– Pacjenci za późno zgłaszają się do lekarzy i próbują leczyć się na własną rękę. Zaczynają się też kłopoty z hospitalizacjami – ocenił prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych Michał Sutkowski, komentując aktualną sytuację epidemiczną dotyczącą COVID-19.
Porównując aktualną sytuację epidemiczną do rejsu na morzu Michał Sutkowski powiedział, że „fala jest dosyć wysoka”. – Z mobilizacją załogi bywa różnie. Wydaje mi się, że wszystko niestety jeszcze jest przed nami. Zaczynają się kłopoty przede wszystkim z hospitalizacjami - na to bym zwrócił uwagę – podkreślił Sutkowski.
Według niego, pacjenci nadal zgłaszają się późno do podstawowej opieki medycznej. – W związku z tym część osób ma objawy na tyle poważne, że powinni się dużo wcześniej zgłaszać, a zgłaszają się w drugim tygodniu choroby po okresie samoleczenia, które nie powinno mieć miejsca bez rozpoznania COVID-19, czyli bez testu. Pacjent dzwoni po 10 dniach trwania choroby. To jest bardzo niepokojące. Wtedy bardzo często chory musi być z powodu niskiej saturacji, duszności, kaszlu, tygodniowej gorączki wysłany do szpitala. Jest niebezpieczeństwo, że będzie pod respiratorem – powiedział Sutkowski.
Dodał, że do szpitali trafia coraz większa grupa osób w młodym i średnim wieku (30-50 lat), którzy lekceważą objawy choroby. – Dziennie jest przyrost 500-700 osób do szpitali - to jest ogromna liczba. To jest bardzo duży wzrost, to jest najgorsze – ocenił. Dodał, że średnia liczba osób hospitalizowanych pod respiratorami jest na poziomie ok. 10 proc., co według niego też jest liczbą wysoką.
W ocenie Sutkowskiego, trwa właśnie kolejny bardzo trudny okres dla ochrony zdrowia. – Ciężko jest. Bardzo dużo wizyt, bardzo dużo porad. Pogoda też nie sprzyja, bo jest niestabilna, w miarę zimno, więc nie jest dobrze – podkreślił.