Według Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Baltimore w ciągu ostatniej doby w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano 60 315 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. Z powodu powikłań związanych z COVID-19 zmarły w tym czasie 933 osoby.
Zgodnie z podanymi w środę danymi amerykańskiej uczelni od wybuchu epidemii w USA potwierdzono łącznie 8 mln 319 271 przypadków zakażenia koronawirusem. Liczba ofiar śmiertelnych wynosi obecnie 221 816.
Jak podkreśla telewizja CNN, cytując opinie ekspertów, w USA wciąż rośnie liczba infekcji i hospitalizacji z powodu COVID-19. Zgodnie z przewidywaniami także liczba zgonów może się wkrótce znacznie zwiększyć.
Szczególnie trudne mogą być najbliższe miesiące. Uczniowie i studenci wrócili do klas. Niektórzy mieszkają w kampusach, gdzie doszło do nasilenia pandemii, a ponieważ wkrótce odwiedzą rodziny w okresie nadchodzącego Święta Dziękczynienia, mogą nieświadomie zarazić krewnych wirusem.
Jak wynika ze statystyk Uniwersytetu Hopkinsa 10 kwietnia, około miesiąca po ogłoszeniu przez Światową Organizację Zdrowia pandemii COVID-19, USA osiągnęły pierwszy szczyt z blisko 31 800 przypadkami nowych zakażeń dziennie i łączną liczbą infekcji przekraczającą pół miliona.
Największe skupiska wirusa występowały głównie w Nowym Jorku z ponad 160 000 przypadków, więcej niż w jakimkolwiek kraju na świecie. Mniejszą liczbę zakażeń zarejestrowały stany Waszyngton, Luizjana i Illinois.
Uczelnia podawała, że do 9 czerwca USA spłaszczyły krzywą zachorowań na COVID-19 i odnotowywały średnio około 20 340 nowych przypadków dziennie.
Wraz ze złagodzeniem obostrzeń, więcej Amerykanów zaczęło jednak wychodzić na zewnątrz bez zachowania dystansu społecznego i lekceważąc zalecenia zakrywaniu twarzy.
Do 22 lipca kraj osiągnął najwyższy jak dotąd szczyt pandemii, odnotowując średnio ponad 67 000 przypadków zakażeń dziennie. Ich ogromny wzrost nastąpił zwłaszcza na zachodzie i południu kraju m.in. w Arizonie, w Kalifornii, Teksasie i Georgii. Eksperci nazwali Florydę epicentrum pandemii.