Resort przyznaje jednak, że są pacjenci wykluczeni cyfrowo – a program został w całości oparty po pierwsze na założeniu wysokiej świadomości pacjentów i odpowiedzialności za swoje zdrowie, po drugie – na dysponowaniu choćby podstawowymi kompetencjami cyfrowymi. Tymczasem choć duża część Polaków w wieku 50-65 lat nie podpada pod kategorię cyfrowego wykluczenia (CBOS, na którego badania powołuje się resort zdrowia, twierdzi, że w tej grupie wiekowej nawet 89 proc. ma smartfona), w starszych grupach wiekowych z obsługą urządzeń wiele osób sobie nie radzi. Dlatego Ministerstwo Zdrowia zapowiada też uruchomienie infolinii, na którą pacjent będzie mógł zadzwonić i podać odczyt, który w czasie rzeczywistym trafi do centrum monitoringu i zostanie przeanalizowany przez lekarzy.
Posłowie dopytywali o koszty programu. W tym o koszty Poczty Polskiej, która za wysyłkę każdego urządzenia do pacjenta pobiera 81 zł. Dlaczego tak dużo? Przedstawiciele resortu zdrowia tłumaczyli, że cena obejmuje przesyłkę, która jest realizowana jest w ciągu 24 godzin od zgłoszenia pacjenta do systemu, ale też odbiór urządzenia, jego dezynfekcję, przegląd techniczny, wymianę baterii i magazynowanie do czasu ponownego przekazania do użytkowania. I druk ulotek, dołączanych do urządzeń.
Ponieważ zakup pulsyksometrów zrealizowała Agencja Rezerw Materiałowych, szczegółów dotyczących wartości kontraktu rząd nie ujawnia (obowiązuje klauzula „zastrzeżone”). Posłowie usłyszeli, że urządzeń kupiono 200 tysięcy a ich koszt zakupu to 120-150 zł za sztukę (nieco niższy niż cena rynkowa analogicznych urządzeń). Ministerstwo zdementował informacje medialne, jakoby na potrzeby programu zakupiono pulsyksometry, których rynkowa cena to ok. 450 zł.