosztowały budżet państwa do tej pory 21,5 mld koron (2,05 mld euro). W związku z ogromnym rozprzestrzenieniem wariantu Omikron koszt badań wszystkich osób z objawami wyniósłby 500 mln tygodniowo oraz 2 mld miesięcznie.
Szwecja, która w środę znosi limity zgromadzeń w pomieszczeniach, a także rezygnuje z kontroli zaświadczeń o szczepieniu na COVID-19 w kinach i teatrach, jest pierwszym krajem w Skandynawii, który decyduje się na ograniczenie testowania. W Danii oraz Norwegii, gdzie wcześniej zniesiono restrykcje, wciąż poddaje się społeczeństwo badaniom na obecność koronawirusa.
Ponad 500 tys. mieszkańców Niderlandów w ciągu trzech dni poparło apel do premiera Marka Ruttego w sprawie zniesienia przepustki sanitarnej.
– Teraz, gdy jest już jasne, że koronawirus staje się endemiczny, przepustka sanitarna nie powinna mieć miejsca w demokracji, dlatego wzywamy rząd i parlament do jej zniesienia ze skutkiem natychmiastowym – czytamy w apelu, zamieszczonym na stronie internetowej Petities.nl.
Jak informuje dziennik „Metro” chętnych do podpisywania petycji było tak wielu, że strona regularnie się zawieszała.
Inicjatorką apelu jest była sekretarz stanu z koalicyjnej chadecji (CDA) Mona Keijzer, która został usunięta z rządu oraz frakcji CDA w izbie niższej parlamentu (Tweede kamer) za krytykę rządowej strategii walki z COVID-19.