Sytuację w Polsce oceniam jako stabilnie dobrą, ale mam taki niepokój, że to usypia naszą czujność. Wszędzie wokół, w całej Europie, widzi się jednak kolejną falę – powiedział PAP lekarz naczelny ds. COVID-19 w szpitalu wojewódzkim w Szczecinie prof. Miłosz Parczewski.
Zauważył, że w Hiszpanii i Portugalii zmiany statusu epidemiologicznego widać już od jakiegoś czasu – to kraje, w których Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) wskazało „najwyższy stan alertowy”, kategorię czerwoną.
– Wielka Brytania przez brexit wypadła z tego systemu nadzoru, ale też byłaby na czerwono. Widzimy wzrosty zakażeń w Izraelu, co dla nas nie ma bezpośredniego przełożenia, ale jednak mówi o tym, że nawet dobrze wyszczepione społeczeństwo może mieć problemy w kontekście nowej fali wirusa – wskazał specjalista ds. chorób zakaźnych.
Zaznaczył, że wzrosty przypadków zakażeń raportują także Francja i Rosja „i nas to również może czekać”.
Zapytany o to, czy możliwe jest, że czwarta fala pandemii pojawi się w Polsce szybciej niż dotąd przewidywano, wskazał, że „mamy połowę lipca, epidemiologia stanęła na plus minus stu przypadkach i ani nie spada, ani nie rośnie”.
– Najszybciej będzie to początek sierpnia, ale raczej druga połowa. Oczywiście trudno prognozować. Nawet jeśli będzie tysiąc przypadków dziennie, dla mnie to jeszcze nie jest fala. Musielibyśmy mówić o kilku tysiącach, dziesięciu tysiącach – mówił prof. Parczewski.
Proszony o komentarz dotyczący liczby potwierdzonych przypadków zakażenia wariantem Delta podkreślił, że trzeba pamiętać o tym, że badanych jest tylko kilka procent próbek.
– To drogie badanie, trudne technicznie, interpretacyjnie to też pewien wysiłek. Nie jest jak badanie molekularne, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, w którym wynik otrzymujemy nawet po 4–6 godzinach. Nie każda próbka będzie sekwencjonowana, bo nie ma też takiej potrzeby – zaznaczył lekarz.
Dodał, że ponad 150 osób, u których potwierdzono wariant Delta (dane przedstawił na początku tygodnia rzecznik MZ), to tylko czubek góry lodowej, a przypadków nowego wariantu jest z pewnością dużo więcej.
Zauważył też, zapytany o obostrzenia dotyczące noszenia maseczek, że WHO zrewidowała swoje zalecenia, sugerując noszenie ich w pomieszczeniach, choć jeszcze niedawno trwała dyskusja na ten temat.
– Zrzucanie masek wewnątrz pomieszczeń, gdzie jest szczególnie mieszana grupa ludzi – zaszczepionych i niezaszczepionych – nie jest dla nas do końca bezpieczne. Rzeczywiście, w tej chwili jest mało wirusa krążącego w populacji, ale kiedy będzie go więcej, podatność będzie jeszcze wyższa – wskazał prof. Parczewski.
Zaznaczył, że w ubiegłym roku sytuacja pandemiczna w sezonie wakacyjnym była podobna „i to uśpiło nasze myślenie, postrzeganie”.